Trzech chłopaków z Zembrzyc

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Jacek Żukowski

Trzech chłopaków z Zembrzyc

Jacek Żukowski

W małej gminie na południowo-zachodnich rubieżach Małopolski, w Zembrzycach, zakotwiczyła trójka Nigeryjczyków. Grają w V lidze, pracują u miejscowego przedsiębiorcy. Gminne życie całkiem im się podoba.

Sani Abubakar, Marcelo Oladoja i Ismaila Balogun mieszkają w tych stronach od roku i chwalą sobie życie na prowincji. Piłkarze, którzy są zawodnikami V-ligowego Garbarza, znaleźli pracę w firmie prezesa klubu. Polska stała się dla piłkarzy z Afryki dobrą przystanią.

Szlaki w Polsce przecierał Abubakar. Trafił do LZS-u Piotrówka na Śląsku wiosną 2012 r. - Stało się to za sprawą mojego kolegi Emmanuela Ekwueme (mistrza Polski z Polonią Warszawa w 2000 r.) - opowiada. - Poznaliśmy się przez innego mojego znajomego z Nigerii, Davida Abwo. Pochodzimy z jednego miasta - Jos. Dzięki nim trafiłem do Polski.

Nie zawojował Madrytu

Abubakar ma ciekawą biografię. Z Nigerii trafił do juniorów Atletico Madryt.

- Grałem w reprezentacji do lat 16 i tam wypatrzyli mnie Hiszpanie. Zaprosili na testy i podpisaliśmy 4-letni kontrakt - opowiada Abubakar.

Nie przebił się w słynnym klubie ze stolicy Hiszpanii. Był wypożyczany do zespołów z niższych klas. - Bardzo ciężko było się wybić, bo trafiali tam chłopcy z całego świata - opowiada.

Menedżerem całej trójki jest Ibrahim Sunday, były zawodnik Wisły. Ma w Nigerii swoją akademię w mieście Ibadan. To on sprowadził Marcelo i umieścił w Pogoni Miechów. Z kolei dla Baloguna znalazł inny klub - Złomex Branice.

Przyjeżdżając tu, musieli zaczynać od niższych klas, jako amatorzy. Abubakar ma 31 lat, jego koledzy po 20.

W Nigerii jest wielu piłkarzy i bycie w takiej akademii jest przywilejem. Marcelo uczęszczał do niej przez rok, Balogun przez dwa lata.

- Przyszedłem do niej z takim zamiarem, by później gdzieś wyjechać, najchętniej do Europy - mówi Marcelo.

Abubakar nie zawojował polskiego rynku futbolowego. Choć był przez chwilę w I-ligowym Okocimskim Brzesko.

- Były problemy finansowe, drużyna się rozpadła - mówi. - Musiałem wracać do Piotrówki, potem na chwilę przeszedłem do Popradu Muszyna, ale nie było to dobre dla mnie.

Trenerem Garbarza jest były zawodnik krakowskiej Wisły Zdzisław Janik. - Z Sundayem gramy w oldbojach „Białej Gwiazdy” - opowiada. - Kiedyś zapytałem go, czy nie miałby dla mnie jakichś piłkarzy. A on mi ich podesłał. Oceniłem ich, spodobali mi się i zostali.

Dniówka, potem „główka”

Ochoczo przystał na ten pomysł prezes klubu Józef Karlak, właściciel firmy „Petroplast”.

- Dałem im mieszkanie w budynku klubowym i pracę w mojej firmie - mówi Karlak. - Ubezpieczyłem ich, by wszystko było legalne. Czym się zajmują? Sortują tworzywa sztuczne. Robimy folię polistyrenową. Są traktowani jak inni pracownicy, nie mają żadnych przywilejów. Mają za to regularnie wypłacane pieniądze, co jest bardzo ważne - dodaje Karlak. - Natomiast z klubu otrzymują, jak pozostali zawodnicy, premie za zwycięstwa i remisy. To nie pierwsi obcokrajowcy w historii klubu. Mieliśmy wcześniej Ukraińców, ale sami zrezygnowali z gry, gdy przyszli Nigeryjczycy. Widzieli, że są od nich słabsi. A grać może tylko trzech cudzoziemców. Liczę się z tym, że i ci w każdej chwili mogą od nas odejść.

