Urzędnicy jednak odpuszczą handlarzom?
Być może już dziś okaże się, czy władzom Nowego Targu udało się osiągnąć kompromis z handlującymi na targu przy ulicy Ludźmierskiej.
Tym razem obyło się bez przepychanek i interwencji policji. Ostatnia sobota na nowotarskim placu targowym przy Ludźmierskiej przebiegła wyjątkowo spokojnie. To spora odmiana - zarówno tydzień wcześniej, jak i w ostatni czwartek dochodziło tu do karczemnych awantur.
Powodem waśni było to, że miasto wysłało na plac inkasentów, którzy mieli pobrać od handlujących opłatę targową. Kupcom się to nie spodobało. Zaczęli popychać i wyzywać inkasentów, bo ci - zgodnie z obowiązującym prawem - skrupulatnie mierzyli im każdy metr kwadratowy gruntu zajęty pod stoisko i naliczali za niego kwotę 8 złotych.
Okazało się, że handlarz z średniej wielkości kramem miał zapłacić miastu ponad 300 zł dziennie. A i tak musi już płacić właścicielowi jarmarku inną opłatę, tzw. „placowe”.
- Mamy żal do miasta, że wprowadziło tak wielkie opłaty targowe - mówi Jan Surma, handlujący artykułami metalowymi. - To celowe działanie, by wykończyć jarmark przy Ludźmierskiej. Na drugim placu, przy ulicy Targowej, który jest wspierany przez miasto, opłaty są 16 razy niższe. Wynoszą 50 groszy za metr kwadratowy. To niesprawiedliwe
Jeszcze kilka dni temu władze Nowego Targu przyznawały wprost, że celowo ustaliły tak różne opłaty. Takie działanie miałoby skłonić kupców do przenosin na Targową - bo źle się dzieje, że w mieście są dwa jarmarki.
Najwidoczniej w piątek doszło jednak do zmiany tej polityki. Świadczy o tym fakt, że w sobotę na jarmarku przy Ludźmierskiej nie pojawili się inkasenci. Zatem urząd prawdopodobnie - by nie eskalować konfliktu - zdecyduje się na zmniejszenie opłaty targowej na droższym placu. O ile? Próbowaliśmy wczoraj to ustalić. Nie udało nam się.
Informacja o projekcie zmian ma być podana w tym tygodniu. Wówczas podamy ją naszym czytelnikom.