Tysiące twarzy gdyńskiego Sierpnia

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Bołt/Archiwum
Dorota Abramowicz

Tysiące twarzy gdyńskiego Sierpnia

Dorota Abramowicz

Miasto Gdynia już piąty rok z rzędu przyznaje szeregowym uczestnikom strajków sprzed 1980 r. odznaczenia Bohaterom Sierpnia ’80 Gdynia. Listę kolejnych 56 osób nominowanych w tym roku przygotowała tradycyjnie już Fundacja Pomorska Inicjatywa Historyczna w Gdyni.

- Nie wiem, czy jakiekolwiek inne miasto zwraca się w stronę zwyczajnych pracowników, którzy - decydując się na uczestnictwo w strajkach - ryzykowali swoim szarym życiem - mówi Danuta Sadowska, autorka sześciu publikacji opisujących początki Solidarności w Gdyni, przebieg strajku w sierpniu 1980 roku i postawy ludzi strajkujących w gdyńskich zakładach pracy. - Dla tych szeregowych uczestników strajku przyznanie odznaczenia Bohaterom Sierpnia ’80 Gdynia jest dużą satysfakcją. Wokół historii tamtych strajków można budować naszą obecną tożsamość. Tożsamość nie tylko gdynian, ale także wszystkich Polaków.

Dla tych szeregowych uczestników strajku przyznanie odznaczenia Bohaterom Sierpnia ’80 Gdynia jest dużą satysfakcją. Wokół historii tamtych strajków można budować naszą obecną tożsamość. Tożsamość nie tylko gdynian, ale także wszystkich Polaków.

Do tej pory odznaczenia otrzymało 738 osób. To zaledwie kilka procent tych, którzy wzięli udział w sierpniowych protestach na terenie Gdyni. Tylko w Stoczni im. Komuny Paryskiej nie przystąpiło do pracy ponad siedem tysięcy osób. Do tego trzeba dodać pracowników Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Gdyni, załogi Stoczni Remontowej Nauta, Zarządu Portu Gdynia, Stoczni Marynarki Wojennej i wielu innych firm. Z ówczesnego protokołu z posiedzenia Komitetu Miejskiego PZPR w Gdyni wynika, że 19 sierpnia w strajku uczestniczyło już 29 gdyńskich przedsiębiorstw.

A jednak mi zaufali

Lato 1980 r. Niespełna dziesięć lat po tragedii 1970 r. Gdynia pamięta swoich zabitych i rannych w grudniowej masakrze. W kraju jednak wrze po ostatnich podwyżkach cen mięsa i wędlin. Sytuacja gospodarcza jest coraz gorsza, propaganda nie jest już w stanie przykryć błędów władzy.

14 sierpnia 1980 roku wybucha strajk w gdańskiej Stoczni im. Lenina, zorganizowany w obronie zwolnionej suwnicowej Anny Walentynowicz. Tego dnia wieczorem z Bogdanem Borusewiczem spotyka się 21-letni Andrzej Kołodziej. Ślusarz, zwolniony wcześniej z gdańskiej stoczni za kolportaż „Robotnika Wybrzeża”, dopiero co zatrudniony w stoczni w Gdyni.

- Musisz zatrzymać Gdynię - usłyszał od Borusewicza.

W piątek, 15 sierpnia, Kołodziej od rana agituje za strajkiem i rozdaje ulotki.

W „Solidarnej Gdyni” Danuty Sadowskiej Adam Gotner, postrzelony sześcioma kulami w grudniu 1970 r., wspominał: „Kiedy w 1980 r. pochód szedł w stronę bramy, był to dla mnie wielki dramat. Potwornie się bałem. (…) Za wszelką cenę chciałem coś wymyślić, by nie dopuścić do wyjścia ludzi na ulicę. Już tylko metry dzieliły ich od bramy. Naraz jeden z prowadzących pochód rękoma pokazał, żeby się zatrzymać. Zatrzymali się. A on najnormalniej w świecie podszedł do bramy i zamknął ją. To był Kołodziej. Poczułem wielką ulgę, wdzięczność i zdziwienie, że mnie nie przyszła do głowy ta najprostsza czynność”.

