Twardziele o kruchej aparycji. Grzegorz Tabasz o wiosennych motylach
Motyle bardzo chętnie rozkładają skrzydła do słońca. Dla nas to kąpiele słoneczne, dla nich darmowe rozgrzewanie ciała.
Nie ma bardziej oczekiwanego i wymownego symbolu wiosny niż motyle. Kruche i delikatne piękno, choć gdyby spojrzeć na nie dokładniej, to wiosenne motyle są niezłymi twardzielami. Nim o tym opowiem, krótkie przedstawienie trzech latających klejnotów wiosny: cytrynek, żałobnik i pawie oczko. Choć każdy z niech wygląda inaczej, łączy je jedno: przeżyły zimę w postaci dorosłej. Przyszły na świat późnym latem, a w marcu osiągnęły matuzalemowy wiek ośmiu miesięcy. Pewnie powiecie - cóż to jest osiem miesięcy życia. Ledwo ćwierć tysiąca dni. Otóż dorosłe owady żyją bardzo krótko. Kilka dni, najdalej kilka tygodni. Pierwsze znikają samce. Są niepotrzebne po godach, kiedy już zdołały przedłużyć gatunek. Samice pożyją do czasu złożenia jaj. Niektóre gatunki nawet nie pobierają pokarmu i korzystają z zapasów tłuszczu zgromadzonego w trakcie życia larwalnego. Osiem miesięcy życia trójki motyli wiosny jawi się z tej perspektywy jako prawdziwa długowieczność.
Cytrynek
Pierwszy z nich zwany krótko cytrynkiem nosi entomologiczną nazwę latolistka cytrynek. Co do nazwy gatunkowej, to pasuje wyłącznie do samców. Są rzeczywiście soczyście cytrynowe, zaś panie posiadają skrzydła zielonkawobiałej barwy. Do tego są znacznie rzadsze niż panowie. Kiedyś liczyłem motyle wedle płci i na jedną panią przypadło około dwudziestu samców. W świecie motyli parytety płci wyglądają inaczej niż w świecie ludzi. Pysznym, wiosennym akcentem są więc tylko samce. Samice przypominają pospolitego bielinka kapustnika. Cytrynek zupełnie nie pasuje do schematu istoty delikatnej. Przy najbliższej okazji w pierwszy słoneczny dzień obejrzyjcie dokładnie skrzydła napotkanego cytrynka. Rzadko kiedy można zobaczyć okaz o uszkodzonych czy wytartych skrzydłach.
Proszę pamiętać, iż każdy z nich zimę spędził zagrzebany w liściach. Tymczasem motyle wyglądają, jakby przed chwilą wyszły z poczwarki. Kolejna rzecz to aprowizacja. Póki co miododajnych roślin jest bardzo niewiele. Zaś cytrynki są na diecie od zeszłorocznej jesieni, kiedy skonsumowały ostatnie krople nektaru. Nie widać po nich najmniejszych oznak osłabienia czy głodu.
Niemniej, gdy zakwitną lepiężniki czy podbiały, czym prędzej uzupełnią zapasy, wysysając tyle nektaru, ile nastarczą kwiaty. Jeszcze jedno: wiosna swe kaprysy ma. Jeszcze może sypnąć śniegiem. Wówczas cytrynki wejdą do zimowych kryjówek i przeczekają nawrót chłodów na powrót zagrzebane w liściach. Gdy tylko wyjdzie słońce, wylecą na świat eleganckie i energiczne. Byłbym zapomniał: cytrynki są wyjątkowo długowieczne. Te, które oglądamy w ciepłe dni przedwiośnia, pożyją jeszcze dwa, może nawet trzy miesiące. Czyli blisko rok.
Pawie oczko
Kolejnym motylem wiosny jest rusałka pawie oczko, zwana też pawikiem. Jeden z najpospolitszych i najłatwiejszych do rozpoznania motyli. Można go zobaczyć wszędzie tam, gdzie kwitną rośliny dające choć odrobinę nektaru. Lata na łąkach, polach uprawnych, nieużytkach, w lasach, ogrodach, parkach, terenach ruderalnych, nawet w centrach miast. Skrzydełka o długości wskazującego palca dorosłego człowieka mają charakterystyczne ubarwienie. Wierzchnia strona skrzydeł jest ceglastoczerwona z dużymi, okrągłymi plamami na końcach każdej pary skrzydeł. Plamki te przypominają swym wyglądem charakterystyczny element piór pawia.
Motyle bardzo chętnie rozkładają skrzydła do słońca. Dla nas to kąpiele słoneczne, dla nich darmowe rozgrzewanie ciała. Najważniejsze, że dzięki owym oczkom motyl jest łatwo rozpoznawalny. Pawik jak na motyla jest wyjątkowo mało płochliwy. Jeśli przysiądzie na kwiatach podbiału czy lepiężnika, będzie go można dotknąć palcem. Motyl nagle rozprostuje skrzydła i pokaże intruzowi oczy. Duże oczy oznaczają dużego właściciela. W sam raz, by przestraszyć albo przynajmniej zdezorientować napastnika i dać czas rusałce na ucieczkę. Jeśli to nie pomoże, owad składa skrzydła w ułamku sekundy. Spodnia część jest brązowoczarna, marmurkowata i przypomina uschnięty liść. Takie ubarwienie spodu ciała to znakomity kamuflaż. Kiedy motyl siedzi na kwiatach ze złożonymi skrzydłami, dosłownie zlewa się z tłem.
