Upór i bohaterstwo. Obrona Warszawy we wrześniu 1939 roku
28 września 1939 r. przed Wehrmachtem kapituluje Warszawa. Jej opór trwał prawie trzy tygodnie. Miał znaczenie symboliczne, ale i wymierne – militarne.
W planach polskiego dowództwa nie przewidywano obrony Warszawy. Nikt nie spodziewał się, żeby stolica mogła zostać zagrożona. Tymczasem Niemcy szybko przerwali front i ich zagony pancerne zaczęły posuwać się w kierunku miasta. Z tego z powodu 3 września Naczelny Wódz marsz. Edward Rydz-Śmigły wydał ministrowi spraw wojskowych gen. Tadeuszowi Kasprzyckiemu rozkaz zorganizowania obrony.
Kasprzycki odpowiedzialnym za przygotowanie stolicy do walki uczynił 50-letniego gen. Waleriana Czumę, dotychczasowego komendanta głównego Straży Granicznej. Zadanie Czuma nie było łatwe. „Nie miał rozeznania w możliwościach garnizonu warszawskiego, nie miał aparatu sztabowego i łączności […]. Brakowało służb kwatermistrzowskich. Krótko mówiąc - trzeba było zacząć praktycznie od zera” - pisze historyk Dariusz Kaliński w wydanej właśnie książce „Twierdza Warszawa. Pierwsza wielka bitwa miejska wojny światowej”.
Czuma energicznie przystąpił do organizowania obrony, tworząc sztab, ściągając oficerów, formując oddziały, wyznaczając odcinki, gromadząc broń, sprzęt i amunicję. To on podjął znamienną w skutkach decyzję, by czołowe linie obronne opierały się na skraju zwartej zabudowy miasta, a nie na wcześniejszej linii starych rosyjskich fortów. Skróciło to front i pozwoliło lepiej wykorzystać szczupłe siły.
- Generał Czuma wywiązał się świetnie z przydzielonego mu zadania. Z przypadkowo i pospiesznie zebranych oddziałów utworzył sprawnie działającą strukturę, która nie tylko obroniła Warszawę przed szybkim zdobyciem przez niemieckie czołgi, ale i sama potrafiła wyprowadzać zaskakujące uderzenia. System obronny, opracowany przez Czumę i jego sztab, doskonale sprawdzał się przez cały okres oblężenia miasta - mówi Dariusz Kaliński.
Rozstrzelana kolumna
Już 8 września po południu czołgi niemieckiej 4. Dywizji Pancernej podeszły pod miasto i zajęły Okęcie, a następnie próbowały wejść do Warszawy od południowego zachodu. Zostały jednak odparte na ulicach Ochoty. Berlin pospieszył się wydając komunikat o wejściu jego oddziałów do polskiej stolicy, a wiadomość ta obiegła świat. Tymczasem do zdobycia Warszawy było jeszcze daleko.
9 września rano Niemcy podjęli drugi atak, tym razem siłami dwóch dywizji pancernych: 4. i 6. Spodziewali się, że nieprzygotowana do obrony Warszawa da się stosunkowo łatwo zająć. Przeliczyli się jednak. Ich natarcie od strony Woli, Ochoty i Mokotowa zostało odparte. Polscy obrońcy z 40. Pułku Piechoty „Dzieci Lwowskich” wręcz rozstrzelali kolumnę niemieckich pojazdów pancernych posuwającą się ul. Wolską. Napastnicy stracili ponad 70 czołgów.
Niemcy zrozumieli wtedy, że miasta nie da się zająć z marszu i że potrzebne jest regularne oblężenie. 13 września na brzegu Wisły spotkały się dwie armie niemieckie - 3. i 10, a dwa dni później Wehrmacht domknął okrążenie Warszawy od wschodu. Walki toczyły się też nad miastem. Stolicy broniła lotnicza Brygada Pościgowa dowodzona przez płk. Stefana Pawlikowskiego, wspierana przez opracowany przez niego skuteczny system obserwacji i powiadamiania. Jej piloci latający na przestarzałych PZL P.11 i PZL P.7 dokonywali cudów atakując nadlatujące nad Warszawę niemieckie wyprawy bombowe i zestrzeliwując nowoczesne Dorniery, Heinkle i Messerschmitty.
Niestety, 5 września sztab Naczelnego Wodza podjął decyzję o przeniesieniu części artylerii przeciwlotniczej z Warszawy do innych miast, a dzień później Brygadę Pościgową przesunięto do Lublina. Obie te decyzje fatalnie odbiły się na stanie obrony przeciwlotniczej stolicy. Odtąd Luftwaffe miała znacznie ułatwione zadanie. Niemieckie bombowce prawie codziennie obrzucały miasto bombami. Szczególnie ciężka była niedziela 10 września, nazwana przez warszawiaków „krwawą”, kiedy to odnotowano aż 17 nalotów. Bomby trafiały w budynki mieszkalne, fabryki, ulice, kościoły, zabijając setki ludzi i wzniecając dziesiątki pożarów.
Skończyć z Warszawą
Sprawami mieszkańców zajmował się prezydent miasta Stefan Starzyński, mianowany Komisarzem Cywilnym przy Dowództwie Obrony Warszawy. Dokonywał on tytanicznych wysiłków, by zapewnić normalne funkcjonowanie stolicy.