Prezes dodaje, że dziś łatwiej ściągnąć Nigeryjczyków niż chłopaków z pobliskiego Budzowa, bo za nich macierzysty klub chce horrendalne kwoty.

Nigeryjczycy grają w klasie okręgowej (szósty poziom rozgrywkowy).

- Pracuję i gram - to się liczy - mówi Abubakar. - Praca jest lekka, możemy ją spokojnie pogodzić z piłką.

- Podoba mi się tu - dodaje Marcelo. - Nie męczę się w firmie prezesa. Można wytrzymać (śmiech). Będąc w Pogoni, grałem tylko w piłkę, teraz praca i futbol to dla mnie nowość.

- Pracujemy po osiem godzin, od 6 do 14, po południu mamy treningi - mówi Ismaila. - Wieczorami oglądamy telewizję, rozmawiamy, prowadzimy normalne życie.

- To wesołe, towarzyskie chłopaki - ocenia prezes. - Solidni, uczciwi, niepijący. Aż chce się takim pomóc. Największego pecha ma Ismaila. Nie może grać, bo jesienią doznał kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych kolana. Pomogliśmy mu płacąc za leczenie i rehabilitację. Zanim ich przyjąłem powiedziałem, że dam im możliwość gry w piłkę i pracę.

Imigranci?

- Jak przyszli do nas, to pod sklepem w centrum wsi wzbudzali sensację, kobiety mówiły: „Syryjczycy, Syryjczycy” - dodaje kierownik drużyny Józef Talaga. - Jest u nas duży ośrodek wypoczynkowy, który przejęła kuria krakowska, zamieniając go w dom rekolekcyjny. Tu mieli być ulokowani uchodźcy. Ludzie więc wpadli chwilowo w panikę. Ale teraz witają ich z uśmiechem.

Zembrzyce to mała miejscowość. Niewiele jest tu do roboty. To raczej wypoczynkowa miejscowość w Beskidzie Makowskim.

- Czasem jeździmy do Krakowa, dla rozrywki - mówi Abubakar. - Mam znajomych w innych miastach, na przykład w Poznaniu. W Okocimskim było kilku Afrykanów, to mieliśmy kontakt. Teraz te więzi osłabły. Trzymamy się z miejscowymi chłopakami, mamy dobre relacje.

- Ja grałem blisko Krakowa, więc poznałem to miasto - opowiada Ismaila.

Jak długo tu zostaną?

- Nie wiemy - mówi Marcelo. - Pewnie chcielibyśmy grać gdzieś w wyższej lidze, ale nie ma na to na razie szans. Cieszymy się więc tym, co mamy.

Ludzie z Zembrzyc przyzwyczaili się do obecności Nigeryjczyków w mieście.

- W Polsce żyje się fajnie - mówią zgodnie zawodnicy. - Tylko czasem jest zimno - obrusza się Sani, gdy w zimne marcowe popołudnie musi wyjść na trening w stroju z krótkim rękawkiem. - W Polsce pierwszy raz zobaczyłem śnieg.

- Ludzie są dobrzy, przyjaźnie do nas nastawieni, więc się nam tu podoba - przytakuje Ismaila.

- Mógłbym zostać, ale też zależy to od warunków. Jak będzie dobrze, to czemu nie? - twierdzi Marcelo. - Muszę być jednak szczęśliwy, to jest warunek podstawowy.

Jeden z… osiemnastu

Tęsknią za rodzinami. Ta, którą Abubakar zostawił w Nigerii, jest bardzo liczna.

- Mam siedemnaścioro rodzeństwa! Najstarszy brat ma 48 lat, najmłodszy 22, ja jestem czternastym z kolei. W Polsce trzyma mnie przede wszystkim syn, 5-letni Adaś. Mieszka z moją byłą dziewczyną w Bydgoszczy. Jeżdżę do niego co dwa tygodnie. Czy teraz mam dziewczynę? Raczej koleżanki…

- Moją największą miłością jest syn - opowiada Sani. - Jak mam wolne, to staram się z nim spędzać weekendy.

Trzeba kończyć rozmowę, bo w planach jest trening. A Janik nie lubi spóźnień.

- Oby tylko było trochę cieplej - wzdychają. I planują pojechać do Nigerii na wakacje...

Jacek Żukowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.