Jakby przywdział czapkę niewidkę. Mała płochliwość pawika czyni zeń wdzięczny i cierpliwy obiekt fotograficznych sesji.
Rusałka żałobnik
Na koniec najbardziej okazały i najpoważniej wyglądający motyl wiosny, czyli rusałka żałobnik. Wierzch skrzydeł jest aksamitnie czarny, z czym kontrastuje kremowobiała lamówka na krawędziach. Plus drobniejsze błękitne plamki na granicach czerni. Jesienią, gdy przyszły na świat, jasna lamówka skrzydeł była soczyście żółtej barwy.
Po przezimowaniu motyl nieco blaknie. Czerń skrzydeł zacznie wpadać w odcienie ciemnego brązu, zaś żółta otoczka będzie jednolicie biała. Cóż, czas motyla nie oszczędza. Żałobniki będą latać na porębach i leśnych drogach do początku maja. Zawsze w silnie nagrzanych i osłoniętych od wiatru miejscach. Mocne skrzydełka wielkości połowy dłoni pozwalają na zgrabny, szybujący lot. Motyl uwielbia przysiadać na nagrzanej ziemi i zażywać słonecznych kąpieli. Dzięki ciemnej barwie ciało motyla perfekcyjnie pochłania każdy promyczek słońca. Doskonały patent na początek wiosny z przymrozkami.
Żałobnik jest urodzonym celebrytą. Niezbyt strachliwy toleruje człowieka i aparat fotograficzny. Jeśli tylko nie spłoszyć go rzuconym cieniem, to można pstrykać zdjęcie za zdjęciem. Sesje może zepsuć przybycie innego motyla. Żałobnik jest gatunkiem terytorialnym. Natychmiast próbuje odgonić kolegów, staczając w powietrzu efektowne pojedynki z dobrze słyszalnym trzepotem skrzydeł. Z tej przyczyny trudno trafić na okaz, którego skrzydełka nie byłyby poszarpane czy wytarte. Niestety, żałobniki są zdecydowanie najrzadsze z całej trójki i mam nieodparte wrażenie, że z każdym rokiem mniej liczne. To dziwne, gdyż łagodne zimy sprzyjają przetrwaniu, a brzegi lasów są pełne osik, wierzb czy wiązów, których liście stanowią pokarm dla gąsienic. I tu dochodzę do ważkiego tematu: motyle, nawet te najpospolitsze stały się rzadkie, niegdysiejsze entomologiczne rarytasy przepadły ze szczętem. Wiem, o czym mówię.
Mam przyzwoity sprzęt do fotografowania owadów. Obiektywy makro, zoomy i inne przydatne gadżety. Tyle tylko, że motyle, które lubię najbardziej, stały się nieosiągalne. Mamy łąki bogate w kwiaty, pachnące ziołami. Przed oczami mam pawie oczka, rusałki pawiki, żałobniki, modraszki, bielinki, pazie królowej. I brunatnej barwy gorówki, widywane kiedyś na górskich halach. Nic, bieda z nędzą. Kilkadziesiąt lat temu na każdej łące fruwało trzydzieści do czterdziestu gatunków dużych motyli dziennych.
Nawet najbardziej obojętna na przyrodę osoba mogła podczas spaceru oszacować owadzie bogactwo. Jak można wytępić motyle? Zlikwidować, wybić co do jednego piękne rusałki pawie oczka, rusałki pokrzywniki, admirały i osetniki. To bardzo proste. Motyle łączy jedna rzecz: pokarm. Gąsienice większości rusałek zjadają pokrzywę, czyli zwyczajne zielsko. Taki uciążliwy chwast, który na dodatek parzy. Przez kilka lat gościłem w ogrodzie roje barwnych motyli. Pawie oczka i pokrzywniki latały do pierwszych mrozów. Tego roku nic, tylko pojedyncze, zabłąkane okazy. Powód: brak pokarmu. Pobliskie ugory kilka razy odwiedziła wielka kosiarka i skutecznie wytrzebiła pokrzywy. Potem pojawiła się wyspecjalizowana maszyna do wykaszania zielska na poboczach dróg.
Rozumiem, bezpieczeństwo pojazdów to ważna sprawa. Jest jeszcze ogrodowa chemia. Za nic nie rozumiem ludzi, którzy do pielęgnacji przydomowej zieleni używają herbicydów. Wypalają do gołej ziemi ugory i miedze. Pokrzywę i wszystkie zioła, bez których motyle oraz tysiące owadów i innych drobnych zwierzaków nie mogą istnieć. Oj, zepsuliśmy otrzymany świat. I to bardzo…