Półfinał Mariki Popowicz i kiepski występ Dominika Bochenka (oboje Zawisza Bydgoszcz) to dorobek naszych zawodników w Portland.
- Niestety, bieg na 60 m nie wybacza błędów. Słabo wystartowałam z bloków, co było dotychczas moją mocną stroną - mówiła Popowicz-Drapała po swoim występie w halowych mistrzostwach świata.
W eliminacjach pobiegła w 7,32, a półfinale o dwie setne sekundy wolniej. To zdecydowanie za wolno, żeby awansować do finału. - Szkoda, że nie udało mi się po raz kolejny „złamać” mojego rekordu życiowego (7,20), a na to liczyłam. Ostatni wynik, który dawał nominację do finału to 7,15. W nim wygrała Amerykanka Barbara Pierre (7,02) przed Holenderką Dafne Schippers (7,04).
- Jestem zawiedziona występem w półfinale - mówiła bygoszczanka. - Ale taki jest sport. Cieszę się z równego sezonu, on daje mi i trenerowi odpowiedź, w którym miejscu jesteśmy na drodze do Rio. Cały czas kręciłam się wokół starego rekordu życiowego, cieszę się, że w tym roku w hali ustanowiłam nową życiówkę. Mimo swojego stażu cały czas się uczę. Zwłaszcza od 2014 r. staramy się z trenerem na nowo nauczyć biegać, pozmieniać technikę. Cieszę się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Żałuję, że wynik 7,20 nie został przeze mnie złamany na mistrzostwach świata, to byłaby fajna życiówka.
Dla Bochenka były to już 5. halowe mistrzostwa świata. Po raz drugi (poprzednio w 2012 roku) bydgoszczanin odpadł już w 1. rundzie biegu na 60 m ppł. Wynik 7,86 dał mu dopiero 6. miejsce w tej serii, a 21. w ogólnej klasyfikacji.
- Szkoda, bo czuję się tu w Stanach bardzo dobrze. Podchodziłem do tych mistrzostw optymistycznie, na treningu było w porządku, liczyłem na szybkie bieganie. Niestety, rezultat w płotkach zależy nie tylko od formy, ale równiez od błędów technicznych. A tych się dzisiaj nie ustrzegłem. Nieźle wyszedłem z bloków, jednak później się zawahałem, bo myślałem, że był falstart. Na którymś płotku strasznie mnie skręciło i z tego później ciężko już było coś nabiegać.
Wczorajsze finały zakończyły się po zamknięciu wydania. Polacy mieli w nich dwie szanse medalowe: Kamili Lićwinko w skoku wzwyż i kobieca sztafeta 4x400 m. Do tego momentu Polska miała 1 medal - brązowy Piotra Liska w skoku o tyczce. Blisko był kulomiot Konrad Bukowiecki, który zajął czwarte miejsce.