Trzy ciała na leśnej polanie w Opławcu
Powszechnie znany bydgoski kupiec, kiedy sięgał po towar ze sklepowej póki, spadł z drabiny i uderzył się mocno w głowę. Od tej pory zaczął zachowywać się dziwnie. Nikt jednak nie przypuszczał, że może posunąć się tak daleko i dokonać okrutnej zbrodni.
W ponury jesienny wieczór 1931 roku w komisariacie bydgoskiej policji przy ul. Dworcowej odezwał się dźwięk telefonu. Dyżurny policjant, słysząc wiadomość z drugiej strony słuchawki, pochodzącą od drogomistrza Jakubowskiego z Opławca, z trudem mógł cokolwiek zanotować w księdze. Zaraz też pobiegł z meldunkiem do przodownika Molskiego.
Makabryczne odkrycie
Kiedy policyjna ekipa dotarła na miejsce, oczekiwali ich już tam zawiadamiający drogomistrz oraz leśniczy z Opławca, Olejniczak z paroma pracownikami leśnictwa. To jeden z nich dokonał w lesie makabrycznego odkrycia, o którym powiadomił leśniczego, a ten działał dalej. Kilkaset metrów od drogi, na środku leśnej polany leżały dwa trupy małych dzieci. Kilka metrów dalej, na skraju polany - zwłoki mężczyzny w wieku ok. 50 lat.
Był elegancko, starannie ubrany. Obok jego prawej dłoni leżał pistolet. Wystrzelona z niego kula ugodziła mężczyznę w prawą skroń. Jak oznajmił leśnik, który trafił tam jako pierwszy, mężczyzna jeszcze wówczas oddychał. Teraz już nie dawał znaku życia.
Jak ustaliła przybyła na miejsce komisja sądowo-lekarska, najpierw śmierć poniosły dzieci. Dwuletni chłopczyk zginął od razu, otrzymał celny strzał w samo czoło. Z kolei dziewczynka w wieku lat czterech po pierwszej kuli widocznie się męczyła, bo obok pierwszego wlotu pocisku widniała druga dziura. Obydwoje dzieci mężczyzna po uśmierceniu ich ułożył jak do snu, na boku, podkładając płaszcz i marynarkę pod dziecięce główki. Chwilę potem musiał strzelić do siebie… W tym przypadku wystarczyła jedna kula.
Fatalny upadek z drabiny
Przybyli na miejsce zdarzenia mieszkańcy pobliskich domów rozpoznali w zmarłych rodzinę B. Mężczyzna, Czesław, od wielu lat prowadził sklepik tytoniowy przy ul. Dworcowej, w tej samej kamienicy też mieszkał. Sześć lat przed opisywanymi zdarzeniami zmarła jego żona, z którą miał dorosłą już córkę Marię, mieszkającą w Warszawie. Po owdowieniu Czesław B. ożenił się powtórnie w Nakle. Z drugą żoną miał dwoje dzieci - Bogusię i Gienia - to właśnie ich pozbawił teraz życia. Na początku 1931 roku, sięgając w sklepie po towar z półki pod sufitem, Czesław B. spadł z drabiny i uderzył się mocno w głowę. Był w szpitalu, potem długo leżał w łóżku, niedomagał, a kiedy wrócił do sprawności fizycznej i zaczął się poruszać, zachowywał się dziwnie.
Jak zeznała w śledztwie żona Czesława, coraz częściej w mieszkaniu wspominał o swoich prześladowcach, którzy mieli go nachodzić i domagać się zwrotu długu. Jednak nie umiał ani powiedzieć, kto go nachodzi i gdzie, ani o jaki dług chodzi. Później załatwił sobie prawo posiadania rewolweru.
Krytycznego dnia rano wstał i po śniadaniu oznajmił żonie, że zabiera dzieci na spacer. Kobieta ucieszyła się, sądząc, że mąż wraca do pełnej sprawności i czuje się dobrze. Pożegnał się czule. Razem wsiedli do autobusu na placu Kościeleckich i wysiedli na końcowym przystanku w Opławcu. Starsza kobieta z okolicy widziała całą trójkę idącą do lasu. Czesław trzymał swoje dzieci za ręce. Cała trójka zachowywała się normalnie, rozmawiali głośno, śmiali się...
Wycieczki na polanę
Co się wydarzyło później, można się już tylko domyślać. Zdarzenie to na tyle wstrząsnęło mieszkańcami Bydgoszczy, że na miejsce tragedii wybrał się tego samego dnia „cały Opławiec”, a przez kolejne dni bydgoszczanie przyjeżdżali autobusem z centrum miasta i prosili mieszkańców Opławca, by im pokazali, „gdzie to się stało...”