Trzeba słuchać, co podszeptuje drewno i nie rzeźbić na kolanach. Nawet Boga

Czytaj dalej
Fot. Ireneusz Dańko
Ireneusz Dańko

Trzeba słuchać, co podszeptuje drewno i nie rzeźbić na kolanach. Nawet Boga

Ireneusz Dańko

U Franciszka Palki w dobrej komitywie są grzesznicy i święci, diabły i anioły. Cała gromada sakralnych i bajkowych postaci zapełnia dom, ogród i warsztaty twórcy, który od dziecka nie rozstaje się z dłutem

Za ogrodzeniem zęby szczerzy brzuchaty niedźwiedź. Na piersiach ma czerwone serce i małą dziurkę. W łapach dzierży cebrzyk. - Na miód - wyjaśnia gospodarz. Drewniany zwierzak to wielki ul. Kilka innych stoi w głębi ogrodu. Pszczół nie widać. Są za to święci i diabły - ulubione postaci rzeźbiarza. Codziennie wstaje o piątej rano, żeby busami dojechać do Stróż. Tam dla pszczelarskiej firmy „Sądecki Bartnik” tworzy rzeźby-ule do skansenu. Po powrocie zamyka się w warsztacie i dalej rzeźbi. Czasem do nocy.

Rozmowa z drewnem

Choć siódmy krzyżyk na karku, Franciszek Palka nie stracił młodzieńczego wigoru i pasji rzeźbiarskiej, którą ma od dziecka. - Człowiek, jak nic nie robi, to głupieje i myśli o polityce - powiada. W swoim domu na przedmieściach Nowego Sącza tworzy w drewnie galerie postaci, które innym mogłyby się jedynie przyśnić. I to pod warunkiem, że mieliby naprawdę bogate wewnętrzne życie.

- Trzeba rozmawiać z drewnem. Ono podszeptuje, co zrobić, ciągle zmienia swoją strukturę. Buduje naszą wyobraźnię - opowiada Palka. - Nie to co kamień, który jest martwy.

Zbiera stare deski albo konary i korzenie, które na brzeg pobliskiego Dunajca wyrzuciła woda. Czasem wystarczy rzut oka, by dostrzec w nich przyczajone zwierzę czy zgarbionego fantazyjnie człowieka. Koło domu zgromadził stertę takiego surowca. Z niektórych gałęzi, belek i desek wyłaniają się oczy, skrzydła, głowy. Artysta nie kończy od razu swoich prac. Woli poczekać, przemyśleć, „odleżeć” pomysł, aby w pełni się wykrystalizował.

- Skończony jest tylko idiota, a nie dzieło. Co nagle, to po diable - mówi stanowczo, choć akurat upadłe anioły nie kojarzą się Palce z czymś absolutnie złym. Wręcz przeciwnie, sam jest rogatą duszą i darzy je całkiem sporą sympatią. Jego drewniane biesy nie są straszne, groźne - raczej łobuzerskie, czasem przeraźliwie smutne.

- Jakby na świecie sami święci byli, toby człowiek całkiem zgłupiał - zauważa z uśmiechem.

Diabliki umieścił nawet w kościele parafialnym w Paszynie, gdzie w latach 70. pomagał proboszczowi, ks. Edwardowi Nitce zachęcać parafian do malowania na szkle i rzeźbienia. Nauka nie poszła w las, bo pół wsi zaczęło tworzyć sztukę ludową. Sam Palka zrobił tam Drogę Krzyżową, ambonę, konfesjonały i chrzcielnicę. Na dole kazalnicy z wielką postacią Stwórcy posadził diabła, który zatyka sobie uszy („boi się usłyszeć słowo Boże”). Inna rogata postać przedrzeźnia św. Weronikę na płaskorzeźbie z Drogi Krzyżowej, prezentując swoją podobiznę na chustce.

Maryla z gołym biustem

Pan Franciszek stroni od patosu i moralizatorstwa („na koturnach źle się stoi i można się mocno potłuc w razie upadku”). Woli pastisz, groteskę, przymrużenie oka. Od lat współpracuje z sądeckim kabaretem Ergo i tworzy spektakle lalkowe. Najchętniej nawiązuje do bajek Jana Brzechwy, sięga też po erotykę - podstawową siłę napędową człowieka, jak mawia. Niektóre lalki raczej nie nadają się do spektakli dla dzieci. Taka np. „Maryla Rodowicz” kusi wielkim gołym biustem pod kusą, tiulową pelerynką i mocno pomalowanymi na czerwono, wydatnymi ustami.

Tułów „Rodowicz” powstał ze starej, akustycznej gitary. Rzeźbiarz lubi bowiem tchnąć życie w stare przedmioty, które inni wyrzucają na śmietnik. Łączy je z różnymi materiałami i „ożywia” podczas przedstawień.

Jakby na świecie sami święci byli, toby człowiek całkiem zgłupiał. Idealne postaci są jednowymiarowe, nieciekawe

- Teatr lalkowy jest jak nasze życie. Ludzie też są przecież animowani przez partie czy Kościoły - dodaje filozoficznie, machając ręką pajaca z wielkimi, smutnymi oczami, z którego głowy odpadła już część farby („jest prawie taki stary jak ja”).

W domu i warsztatach zgromadził wielką kolekcję rzeźb, lalek i masek. Te ostatnie - „prawdziwe twarze człowieka” bywają śmieszne, tajemnicze, ale i groźne. Każda wyraża inny stan ducha, niektóre przypominają rytualne afrykańskie maski. Wszystkie w charakterystycznym stylu Palki.

- Najważniejsze są wyraziste oczy, mają przygwoździć uwagę. To one organizują charakter postaci - wyjaśnia twórca. - Bardzo dużo mówią też ręce, gest może wyrazić cierpienie, modlitwę, prośbę...

Nie lubi idealnych form. Nawet anioły nie są ładne, ale groteskowe, „bardziej ludzkie”. - To tacy nieudani członkowie rodziny - mówi rzeźbiarz. Jego paszyńska Droga Krzyżowa pełna jest wykrzywionych twarzy chłopów i wiejskich podrostków. - Idealne postaci są jednowymiarowe, nieciekawe - zaznacza.

Św. Franciszek ze św. Kuroniem

Od „watykańskiego blichtru” woli prostotę małych kościółków. - Tam rozmawia z nami Bóg, a nie na wielkich spędach kościelnych - przekonuje. Lubi odwiedzać stare wiejskie świątynie. Stworzył dziesiątki figur Chrystusa Frasobliwego. Do dziś je chętnie rzeźbi.

- To prawdziwy Bóg, który zszedł na ziemię, by poświęcić się dla ludzi. Cierpiący, bardzo bliski. Tak samo jak święty Franciszek z Asyżu - dodaje. Kiedy go rzeźbi, nigdy nie klnie, czując obecność patrona.

- Był największym baciarem w Asyżu, a potrafił uratować Kościół przed zatraceniem. Udowodnił, że zawsze można się podnieść, choć jak się kocha ludzi, to czasem się cierpi - pokazuje figurę z krwawymi stygmatami, która tuli ptaki. Św. Franciszek jest też centralną postacią wielkiego tryptyku. Z prawej strony towarzyszy mu św. brat Albert Chmielowski, a z lewej... „święty Jacek Kuroń” z garnkiem zupy.

- Oni wszyscy poświęcili się dla ludzi, którzy żyli w biedzie - wyjaśnia zamysł.

Ireneusz Dańko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.