9 stycznia 1917 r. Niemcy wprowadziły nieograniczoną wojnę podwodną. Miała ona doprowadzić do ekonomicznego zniszczenia Wielkiej Brytanii. Bez skutku…
W Wielką Wojnę mocarstwa europejskie wchodziły z wielkimi flotami nawodnymi, złożonymi przede wszystkim z pancerników, krążowników i niszczycieli. To na nich właśnie miał spoczywać ciężar walki w nadchodzących zmaganiach morskich. To one miały - tak jak w ubiegłych wiekach - toczyć duże bitwy, w których o zwycięstwie decydowała taktyka, liczba okrętów i ich dział. Okręty podwodne, owszem były, ale w znacznie mniejszej liczbie. Przewidziano dla nich zadania pomocnicze - patrolowe i osłonowe. Mało komu przychodziło do głowy, że mogą być one także bronią ofensywną.
Dobrym przykładem takiego właśnie zachowawczego wykorzystania jednostek podwodnych był brytyjski tzw. patrol Dover, czyli grupa okrętów dozorująca najwęższą część kanału La Manche. „Zamiast być drapieżnikami, brytyjskie okręty podwodne były niczym kozy na sznurku, przycumowane do boi na kanale La Manche w oczekiwaniu na wiadomość o zbliżaniu się przeciwnika. Inne okręty podwodne z kolei patrolowały okolicę, pływając z niewielką prędkością w towarzystwie kutrów torpedowych, w nadziei na zaskoczenie wroga” - pisze badacz wojen morskich Iain Ballantyne w monografii „Zabójcze rzemiosło. Historia wojny podwodnej”. Rychło okazało się jednak, że rzeczywistość przekroczyła wąskie granice wyobraźni morskich strategów.
U-booty zatapiają
5 września 1914 r. nad zatoką Firth of Forth w Szkocji odbywał patrol stary brytyjski krążownik HMS „Pathfinder”. Z powodu prawie pustych ładowni węglowych płynął wolno, z prędkością zaledwie pięciu węzłów. W pewnym momencie okrętem wstrząsnął wybuch, a potem potężna eksplozja. Oto jednostka została trafiona torpedą wystrzeloną przez niemiecki okręt podwodny U-21 (nota bene zbudowany w stoczni w Gdańsku). Torpeda trafiła w kadłub tuż przed mostkiem powodując wybuch amunicji zgromadzonej w przedniej komorze. Przód krążownika został rozerwany. Po chwili okręt przełamał się na pół, a obie jego części pogrążyły w otchłani. Śmierć krążownika trwała zaledwie cztery minuty. Zginęło 256 z 268 członków załogi. Atak U-21 uznano za pierwsze w historii zatopienie jednostki przez okręt podwodny.
Był to jednak dopiero początek krwawej łaźni, jaką Kaiserliche Marine miała zgotować Brytyjczykom. 22 września 1914 r. na kanale La Manche na niemieckim U-9 (również z gdańskiej stoczni) dowodzonym przez kpt. Ottona Weddingena dostrzeżono trzy brytyjskie krążowniki typu „Cressy”. Przestarzałe okręty płynęły z niewielką prędkością, a dla oszczędzenia węgla nie zygzakowały. Weddingen zbliżył się do nich i celnie wystrzelił torpedę do środkowej jednostki. HMS „Aboukir” po 25 minutach przewrócił się stępką do góry i poszedł na dno, a wraz z nim setki członków załogi.
Gdy HMS „Hogue”, zatrzymał się, by podjąć rozbitków, U-9 również go zatopił. To samo spotkało trzeci okręt - HMS „Cressy”. Kapitan Weddnigen został w Niemczech ogłoszony bohaterem i odznaczony przez cesarza Krzyżem Żelaznym, a potem najwyższym pruskim orderem wojskowym - Pour le Mérite.
W Wielkiej Brytanii zatopienie trzech krążowników wywołało szok. Wyczyn Weddingena pokazał bowiem po raz pierwszy jak śmiercionośną bronią jest okręt podwodny. „Nigdy wcześniej nie było możliwe, aby dowódca mający stosunkowo niski stopień uśmiercił w tak krótkim czasie tak wielu żołnierzy wroga. Zaledwie jeden mały okręt podwodny posłał na dno cztery krążowniki; wróg zapłacił wysoką cenę w porównaniu ze skromnymi wydatkami, jakie ponieśli Niemcy na U-booty i ich uzbrojenie. Zdawało się, że w związku z tym poświęcanie ogromnych środków finansowych, mocy produkcyjnych stoczni oraz czasu potrzebnego do wyszkolenia załóg na to, aby wprowadzić do służby kolejne pancerniki i krążowniki, jest kompletnym nonsensem” - pisze Ballantyne.
Barbarzyński środek
Po bitwie w Zatoce Helgolandzkiej 28 sierpnia 1914 r., w której flota niemiecka straciła trzy krążowniki i niszczyciel, zbulwersowany kajzer Wilhelm zakazał ryzykowania wielkich okrętów i polecił trzymać je w bazach. Ofensywnie miały za to działać sprawdzone jak się okazało okręty podwodne. W odpowiedzi na brytyjską blokadę morską Niemiec Berlin 4 lutego 1915 r. ogłosił rozpoczęcie nieograniczonej wojny podwodnej. Odtąd U-booty na wodach wokół Wielkiej Brytanii i Irlandii, na kanale La Manche i w zachodniej części Morza Północnego, miały atakować i zatapiać nie tylko okręty przeciwnika, ale także jego statki pasażerskie i handlowe, a także statki neutralne, jeżeli stwierdzono na nich zakazane towary przewożone na Wyspy.