- Kiedy zatrzymałem się w tłumie przy bramie, zobaczyłem, że brama jest zamknięta, a w poprzek bramy wyjazdowej stoi wózek akumulatorowy, na którym stał młody człowiek z tubą w ręku - relacjonował Józef Sędziak, stolarz („Sierpień ’80 we wspomnieniach” pod red. Marka Latoszka). - Ze stoickim spokojem informował zebrany tłum o sytuacji w Stoczni Gdańskiej i o sytuacji w kraju. (...) Nikt go nie znał, ale patrząc na symbol wydziału, który był przyszyty na bluzie roboczej tego człowieka, widziałem wyraźnie, że jest to człowiek z wydziału K-3, więc wpatrywałem się jeszcze baczniej, ponieważ ja również jestem z tego wydziału K-3 i ja go nie znam? Jak to jest? Wreszcie sam się przedstawił, że jest monterem z wydziału K-3 i że pracuje niecałe dwa dni w naszej Stoczni. (...) Cały dzień, bez przerwy nawet na posiłek, stał ten Andrzej Kołodziej na wózku i tłumaczył w spokoju, że strajk wygramy, że nie jesteśmy sami, że strajkują inne zakłady w Trójmieście...

Do dwustu protestujących w kilka godzin dołączyła kilkutysięczna załoga. Jak stało się, że tak szybko zaufali młodemu ślusarzowi?

- Byłem rzeczywiście młodym człowiekiem - przyznaje dziś Andrzej Kołodziej. - Przyszedłem drugi dzień do pracy, nikt mnie nie znał, ja też nie znałem nikogo w stoczni. Wyglądałem bardziej na prowokatora niż na dojrzałego stoczniowca. Załogę stoczni stanowili w większości Kaszubi, którzy z reguły łatwo nie otaczają zaufaniem obcych. A jednak zawierzyli mi. I jeszcze dziś nie potrafię tego wyjaśnić.

Załogę stoczni stanowili w większości Kaszubi, którzy z reguły łatwo nie otaczają zaufaniem obcych. A jednak zawierzyli mi. I jeszcze dziś nie potrafię tego wyjaśnić.

Dwa miliony ulotek

W Gdyni, w przeciwieństwie do Gdańska, udało się strajkującym - siłą i bez zgody dyrekcji - przejąć zakładowy radiowęzeł oraz drukarnię. Do końca protestów radiowęzeł był prowadzony przez Zygmunta Pałasza. Po naprawieniu przez Zygmunta Sabatowskiego z Gdańskich Zakładów Graficznych celowo zniszczonych maszyn drukarskich rozpoczęto drukowanie ulotek. Szefem Wolnej Drukarni Stoczni Gdynia został Andrzej Butkiewicz. Jak podaje Arkadiusz Kazański w publikacji IPN „Sierpień ’80 w Gdyni” - od 15 sierpnia w stoczni wydrukowano dwa miliony ulotek!

W czasie sierpniowych strajków Gdynia była bardziej radykalna od Gdańska. Tutaj początkowo nawet „aresztowano” dyrektora Willego Fandreya oraz I sekretarza zakładowej komórki partyjnej Kazimierza Litzbarskiego.

- Przejęliśmy też stołówki i wydawaliśmy dla strajkującej załogi posiłki finansowane z funduszu socjalnego, czyli wypracowane przez ludzi - wspomina Andrzej Kołodziej. - Od początku nie prowadziliśmy rozmów z dyrekcją, uznając, że nie jest ona kompetentna do realizacji naszych postulatów.

Od początku nie prowadziliśmy rozmów z dyrekcją, uznając, że nie jest ona kompetentna do realizacji naszych postulatów.

Bardzo istotnym wydarzeniem było odprawienie mszy w stoczni przez zwanego Królem Kaszubów prałata Hilarego Jastaka. O ile w Gdańsku ks. Henryk Jankowski czekał na zgodę władz, to prałat Jastak o zgodę nie prosił. I tak później wspominał tamte dni: „Oficjalnie władza w tej kwestii była nieprzejednana i gotowa na wszystko. Surowo zakazano odprawiania mszy świętej i jakichkolwiek innych nabożeństw w strajkujących zakładach. Wielu księży odnosiło się z rezerwą. Jednak robotnicy niepotrzebnie się obawiali. Kapłan Kościoła katolickiego takiej posługi odmówić nie może. Tak im tłumaczyłem. Ja nie pytałem o pozwolenie żadnej władzy państwowej, bo władzą był już wówczas komitet strajkowy, a nie miejski czy wojewódzki.

