
- Coś strasznego. Do teraz to do mnie nie dociera - mówi mieszkanka podgorzowskiego Jenina. Doszło tu do makabrycznej tragedii rodzinnej.
Jenin to niewielka miejscowość nieopodal Gorzowa. Kilka sklepów, apteka, szkoła, przedszkole. Wszyscy się tu znają. To właśnie w domu państwa C. tuż obok apteki doszło do tragedii. Wiadomo, że zaalarmowana przez bliskich policja weszła do środka. Tam dokonano makabrycznego odkrycia. Znaleziono zwłoki 56-letniej pani Danuty. Jej męża nie było w domu. Była niedziela, po godzinie 19.
Kobieta została uduszona, ciało jej męża wisiało na drzewie kilkaset metrów od domu.
- Na miejsce przyjechał prokurator, przyjechali też policyjni technicy, którzy zabezpieczali ślady w miejscu znalezienia zwłok. W tym samym czasie druga grupa policjantów przeszukiwała okolicę w poszukiwaniu męża kobiety - mówi Grzegorz Jaroszewicz z wydziału prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. Policjantom pomagali również strażacy ochotnicy. Niebawem grupa poszukiwawcza dokonała kolejnego tego wieczoru makabrycznego odkrycia. Na jednym z drzew za pobliską szkołą wisiało ciało pana Mirosława.
Choć policyjne śledztwo dopiero ruszyło, to wielu mieszkańców Jenina już teraz jest niemal pewnych, że to pan Mirosław zabił swoją żonę, a później siebie. Taką wersję wydarzeń bierze pod uwagę również prokuratura. W poniedziałek odbyła się sekcja zwłok małżonków. - Potwierdziła ona, że kobieta został uduszona. Mężczyzna natomiast zginął śmiercią samobójczą. Wszczęliśmy śledztwo w sprawie morderstwa. Sprawdzimy też, jaki w tym zdarzeniu był udział męża zamordowanej kobiety - mówi Roman Witkowski z gorzowskiej prokuratury.
O tragedii w Jeninie powiadomił nas Czytelnik. Pojechaliśmy na miejsce. Drzwi do domu państwa C. są zaplombowane. W obejściu biega niewielki kundelek. Tylko plomby na drzwiach ładnego, zadbanego domu jednorodzinnego świadczą o tragedii, która się tu wydarzyła.
Cała wieś jest w szoku.
- To było bardzo zgrane małżeństwo, nic nie zapowiadało, że tam może coś takiego się wydarzyć. Żadnej patologii, oboje byli bardzo grzeczni, uśmiechnięci. Danusia często przychodziła tu na zakupy, znałyśmy się - mówi pracownica jednego z marketów. - Za to jej mąż był bardziej skryty, ale grzeczny. Zawsze, gdy przychodził do sklepu, mówił „dzień dobry”, gdy wychodził mówił „do widzenia” - dodaje kolega naszej rozmówczyni. Dobrą opinię o małżeństwie C. potwierdzają też policjanci.
- W tym domu nie odnotowaliśmy żadnych interwencji, żadnych zgłoszeń - przyznaje G. Jaroszewicz.