Decyzja ta została przyjęta w Wielkiej Brytanii ze zgrozą i oburzeniem. Uznano, że Niemcy porzucili przyzwoitość i sięgnęli po barbarzyński środek. Propagandowo Berlin mocno stracił, ale faktycznie sporo zyskał. Nieograniczona wojna podwodna przyniosła bowiem skutki. Jak podaje w swojej książce Iain Ballantyne, od marca do maja 1915 r. U-booty zatopiły aż 115 statków handlowych przy stracie zaledwie pięciu swoich jednostek. Od 16 lutego do 5 października 1915 r. kraje Ententy straciły statki o łącznej wyporności 900 tys. ton.
7 maja 1915 r. niemiecki okręt podwodny U-20 dowodzony przez kpt. Walthera Schwiegera zatopił płynący z Nowego Jorku brytyjski transatlantyk „Lusitania”. Zginęło na nim 1198 osób, w tym 124 Amerykanów. Storpedowanie pasażerskiego statku wywołało w Wielkiej Brytanii oburzenie i zamieszki. Zaskutkowało też konfliktem dyplomatycznym z USA. W Niemczech uznano je natomiast za sukces i szeroko rozpropagowano. Po zatopieniu kolejnego liniowca z Amerykanami na pokładzie, cesarz i niemieccy politycy uznali, że dalsze prowadzenie nieograniczonej wojny podwodnej staje się zbyt ryzykowne, ze względu na możliwość włączenia się do konfliktu Stanów Zjednoczonych. W połowie września 1915 r. nieograniczoną wojnę podwodną zawieszono.
„Od tej pory U-booty miały nie atakować liniowców pasażerskich na kanale La Manche i na wodach na zachód od Wielkiej Brytanii. Żegluga na Morzu Północnym nadal miała być atakowana, ale już zgodnie z prawem pryzowym. Zawieszenie nieograniczonej wojny podwodnej zostało przyjęte przez społeczeństwo niemieckie z niezadowoleniem” - czytamy w „Zabójczym rzemiośle”.
Zwierzyna a nie myśliwi
Odtąd U-booty prowadziły ograniczoną wojnę podwodną zatapiając między październikiem 1915 a lutym 1916 r. 209 statków o łącznym tonażu 506 tys. ton. Do połowy 1916 r. maksymalna liczba niemieckich okrętów podwodnych operujących jednocześnie na morzu wynosiła 20 jednostek. Do kolejnego skandalu i konfliktu dyplomatycznego doszło 24 marca 1916 r., gdy niemiecki U-29 dowodzony przez por. Herberta Pustkuchena storpedował francuski prom „Sussex” pływający między Dieppe a Folkestone. Zginęło 80 osób, w tym 25 Amerykanów.
Stoczona 31 maja i 1 czerwca 1916 r. na Morzu Północnym bitwa jutlandzka, w której zmierzyły się floty Wielkiej Brytanii i Niemiec, nie przyniosła rozstrzygnięcia. Wprawdzie Niemcy stracili mniej jednostek i ludzi, ale Wielka Brytania utrzymała dominację na morzach oraz
kontynuowała blokadę cesarstwa. Jak pisze Ballantyne, dowódca Niemieckiej Hochseeflotte wiceadm. Reinhard Scheer zdawał sobie sprawę, że niemieckie pancerniki nie są w stanie wyeliminować Wielkiej Brytanii z wojny. Scheer oznajmił kajzerowi: „Zwycięskie zakończenie wojny w dającym się przewidzieć czasie można osiągnąć wyłącznie przez zniszczenie ekonomicznych zasobów Wielkiej Brytanii, a mianowicie na skutek użycia okrętów podwodnych”. Scheer i inni wojskowi domagali się więc powrotu do nieograniczonej wojny podwodnej. Sprzeciwiał się kanclerz Theobald Bethmann-Hollweg. Cesarz wahał się.
Tymczasem morska blokada Niemiec skutkowała coraz gorszą sytuacją w kraju. Jak czytamy w „Zabójczym rzemiośle”, o ile oddziały frontowe z konieczności karmiono dobrze, to ludność cywilna cierpiała w skutek niedoboru żywności. Zimę 1916-1917 nazwano w Niemczech „brukwiową”, bo to warzywo stało się podstawą wyżywienia. W menu jednej z berlińskich restauracji znalazła się nawet gotowana wrona… W wyniku blokady malały możliwości produkcyjne niemieckiego przemysłu zbrojeniowego, pozbawionego ważnych surowców: rudy żelaza, niklu, kauczuku, miedzi.
W takiej sytuacji 9 stycznia 1917 r. podjęto decyzję o powrocie do nieograniczonej wojny podwodnej. Niemcy dysponowali wtedy 105 U-bootami, ale liczba pełniących służbę w morzu wynosiła średnio 44 jednostki na wszystkich teatrach działań. Rosła liczba dokonywanych przez nie zatopień. By się przed nimi chronić, Brytyjczycy w listopadzie wprowadzili system konwojów, co okazało się bardzo skutecznym rozwiązaniem. Nowocześniejsze sposoby wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych (hydrofony, bomby głębinowe, samoloty) sprawiały, że U-booty znalazły się w defensywie. Z myśliwych stały się zwierzyną. Po podpisaniu zawieszenia broni 176 niemieckich okrętów podwodnych zostało wydanych państwom Ententy. Podwodne doświadczenia i tradycje z Wielkiej Wojny po latach podjęła hitlerowska Kriegsmarine, a jej dowódca Karl Dönitz znów spróbował pokonać Wielką Brytanię przy pomocy U-bootów. I znów bezskutecznie.