Trudne powroty na wolność. Czy resocjalizacja za kratkami przynosi efekty? "To tylko słowo"
Znaczna część więźniów resocjalizację za kratkami uważa za fikcję. Eksperci są innego zdania. Twierdzą, że to proces, czasami długi i niełatwy, ale przynosi efekty.
Był wrzesień 2020 r. Po 25 latach odsiadki na wolność wyszedł Mirosław B., zabójca 10-letniej dziewczynki. Dwie inne mężczyzna molestował.
Po opuszczeniu zakładu karnego w Rzeszowie zamieszkał w niewielkiej miejscowości pomiędzy Dąbrową Tarnowską a Mielcem. Wprowadził się do małego domku (nieopodal szkoły), w którym niegdyś mieszkał jego ojciec. Lokalna społeczność wpadła w panikę. Ludzie bali się, że B. może zrobić komuś krzywdę.
- Oczywiście, że jest strach. Gdy za tym mężczyzną zaczęli chodzić policjanci, to wtedy zorientowaliśmy się, że może być niebezpieczny. Bo niby dlaczego mieliby go pilnować? Ja koło jego domu nie chodzę, wybieram inne ścieżki - powiedział nam mieszkaniec wioski, z którym rozmawialiśmy w 2020 roku.
Udało nam się wówczas porozmawiać także z samym Mirosławem B. Zaprosił nas do domu. Usiedliśmy z nim przy niewielkim stole w pokoju gościnnym. Na półkach dostrzegliśmy wiele obrazków z wizerunkami świętych: Jezusem, Matką Bożą. Mężczyzna wyjaśnił, że dewocjonalia nie należą do niego, tylko do jego ojca. Pobyt w zakładzie karnym wspominał tak:
- Było bardzo ciężko. To nie jest normalne funkcjonowanie. Odbyłem pełny wymiar kary, 25 lat. Marzy mi się normalność. Tak mnie to życie doświadczyło, że mam dość. Nie zrobię już nic złego - zapowiedział.
Po jakimś czasie sprawdziliśmy, czy wobec mężczyzny musiała interweniować policja. Funkcjonariusze zapewnili nas, że takich sytuacji nie odnotowali. Czy to oznacza, że B. skutecznie przeszedł proces resocjalizacji w więzieniu? Czy faktycznie do końca swoich dni nie popełni już żadnego przestępstwa? Tego nie wiadomo. Doświadczenie pokazuje, że wielu byłych więźniów - nie tylko tych, którzy trafili do zakładów karnych za najcięższe przestępstwa - ponownie łamie prawo i wraca za kratki.
Powrót na wolność
Resocjalizacja jest procesem. Często długim i niełatwym. Ma na celu przygotowanie więźnia do powrotu na wolność. Pomagają mu w tym psychologowie, wychowawcy, pedagodzy. Na różne sposoby. Spektrum jest bardzo szerokie, a w całym procesie chodzi o to, by po wyjściu z zakładu karnego osadzony postępował nie tylko zgodnie z prawem, ale również w zgodzie z normami społecznymi.
- Metody resocjalizacji możemy podzielić na kilka sfer; to działania związane z edukacją i pracą, sferą psychologiczną czy fizyczną osoby, która przebywa w izolacji penitencjarnej - wyjaśnia prof. dr hab. Małgorzata Michel z Instytutu Pedagogiki Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Jeśli chodzi o płaszczyznę edukacyjną, możemy mówić na przykład o nadrobieniu obowiązku edukacyjnego przez osobę osadzoną, jak również nabywaniu pewnych kompetencji społecznych, które pozwolą tej osobie odnaleźć się w rzeczywistości po wyjściu z zakładu karnego. Chodzi o całe spektrum umiejętności z zakresu komunikacji interpersonalnej, odnalezienia się w grupach społecznych, zgodnego z normami zachowania w przestrzeni publicznej. Z kolei sfera psychologiczna obejmuje takie działanie z osadzonym, które ma go przygotować do radzenia sobie w sytuacjach trudnych, kryzysowych, stresujących - dodaje nasza rozmówczyni.
