Obrońcy dyżurnych ruchu, którzy zostali skazani za spowodowanie katastrofy kolejowej pod Szczekocinami, chcą kasacji prawomocnego wyroku. W styczniu tego roku Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał Andrzeja N. na 6 lat więzienia, a Jolantę S. na 3,5 roku pozbawienia wolności.
Tragedia w Chałupkach koło Szczekocin, do której doszło sześć lat temu, to jedna z największych katastrof kolejowych w historii naszego kraju. Co roku w niewielkiej miejscowości w gminie Szczekociny spotykają się rodziny i znajomi ofiar, przedstawiciele lokalnych władz oraz mieszkańcy, by uczcić pamięć osób, które zginęły. Kwiaty składane są przed tablicą pamiątkową oraz na miejscu katastrofy. W pobliskich Goleniowach odbywa się natomiast msza święta w intencji ofiar.
Za spowodowanie tragedii, do której doszło w 2012 roku, odpowiadają dyżurni ruchu, którzy - zdaniem śledczych - doprowadzili do tego, że dwa pociągi znalazły się na jednym torze i zderzyły się. Zginęło wówczas 16 osób, a wiele zostało rannych. W sprawie zapadł już prawomocny wyrok, ale wniesienie kasacji potwierdził zarówno mecenas Witold Pospiech (obrońca Andrzeja N.), jak i Grzegorz Porębiński (obrońca Jolanty S.). Ten pierwszy w rozmowie telefonicznej twierdził, że „wniósł kasację bezpośrednio do Sądu Najwyższego”.
Procedura w takich przypadkach wygląda jednak tak, że skarga kasacyjna musi zostać skierowana do SN za pośrednictwem sądu, który wydał zaskarżone postanowienie. W tym przypadku chodzi o Sąd Apelacyjny w Katowicach.
Kasację bezpośrednio do Sądu Najwyższego mogą kierować natomiast tylko „podmioty szczególne”, do których zaliczają się prokurator generalny - minister sprawiedliwości, Rzecznik Praw Obywatelskich czy też Rzecznik Praw Dziecka. Z naszych ustaleń wynika jednak, że w katowickim sądzie nie ma śladu po kasacji mecenasa Pospiecha.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień