Uparł się, że zrobi teatr na gruzach. I zrobił

Czytaj dalej
Fot. fot. J. Bogucki
Wacław Krupiński

Uparł się, że zrobi teatr na gruzach. I zrobił

Wacław Krupiński

To nie teatr, to zjawisko. Zjawisko, w którym brali i biorą udział najwięksi artyści, tworząc wielką, nieformalną rodzinę.

Anegdota. Po 50 latach są ich miriady. Przytoczmy tę dotyczącą początków. Opowiada Jerzy Trela: „Pamiętam pewne zdarzenie z okresu, gdy Teatr STU nie posiadał jeszcze swojego stałego miejsca. Przy Brackiej mieliśmy do wyremontowania takie niewielkie pomieszczenie, istną ruinę. Przyjechaliśmy tam w nocy z jakiejś chałtury w Chrzanowie. Krzysztof cały czas opowiadał o tym, jak wyobraża sobie nasz teatr. Gadaliśmy do późna w nocy. Ja w końcu sobie przysnąłem. W pewnym momencie obudził mnie głos z podwórka. Był świt. Zobaczyłem Jasińskiego stojącego na kupie gruzu, mówiącego: „Ja tu kur..., zrobię teatr!”. No, i zrobił”.

Benefisy. Zaczęło się od członków teatru, skończyło na honorowaniu wielkich ze świata teatru, filmu, estrady. Dzięki „Dwójce” TVP oglądała te benefisy cała Polska. Było ich ok. 140, podczas jednego z nich, poświęconego Zbigniewowi Wodeckiemu, pojawiła się informacja o bombie w teatrze. Szczęśliwie sprowadzona brygada z psami niczego w teatralnych zakamarkach nie znalazła.

Chudziński Edward. Ze STU związany od prapoczątków do dziś; przez 23 lata (1970-1993) - kierownik literacki. Współautor scenariuszy legendarnych spektakli: „Spadanie” (1970), „Sennik polski” (1971), „Donkichoteria” (1980), adaptacji „Bram raju” Andrzejewskiego, „Tajnej misji” Okudżawy, „Na bosaka” (na motywach Gombrowicza). Jak wyznał: „Z Krzysztofem nigdy nie byłem tak blisko, żeby się mieć wzajemnie dosyć i nigdy tak daleko, żeby się stracić z oczu. Na tym chyba zasadza się nasza przyjaźń, która daje nam poczucie pewności, że zawsze możemy na siebie liczyć”.

Daty. 20 II 1966 - dzień powstania Teatru STU (i corocznych obchodów jego kolejnych STU-leci, ważnych jak coroczne wigilie w STU, zawsze 20 grudnia). 1975 r. - po okresie działalności pod patronatem Zrzeszenia Studentów Polskich (od 1973 r. SZSP) - STU uzyskał uprawnienia zawodowe i rozpoczął działalność w ramach Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych. Maj 1991 -Jasiński zakłada Fundację STU. 1993 - rozwiązanie zespołu aktorskiego. 1997 - powstaje Krakowski Teatr Scena STU, będący pospołu instytucją Małopolski i miasta Krakowa. Jej dyrektorem jest obecnie Tadeusz Konieczny, a dyrektorem artystycznym Krzysztof Jasiński. Dziś, w przeddzień 50-STUlecia twórca teatru ma ogłosić, kto będzie jego następcą.

Exodus. Poemat obrzędowy Leszka Aleksandra Moczulskiego do muzyki Krzysztofa Szwajgiera, także Marka Grechuty i Pawła Biruli. Po „Spadaniu” i „Senniku polskim” trzecie ogniwo tryptyku inscenizacyjnego Jasińskiego, będącego ważnym i odważnym głosem młodego pokolenia na temat ówczesnej Polski. Znakomicie przyjmowany w kraju i w świecie.

Festiwale i wojaże. STU, zwłaszcza w latach 1971-1981, wiele wędrował po świecie; ówczesny RFN, Włochy, Francja, Dania, Kolumbia, Iran, Belgia, Holandia, Wielka Brytania, Szwajcaria, Wenezuela, Dominikana, Meksyk, Austria. Efektem nagrody, zachwyt recenzentów. Albo np. uznanie Federico Felliniego, który dziękował Jasińskiemu za pokazanych w Rzymie „Pacjentów” wg „Mistrza i Małgorzaty”.

Grabowscy. Klan Grabowskich - Andrzej i Mikołaj plus Jan Peszek i Jan Frycz, pojawił się w STU w połowie lat 80. Zaowocowało to spektaklami Schaefferowskimi: „Scenariusz dla trzech aktorów”, „Scenariusz dla nieistniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego”, „Audiencja V”, ,,Audiencja II”, „Kwartet dla czterech aktorów”, jak i „Kto się boi Wirginii Woolf” Albee’go w wykonaniu dwóch małżeństw braci Grabowskich, także „Opisem obyczajów” Kitowicza. A parę lat później Mikołaj Grabowski był wraz z Jasińskim współdyrektorem STU.

Hamlet. Od premiery w 2000 r. zmienili się odtwórcy głównych ról, ale Szekspirowska tragedia wciąż budzi uznanie z powodu inscenizacyjnego rozmachu; została zagrana już ponad 200 razy. To w „Hamlecie” wzbijali się do swych karier Urszula Grabowska i Dominika Figurska (Ofelie) i grający Hamleta Radosław Krzyżowski, i Krzysztof Zawadzki, a ostatnio Krzysztof Kwiatkowski.

Inspicjentka - Grażyna Solarczykówna. W STU od 1978 r. Dla teatru rzuciła karierę zawodniczki Unii Oświęcim w łyżwiarstwie figurowym, jak i psychologię. Długość jej bycia inspicjentem to kolejny rekord STU. Mogłaby wydać antologię anegdot, np. o tym, jak to Anna Polony w „Królowej matce” wwoziła wazę z zupą, która spadła na podłogę, na co aktorka, improwizując, zareagowała: „Oj, synku, zupki nie będzie, muszę iść znaleźć jakąś szmatkę”. I wyszła za kulisy, a tam Solarczykówna wiła się na podłodze ze śmiechu. Albo o Beacie Rybotyckiej, która w „Zemście” wyszła na scenę w wielkiej rozłożystej czarnej sukni Podstoliny z przyczepionym doń prywatnym biustonoszem; szczęśliwie w kolorze nie rzucającym się w oczy…

Jasiński Krzysztof (ur. 1943). Był studentem PWST, gdy założył Teatr STU, po czym utrzymał go nieprzerwanie przez 50 lat. To jedyny taki przypadek w Polsce i Europie. Przez lata miał ksywkę „Boss” lub „Wódz”. „Jak mu coś nie pasowało, to na ścianie lądowało, co miał pod ręką. To był demon, nie to, co teraz, kiedy mówimy o nim „ Tatuś” - mówi Solarczykówna. Tylko w STU wyreżyserował kilkadziesiąt spektakli. Kiedyś prowadził Studio Aktorskie przy STU i Ośrodek Poszukiwań Teatralnych w podkrakowskiej Ochodzy. Teraz zamierza odrodzić go u siebie, na Mazurach. Poza teatrem był dyrektorem-redaktorem naczelnym TVP w Krakowie i dyrektorem programowym Canal+.

Kompozytorzy. Najpierw Krzysztof Szwajgier, w latach 1970-1983 - kierownik muzyczny. To jego muzyka wypełniała „Spadanie”, „Sennik polski”, „Exodus”, „Na bosaka”, „Donkichoterię”, „Operetkę”, „Stypę”, Tajną misję”, potem Janusz Stokłosa - „Pacjenci” (płyta z „Songami Teatru STU” to dziś rarytas!), później, i do teraz, Jan Kanty Pawluśkiewicz: „Szalona lokomotywa”, „Ubu skowany”, „Bramy raju”, „Pozowanie do portretu”, „Kur zapiał”, „Wariat i zakonnica”, „Zabawa”, „Harfy Papuszy” - koncert na Błoniach dla 10 tys. osób, „Wielkie kazanie księdza Bernarda”, „Wędrowanie”, i, także nadal, Janusz Grzywacz: „Ubu król”, „Mgła”, „Makijaż”, „Pan Twardowski”, „Hamlet”, „Król Lear”, „Mały Książę”, „Rewizor”.

Lokale. Najpierw, od 1967 r. - Bracka 15, scenka i trzy rzędy ławek dla 27 widzów. Gdy parę lat temu mieścił się tam Art Club „Cieplarnia”, można było na ścianach oglądać zdjęcia z początków STU. Po pożarze - w styczniu 1972 - Bracka 4. Tam już cztery duże pokoje; w jednym z nich scena i widownia na 35 osób. Grał więc głównie teatr w klubach studenckich (Pod Jaszczurami, Rotunda), także w Barbakanie. Wreszcie al. Krasińskiego 16/18 - siedziba, która - po długim remoncie - służy teatrowi od 1979 r. Tu już widownia dla 236 osób, foyer, także pokoje gościnne.

Łukowski Jan. Reżyser „Pamiętnika wariata” i „Kobiety-demona”; zginął tragicznie w 1970. Jeden z założycieli STU, podobnie jak: Lucyna Demarczyk, Edward Dobrzański (jedyny pedagog PWST), Jerzy Fedorowicz, Mieczysław Franaszek, Danuta Jamrozy, Roman Kowal, Olgierd Łukaszewicz, Jan Łukowski, Danuta Maksymowicz, Grażyna Marzec, Jan Polewka, Wojciech Pszoniak, Jerzy Schejbal, Janusz Szydłowski, Wiesław Wójcik...

Muła Franciszek i Jasiński Włodzimierz. Pierwszy przyszedł do STU w roku 1967, drugi - w grudniu 1969 r. Muła debiutował w „Pożądaniu schwytanym za ogon” Picassa (w głównej roli Jerzy Stuhr), obaj zagrali pierwszy raz w „Spadaniu”. Jasiński jako jedyny aktor gra w STU nieprzerwanie, bo Mułę na jakiś czas porwała Ameryka. Od lat znów razem; m.in. jako Grabarze w „Hamlecie”, a teraz jako Bobczyński i Dobczyński w „Rewizorze”.

Namiot przy ul. Rydla 31 służył STU od listopada 1976 do stanu wojennego. Trzymał go jeden 20-metrowy maszt. W środku widownia na tysiąc miejsc, nieraz zmniejszana. W nim premiery: „Pacjentów”, „Szalonej lokomotywy”, „Operetki”, „Ubu króla”, „Kur zapiał”. Tam też, po spektaklu „Szalonej lokomotywy”, odbyło się wesele Włodzimierza Jasińskiego. Był też drugi namiot oraz trzeci mniejszy - służyły do wystawiania spektakli podczas licznych wojaży STU.

Obrazy. Malarstwo towarzyszyło STU przez wiele lat. Wystawy malarstwa i grafiki odbywały się przy Brackiej 4, z inicjatywy aktora i malarza Bolesława Greczyńskiego, później w Galerii kierowanej przez Annę Sobol-Wejman (1987-1991). Wśród twórców: Roman Cieślewicz, Edward Dwurnik, Zdzisław Beksiński, Eugeniusz Get-Stankiewicz, Wiesław Obrzydowski, Jacek Sroka, Stanisław Wejman, czy autor wielu plakatów STU -Jan Sawka. Z kolei na frontonie siedziby przy al. Krasińskiego 16 eksponowana była Galeria Wielkich Obrazów; zaprezentowała ponad 70 płócien (8x6 m), zamówionych u m.in. u Janiny Kraupe-Świderskiej, Jerzego Nowosielskiego, Włodzimierza Kunza.

Pan Twardowski. Musical Janusza Grzywacza do libretta Włodzimierza Jasińskiego (autora także songów do „Ubu króla”), w reż. Krzysztofa Jasińskiego. Skomponowany dla Andrzeja Zauchy, który był w tej roli wspaniały. Na 25-lecie STU w podzięce wręczył reżyserowi swój saksofon. W 1991 r. po 131. spektaklu musicalu zginął zastrzelony nieopodal teatru.

Rodzina STU. „Rodzina STU. Pokrewieństwa z wyboru” - album o takim tytule, wydany na 40. urodziny teatru opisuje 100 osób. Większość (bo niektórzy już po Tamtej Stronie) spotka się jutro w teatrze, a zagra dla niej Tomasz Stańko, który w 1967 r. stworzył muzykę do oratorium rewolucyjnego STU „Człowiek gorejący” - Baczyński, Neruda, Różewicz.

Studio Nagrań. Powstało w STU w 1980 r.; w ciągu dekady powstało tu ponad 70 płyt, nagrali je m.in.: Edyta Geppert, Michał Bajor, Stanisław Sojka, Zbigniew Wodecki, Marek Grechuta, Grupa Pod Budą, Tomasz Stańko, Jarek Śmietana, Maanam, Dżem, TSA, Lech Janerka. Kierował nim realizator dźwięku Jacek Mastykarz mając świetną ekipę, w tym Halinę Jarczyk oraz, dzięki ZPR-om, najnowocześniejszy sprzęt, m.in. pierwszy w Polsce 24-śladowy magnetofon nagrywający Studer A-800.

Trela Jerzy. Już w kwietniu 1966 r. zagrał w „Pamiętniku wariata” wraz z Janem Łukowskim i Mieczysławem Franaszkiem, co dało im nagrody aktorskie na festiwalu w Erlangen (pierwszy wyjazd teatru na Zachód!). Dwa lata później zagrał z Jerzym Stuhrem w komediowym spektaklu „Kobieta-demon” (za co utracił stypendium naukowe, bo w PWST uznano, że kompromituje uczelnię). Powrócił do STU po latach w monodramie „Wielkie kazanie księdza Bernarda”, w spektaklu „Wielki John Barrymore”, w „Zemście”. „I tak historia zatoczyła koło. Teatr STU stał się dla mnie jedynym miejscem, do którego idę jak do siebie do domu” - wyznaje obecnie.

Ubu. Ważny spektakl STU z roku 1981. W roli tytułowej kulomiot, mistrz olimpijski Władysław Komar (Dopiero potem zagrał u Polańskiego w „Piratach”- podkreśla Jasiński, który jako inscenizator lubi sięgać po osoby spoza teatru). W „Szalonej lokomotywie” grali Maryla Rodowicz (owocem prywatnego związku z reżyserem dwoje dorosłych dziś dzieci) i Marek Grechuta, w „Kur zapiał” i w „Panu Twardowskim” talentem aktorskim błysnął Andrzej Zaucha, w „Sonacie Belzebuba” w tytułową postać wcielał się Zbigniew Wodecki, a w Beckettowskich „Szczęśliwych dniach” Williego gra pianista Konrad Mastyło.

Wędrowanie. „Wesele”, „Wyzwolenie”, „Akropolis”, tryptyk wg Stanisława Wyspiańskiego, „projekt życia” Jasińskiego, który o wystawieniu tych trzech dramatów mówił od dawna. Zrealizował swą ideę w 2015 roku, by ostatecznie pokazywać te teksty jako jeden spektakl. Wcześniej nie zrobił tego żaden reżyser. I jeszcze objechał z nim Polskę.

Zapasiewicz Zbigniew. Wybitny aktor w 1990 roku „przeżywał moment głębokiej zapaści” pozbawiony dyrekcji w Teatrze Dramatycznym, gdy Krzysztof Jasiński zaproponował mu reżyserię w STU. I aktor przygotował „Powrót Pana Cogito”, wieczór poetycki na podstawie wierszy Zbigniewa Herberta, za który w roku 1991 otrzymał nagrodę główną i nagrodę publiczności na Ogólnopolskim Przeglądzie Teatrów Małych Form w Szczecinie. A potem wyreżyserował jeszcze w STU m.in. „33 omdlenia” wg Czechowa, za które dostał na tymże Przeglądzie nagrodę aktorską i „Kubusia Fatalistę” Diderota, który powstawał w pałacyku STU w Ochodzy, co - jak wspominał - było bardzo przyjemnym połączeniem urlopu i pracy nad spektaklem.

Korzystałem m.in. z „Rodzina STU” oraz przygotowywanej do druku księgi jubileuszowej na 50-lecie STU

***

Nazwa Teatru STU zrodziła się na łamach „Dziennika Polskiego”.
Krzysztof Jasiński: - Prawie 50 lat temu Krystyna Zbijewska napisała, że sztukę Osborne’a wystawia Studencki Teatr „Uwaga”, choć na plakacie było zwyczajnie: „Uwaga! Teatr Studencki” (co wzmacniał duży wykrzyknik zaprojektowany przez Waldemara Krygiera). I z tego S.T.U. zrobiłem Teatr STU. Potem okazało się, że to nazwa magiczna, zawierająca wiele znaczeń ukrytych w znaku, którym jest trójkąt w kole i kwadracie.

Wacław Krupiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.