Mimo że metod resocjalizacji jest naprawdę wiele, to w Polsce około 60 procent więźniów po odbyciu kary wraca na drogę przestępstwa. To więcej niż co drugi skazany. - Rzeczywiście współczynnik recydywy, którym mierzymy efektywność resocjalizacji, wciąż jest dosyć duży - komentuje prof. Michel.
Na początku lat dwutysięcznych wynosił 80 procent.
Nie zawsze jest jednak tak, że to resocjalizacja zawodzi. Bywa, że wychodzący na wolność znów dokonują przestępstw, bo... po prostu chcą wrócić za kratki.
- Jeśli osoba - np. po 15 latach więzienia - wychodzi na wolność, często staje się osobą w kryzysie bezdomności, ponieważ nie ma gdzie mieszkać. Kolokwialnie rzecz ujmując, najprościej jest popełnić przestępstwo i wrócić do zakładu karnego, gdzie ma zapewniony dach nad głową i trzy posiłki dziennie - wyjaśnia ekspertka.
W jednym worku z recydywistami
Pan Piotr (imię zmienione na jego życzenie) spędził w więzieniu łącznie sześć lat. - To były dwa pobyty. Pierwszy w latach dziewięćdziesiątych. Natomiast ostatnim razem zakończyłem odbywanie kary w 2019 roku - wspomina mężczyzna.
Dla niego resocjalizacja to tylko słowo. - Nic nieznaczące. Używane tylko po to, by był wpis w papierach psychologów. Resocjalizacja powinna przygotowywać człowieka do życia na zewnątrz. A po wyjściu z więzienia zostaje się samemu z wieloma sprawami do załatwienia - twierdzi nasz rozmówca.
- W ramach resocjalizacji odbywały się między innymi szkolenia. Miałem wrażenie, że tylko po to, by zakład dostał na nie dofinansowanie. Nie zwracano uwagi na jakość tych szkoleń, jak również na to, kto w nich uczestniczy: wielokrotni recydywiści są wsadzani do jednego worka z tymi, którzy chcą coś zmienić - dodaje mężczyzna.
Po pierwszym wyjściu z więzienia - w latach dziewięćdziesiątych - od razu wyjechał za granicę. W Polsce nie widział dla siebie przyszłości. Najpierw był w Niemczech, a następnie we Włoszech. - Drugie wyjście z więzienia było bardzo trudne: ze względu na to, że miałem perspektywę walki o dziecko. Udało się, bo byłem wspierany przez przyjaciela, który udostępnił mi mieszkanie po zmarłej mamie. Nie otrzymałem natomiast wsparcia instytucjonalnego - dodaje mężczyzna.
- Wychodząc z więzienia, dostaje się pieniądze na bilet. I tyle. Ja przynajmniej miałem przyjaciela. Dzięki niemu na spokojnie mogłem ochłonąć, poszukać pracy i przeżyć pod dachem do pierwszej pensji. Ale nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie to lokum, które mi udostępnił. Pewnie skończyłbym w przytulisku. Tym bardziej że po wyjściu z więzienia nie jest łatwo znaleźć legalną pracę, szczególnie gdy chce się być uczciwym, mówiąc, że było się karanym - twierdzi pan Piotr.
Nie wyjawił, za co trafił za kratki w latach dziewięćdziesiątych. Drugim razem został osadzony w więzieniu za nielegalny handel papierosami. Wyszedł po roku, mając 50 lat.
Eksperci zauważają, że czasami więźniowie nie mają gdzie wrócić, ponieważ ich więzi z bliskimi rozpadły się, gdy odbywali karę. Na dodatek mało jest miejsc, gdzie osoby wychodzące na wolność mogą się zatrzymać choć na chwilę.