- Różnica jest też w homiliach wygłoszonych przez obu księży - twierdzi Andrzej Kołodziej. - Ksiądz Jankowski mówił o potrzebie pracy, a ksiądz Jastak zwracał się do strajkujących: Macie rację, a wasze żądania powinny być spełnione. Było to niezwykłe upewnienie gdyńskich stoczniowców, którzy odebrali to jak wsparcie całego Kościoła, a nie tylko prałata Hilarego Jastaka. A w tamtych czasach była to rzecz decydująca. Te słowa osadziły strajk na bardzo mocnych fundamentach.

Ksiądz Jankowski mówił o potrzebie pracy, a ksiądz Jastak zwracał się do strajkujących: Macie rację, a wasze żądania powinny być spełnione. Było to niezwykłe upewnienie gdyńskich stoczniowców, którzy odebrali to jak wsparcie całego Kościoła, a nie tylko prałata Hilarego Jastaka.

Mszy wysłuchało około 12 tysięcy gdynian.

Wszyscy byli równi

Gdynia była pierwszym miastem, które wystąpiło z postulatami politycznymi. Żądano utworzenia wolnych związków zawodowych, zniesienia cenzury, zwolnienia więźniów politycznych. Sformułowano ogółem 17 postulatów. Wszystkie były konsultowane z całą załogą stoczni, przyjmowano je przez aplauz.

Ostatecznie wśród legendarnych 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, podpisanych 31 sierpnia w Gdańsku, aż piętnaście zostało sformułowanych w Gdyni.

- Od samego początku mówiłem też, że po uzyskaniu poparcia w innych zakładach należy stworzyć wspólną reprezentację, która będzie rozmawiała w imieniu wszystkich strajkujących - wspomina Andrzej Kołodziej. - To się udało dopiero w niedzielę, po zakończeniu przez Lecha Wałęsę strajku w Gdańsku i powołaniu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku. Ta inicjatywa powstała w Gdyni, z tym pomysłem Bogdan Borusewicz pojechał do Gdańska. A my, wyprzedzając historię, już w sobotę opublikowaliśmy komunikat o powstaniu MKS, którego... jeszcze nie było. To było świadome działanie, dla bezpieczeństwa naszego, bo nasze zaufanie do Gdańska zostało podważone.

Ostatecznie Kołodziej pojawił się w gdańskiej stoczni, gdzie stał się jednym z sygnatariuszy Porozumień Sierpniowych. W Gdyni strajkowało w tym czasie już kilkadziesiąt przedsiębiorstw. Strajkujących „dożywiały” miejscowe piekarnie, okoliczne gospodarstwa, mieszkańcy.

- Od tamtych dni upłynęło już 37 lat, ale nadal apelujemy o zgłaszanie się świadków historii, nie tylko tych, którzy strajkowali, ale także tych, którzy im pomagali - mówi Danuta Sadowska. - A z tym jest z roku na rok coraz trudniej. Ci, którzy ryzykowali szarym życiem, zostali w szarym życiu. Niektórzy czują się oszukani, wykorzystani. Zdajemy sobie sprawę, że dawna Solidarność się rozpłynęła. Nadal jednak duża część postulatów z 1980 r. jest i dziś aktualna.

Z tysięcy twarzy bohaterów gdyńskiego Sierpnia znamy 738 osób. A co z pozostałymi?

Przy opracowaniu materiału korzystałam z publikacji Danuty Sadowskiej: Solidarna Gdynia, Arkadiusza Kazańskiego: Sierpień ’80 w Gdyni, Andrzeja Kołodzieja: Gdyńscy komunardzi, Sierpień ’80 we wspomnieniach pod red. Marka Latoszka oraz opracowań Muzeum Miasta Gdyni.

dorota.abramowicz@polskapress.pl

Dorota Abramowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.