- Śmiało można stwierdzić, że prezydent Starzyński był duchowym przywódcą obrony Warszawy. Jako komisarz cywilny niestrudzenie motywował i organizował mieszkańców do pomocy wojsku, wprost porywał ich do czynu swoimi słynnymi przemówieniami radiowymi. Dzięki jego decyzjom tworzone zostały też nowe, podległe Ratuszowi agendy, odpowiedzialne m.in. za zapewnienie ładu publicznego w mieście - co było niezbędne zwłaszcza po ewakuacji Policji Państwowej na wschód - pomoc uchodźcom, pogorzelcom, zapewnienie żywności mieszkańcom itp. Po agresji Sowietów na Polskę i ewakuacji rządu RP do Rumunii to właśnie Starzyński postrzegany był przez wielu Polaków jako najwyższy przedstawiciel władzy cywilnej w kraju - mówi Dariusz Kaliński.
Nacisk na stolicę zmniejszył się trochę podczas bitwy nad Bzurą. Niemcy wycofali wtedy spod miasta część jednostek i skierowali do odpierania natarcia oddziałów gen. Tadeusza Kutrzeby. Z kolei po klęsce tej operacji do Warszawy w ciężkich walkach przebiła się część oddziałów Armii „Poznań” i „Pomorze”.
Próby zdobycia miasta nasiliły się od 17 września, po sowieckiej agresji na Polskę. Niemcy wobec postępujących naprzód sojuszników chcieli jak najszybciej zająć stolicę, co miałoby duże znaczenie propagandowe. Tegoż 17 września nastąpił silny ostrzał śródmieścia, m.in. Starego Miasta. Na Warszawę spadło wtedy około 5 tys. pocisków. Wehrmacht przypuścił kilka natarć, które zostały odparte. Mało tego, obrońcy wyprowadzali udane kontrataki.
By wreszcie skończyć z Warszawą Niemcy skierowali pod stolicę znad Bzury jednostki 8. Armii gen. Johannesa Blaskowitza. Miała ona przypuścić szturm i zająć miasto. Rozpatrywano też możliwość zaczekania aż Armia Czerwona podejdzie pod Pragę i wspólnego z nią szturmowania polskiej stolicy. Póki co zdecydowano nasilić ataki artyleryjskie i bombowe na urządzenia ważne dla życia mieszkańców, potem zaś atak na lewobrzeżną część miasta (i tylko na nią) miały przypuścić oddziały wspomnianej 8 Armii.
Symbol oporu
Rzeczywiście, Niemcy znacznie zintensyfikowali ostrzał i naloty. Tak opisywał to cytowany w „Twierdzy Warszawa” płk Stanisław Rostworowski: „Warszawa, ta kochana Warszawa gorzała jak pochodnia. W kłębach dymu, w podmuchach nagłych, czarnych chmur, gdy jakiś dach walił się, w trzasku aż tu słyszanym przepalonych murów płonęła Warszawa. […] Powoli, w miarę zapadającej nocy, rozszerzała się po niebie nad stolicą Polski coraz czerwieńsza, coraz bardziej krwawa łuna”.
23 września przestała działać elektrownia i miasto zostało pozbawione prądu. Umilkło Polskie Radio, a następnego dnia zniszczenie Stacji Filtrów przerwało dostarczanie wody. Ostrzał trwał nieprzerwanie przez noc z niedzieli 24 na poniedziałek 25 września. A tego dnia do akcji przystąpiła Luftwaffe, która przeprowadziła zmasowany nalot. Około 430 samolotów wykonało 1176 lotów i zrzuciło 560 ton bomb burzących i 72 zapalających. Miasto stanęło w ogniu. Zginęło od 5 do 10 tys. ludzi, około 35 tys. odniosło rany. Zburzonych lub spalonych zostało mnóstwo budynków.
Po takim przygotowaniu Niemcy 26 września przypuścili szturm. W zaciętych walkach udało im się uzyskać pewne postępy, ale nie przerwali głównej linii obrony i miasta nie zdobyli. Jednak wobec coraz trudniejszej sytuacji - przede wszystkim braku wody - Komitet Obywatelski przy DOW postulował, by zakończyć obronę. Swój wniosek przedstawił dowódcy Armii „Warszawa” gen. Juliuszowi Rómmlowi, który formalnie dowodził walką. Rómmel 26 września zwołał odprawę dowódców, na której większość z nich opowiedziała się za kapitulacją.
28 września polska delegacja z gen. Tadeuszem Kutrzebą na czele podpisała kapitulację w autobusie gen. Blaskowitza na terenie fabryki silników lotniczych Skody koło Okęcia. Decyzja o poddaniu się wywołała u wielu żołnierzy i oficerów przygnębienie lub sprzeciw, wielu nie chciało się jej podporządkować. Do niewoli poszło ponad 100 tys. żołnierzy, w tym kilku generałów. Niemcy weszli do stolicy 1 października. 5 października przyleciał tam Adolf Hitler, by przyjąć defiladę swoich oddziałów.
Jakie było znaczenie prawie trzytygodniowego oporu?
- Obrona stolicy miała duże znaczenie symboliczne dla wszystkich walczących z najeźdźcami Polaków. Jeśli usłyszano gdzieś, że Warszawa nadal trwa i walczy, znaczyło to, że Polska jeszcze nie upadła i nadal warto się o nią bić. Z wojskowego punktu widzenia obrona Warszawy miała również duże znaczenie, choćby dlatego, że wiązała znaczne siły niemieckie. Jak obliczyli historycy, w pewnym momencie, wraz z pobliskim Modlinem, angażowała aż 1/3 niemieckich sił aktywnych na froncie. Natomiast na pytanie, czy warto było narażać stolicę na śmierć i zniszczenia, odpowiedzią jest chyba postawa ludności cywilnej Warszawy, która chwyciła za broń i walczyła zarówno w obronie miasta w 1939 roku, jak i podczas późniejszej okupacji a także w powstaniu 1944 roku. Warszawianie w to nie wątpili - mówi Dariusz Kaliński.