- W Krakowie jest jeden dom, prowadzi go Stowarzyszenie Probacja, w którym panowie mają możliwość przebywania do trzech miesięcy po opuszczeniu zakładu karnego. W tym czasie muszą znaleźć pracę i lokum. Jeśli nie, stają się osobami w kryzysie bezdomności - mówi nam prof. Małgorzata Michel.
Dom dla byłych więźniów
Małopolskie Stowarzyszenie Probacja już od ponad 20 lat pomaga osobom opuszczającym zakłady karne, jak również ich rodzinom, w szczególności dzieciom. W 2005 roku Probacja otworzyła w Krakowie Centrum Integracji Pro Domo, czyli przejściowy dom dla osób bezdomnych, które opuszczają więzienia i areszty śledcze.
- Oferujemy pomoc terapeutyczną, prawną i rzeczową (zakup leków, biletów, środki czystości, żywność), a także zakwaterowanie dla mężczyzn i pomoc w aktywizacji zawodowej - mówi Agnieszka Szeliga-Żywioł, wiceprezes Probacji.
- Prowadzimy także Centrum Dzieci i Rodzin "Rodzina Razem", w którym realizujemy działania na rzecz dzieci i rodzin: animujemy widzenia w zakładach karnych, oferujemy pomoc psychologiczną dla dzieci i rodzin osób osadzonych oraz grupy wsparcia dla dzieci i dorosłych. Pracujemy z dziećmi, których rodzice przebywają w więzieniu, przydzielając im mentorów - dodaje nasza rozmówczyni.
Są to zazwyczaj absolwenci i studenci pedagogiki lub psychologii, którzy zajmują się pracą środowiskową w miejscu zamieszkania tych dzieci, pomagają im w nauce, spędzają z nimi czas wolny i towarzyszą w doświadczeniu rozłąki z rodzicami.
W pierwszym półroczu 2023 roku w krakowskim centrum integracji wsparcie znalazło ponad sto osób. Część z nich przyszła po pomoc ambulatoryjną, inni skorzystali z pomocy konsultacyjnej jeszcze w trakcie odbywania kary pozbawienia wolności, a niektórzy to mieszkańcy placówki.
- W domu pomocy postpenitencjarnej przyjmujemy zazwyczaj około 60 osób rocznie. W naszej placówce mogą też przebywać osoby, które odbywają karę pozbawienia wolności w systemie dozoru elektronicznego. Aktualnie obejmujemy różnorodną pomocą około 50 rodzin. Część z nich to rodziny, z którymi mamy kontakt poprzez widzenia na terenie jednostek penitencjarnych, inne rodziny są objęte pomocą mentorską, psychologiczną, terapeutyczną albo korzystają z grup wsparcia - twierdzi Szeliga-Żywioł.
Przyznaje, że zapotrzebowanie na tego typu wsparcie jest duże, dlatego Probacja stara się rozwijać ofertę.
- Jesteśmy jedyną organizacją, która jest łącznikiem między dwoma światami, oddzielonymi więziennym murem - dodaje wiceprezes stowarzyszenia.
- Pracując po jednej i po drugiej stronie, jesteśmy w stanie całościowo pomóc tym rodzinom: spotykamy się z rodzicem, który odbywa karę pozbawienia wolności, spotykamy się również z jego dzieckiem, spotykamy się też wspólnie podczas widzeń. To ma ogromną wartość - kwituje.
Eksperci nie mają wątpliwości, że tego typu działalność, jaką zajmuje się Probacja, może przyczynić się do tego, by nie przybywało recydywistów. Szczególnie ważna jest pomoc w znalezieniu pracy dla osoby wychodzącej na wolność. - To największy problem osadzonych. Pieniądze z przestępstwa są łatwe do zdobycia, a systematyczna, codzienna praca bywa wyczerpująca. Aspekt pracy jest najważniejszy. Jak człowiek ma poczucie bezpieczeństwa i zapewniony byt, jest w stanie podjąć inne działania w kierunku odbicia się od dna i pracy nad sobą - zapewnia prof. dr hab. Małgorzata Michel.