Tadeusz Iger, słynny numizmatyk rzadko opowiadał o przeszłości. Może dlatego, że w jego rodzinie wojnę przeżył tylko on i ojciec.
Tadeusza Igera wielu opolan pamięta jako znakomitego dentystę, dla innych był legendarnym numizmatykiem, który zgromadził największy na świecie zbiór monet, nazywanych trojakami. Ale Igera w Opolu nigdy by nie było, gdyby nie - jak sam po latach przyznał - ogromne szczęście, które towarzyszyło mu podczas II wojny światowej.
Urodził się 2 stycznia 1941 roku w Czortkowie na Kresach w średnio zamożnej żydowskiej rodzinie. Jego ojciec był technikiem dentystycznym, a mama córką ubogiego krawca. W lipcu 1941 r. do Czortkowa wkraczają Niemcy, niecały rok później powstaje getto dla Żydów, do którego trafia cała rodzina Igerów. Osaczonych ludzi dziesiątkuje głód, choroby i policja ukraińska.
W czerwcu 1943 r., gdy getto jest likwidowane, zamordowani zostają: Chaja Iger – babcia, Natan Iger – wujek, rodzice mamy. Klara i Joel Igerowie trafiają razem z 2,5-letnim Tadeuszem do obozu pracy w Świdowie, gdzie wyrabiano kauczuk. Na razie są potrzebni III Rzeszy. 20 stycznia 1944 roku ginie mama Tadeusza. Zastrzelił ją ukraiński policjant, kolega Joela Igera sprzed wojny. I to wówczas – jak wspominał Tadeusz Iger – po raz pierwszy cud uratował mu życie. Mama wsunęła go bowiem pod łóżko, gdy zobaczyła zbliżających się Ukraińców, a ci nie sprawdzili dokładnie pokoju.
Drugi cud wydarzył się także w 1944 r. Do szopy zaprzyjaźnionego pasterza, w której zostawił go ojciec, gdy poszedł do pracy, weszli Ukraińcy. 3-letni Iger opowiedział im, kim jest, i poprosił – jak uczył ojciec – aby go nie zabijać.
Policjant oszczędził go, ale zastrzelił innego chłopca. Któregoś dnia szczęście znów uśmiechnęło się do ojca i syna. Ślązak Paweł Tomanek, służący w Wehrmachcie, ostrzegł ich, że niebawem obóz będzie zlikwidowany, a Żydzi rozstrzelani. Joel Iger zdecydował się na ucieczkę do wsi, w której się urodził.
W Rożanówce miejscowi chłopi, często dawni koledzy ojca, pomogli uciekinierom. Igerowie mieszkali jednak nie w domach, ale w jamach wykopanych w pobliskim lesie. I to tam – jak opowiadał Tadeusz Iger – znów mieli wiele szczęścia. Niemiecki patrol był zaledwie kilka metrów od ich kryjówki, mimo to nie spostrzegł jej. Ukrywanie skończyło się pod koniec marca 1944 r., gdy do Czortkowa znów wkroczyli Rosjanie.
W lutym 1946 r. Joel i Tadeusz Igerowie jako repatrianci przyjeżdżają do Opola. Ojciec Tadeusza – zdeklarowany komunista – zostaje najpierw szefem Komitetu Żydowskiego, a potem szefem wojewódzkiego okręgu Związku Pracowników Służby Zdrowia. Poznaje też drugą żonę, Elfrydę Niesporek, o której Iger mówił, że była jego drugą matką.
Już w Opolu Iger kilka razy przekonuje się, że bycie Żydem – nawet niepraktykującym – także po zakończeniu wojny nie jest łatwe. W pamięci utkwiło mu m.in. zdarzenie ze szkoły podstawowej, gdy nauczycielka wyprosiła go z lekcji religii, mówiąc, że „jest Żydkiem”. Efekt był taki, że Iger – któremu od tamtej pory dzieci mocno dokuczały – musiał zmienić szkołę.
Mimo to bez większych problemów skończył liceum, a potem dwuletnią szkołę pomaturalną techników dentystycznych i stomatologię w Akademii Medycznej w Warszawie. W 2010 roku zmarł w Opolu, ale wcześniej jego wspomnienia spisał przedstawiciel Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu. To dzięki tym zapiskom mógł powstać ten tekst.
Kolekcja Tadeusza Igera