Vasil Woodland: Wojna dała mi nową siłę
Poznaliśmy się dawno. Dawno, bo w innym świecie, może innym życiu. Długo umawialiśmy się na wywiad i kiedy udało się zgrać termin, wybuchła wojna. I Vasil już nie umiał mówić, a ja nie umiałam pytać. Wiedziałam, że musiał uciekać, opuścić swój dom w Charkowie, wiedziałam, że mu trudno, ale tak naprawdę nie wiedziałam nic. Czasami pisaliśmy do siebie. - Jak mam rozmawiać o sztuce, kiedy giną moi bracia - pytał. Czy po szesnastu miesiącach jest łatwiej? Nie jest, ale siedzimy, a ja pytam o wojnę, naturę i o to, co ma w duszy ten piękny człowiek z Ukrainy, którego obrazy są rozpoznawalne na całym świecie. Oto Vasyl Mushyk, znany jako Vasil Woodland, artysta, który swoją sztuką opowiada o duchowej sile natury i o mocy człowieka
Jak zmieniła cię wojna?
Zmieniła w moim życiu niemal wszystko. Odebrała mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju; okradła z marzeń i umiejętności planowania. Zabrała okazje do niewinnych i radosnych spotkań z przyjaciółmi i spontanicznych podróży. Już tego nie mam. Zostawiła w sercu głęboką ranę, po której na zawsze pozostanie blizna. Moja głowa nadal nie chce uwierzyć w to, co się stało, w ten koszmar, który rozpoczął się 24 lutego i wciąż trwa. Jak wytłumaczyć sobie, że można dopuścić się takiego okrucieństwa w XXI wieku? Wiesz, wciąż pamiętam pierwsze dni wojny, kiedy w pobliżu mojego domu zaczęły wybuchać bomby i rakiety. To były straszne, głośne, nienaturalne dźwięki. Schowaliśmy się w piwnicy, w której spędziliśmy z rodziną dziesięć dni. To była wilgotna i ciemna piwnica wielopiętrowego budynku, gdzie ukrywało się wielu takich jak my. Kiedy wybuchały bomby, dzieci płakały, a starsi się modlili. To był bardzo przerażający obraz, a ja miałem jedno porównanie: Apokalipsa.
Dokąd uciekliście potem?
Po dziesięciu dniach udało nam się ewakuować na wieś. Zamieszkaliśmy w domu moich rodziców, gdzie jest w miarę bezpiecznie, choć i tu słychać wybuchy i warkot nalotów. Około ośmiu milionów Ukraińców wyjechało z kraju i otrzymało status uchodźcy, ale ja i moja rodzina nie mogliśmy. Moja mama ma 86 lat i wiele chorób, które uniemożliwiają jej podróżowanie, nie mogłem jej przecież zostawić. Postanowiliśmy wspólnie, że zostajemy wszyscy, a ja spełniłem w ten sposób swój synowski obowiązek. Staram się teraz otoczyć mamę miłością i troską, zapewnić jej jedzenie i ciepło, a kiedy pojawi się niebezpieczeństwo, będę ją chronił i bronił. W ten sposób wyrażam wdzięczność za to, że dała mi życie.
W rodzinnym Charkowie zostawiłeś nie tylko część siebie, ale też swoją pracownię.
I narzędzia. Zostałem bez farb, pędzli i płócien. Dla artysty to tragedia. Po kilku miesiącach życia w trybie przetrwania, bez tworzenia, mój stan zbliżał się do depresji. I wtedy stała się rzecz cudowna. Moi przyjaciele z całego świata, między innymi z Austrii, Hiszpanii i Ameryki, których nigdy nie widziałem na oczy, a którzy znają moją twórczość, przysłali mi farby, płótna, ołówki, pędzle. To ludzie o wielkich sercach i empatii. Przyjąłem te prezenty z wielką wdzięcznością i wróciłem do malowania. Chęć tworzenia i opowiadania były na tyle duże, że rok 2022 był jednym z tych owocniejszych okresów w moim twórczym życiu. Mimo częstych nalotów i wybuchów namalowałem osiem obrazów. Znalazłem w sobie nową siłę do twórczego działania, siłę, która przeciwstawiała się wojnie i złu, które ją czyniło. To był bardzo złożony, trudny i bolesny proces przejścia od okrutnej rzeczywistości do świata wewnętrznej równowagi, który stanął u podstaw tworzenia na nowo.
Te obrazy są już inne.
Staram się teraz tworzyć dzieła, w których jest afirmująca energia życia, tak by móc to światło przekazywać, nieść innym. To mnie uszczęśliwia. Wojna to największe zło, z jakim się spotkałem, przynosi śmierć, smutek, cierpienie, ból, złość i zniszczenie. Wojna wzmocniła we mnie pragnienie gloryfikowania życia, piękna i harmonii, którą wciąż odnajduję w przyrodzie. I to oddaję w swoich obrazach.
Jaka była twoja artystyczna droga do tego miejsca?
Stawanie się artystą miało kilka etapów; dużo czerpałem na samym początku ze studenckiego życia. Studiowałem malarstwo, anatomię człowieka, fascynowało mnie malarstwo renesansowe, ale wciąż poszukiwałem własnej drogi twórczej. I wtedy, to był 2000 rok, zetknąłem się z twórczością rdzennego kanadyjskiego artysty Norvala Morrisseau, który stworzył styl malarski nazwany Woodland. Zakochałem się w tym stylu, bo dawał mi możliwość pokazania za pomocą symboli wewnętrznego stanu dzikiej przyrody. Kiedy maluję w ten sposób, opowiadam o połączeniu i przenikaniu się różnych form życia, wracam do korzeni, do źródeł, do Matki Ziemi, Słońca, Wody, Księżyca. Tak powstają malarskie historie o duchowych siłach natury. I to właśnie natura jest dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji i twórczej energii do tworzenia.
I kultura Indian, prawda?
Tak, fascynuję się kulturą i wierzeniami Indian północnoamerykańskich. Stąd w moich pracach chęć ukazania świata dzikiej przyrody, który jest przepełniony duchową esencją i witalnością.
Wiesz, że niektórzy traktują cię jak szamana?
Wiem, ale nie praktykuję szamanizmu w klasycznej formie. To las otwiera się przede mną i zdradza mi swoje tajemnice, jest moją świątynią. Wchodzę do niego z otwartym sercem, z miłością, podziwem, szacunkiem dla wszystkich jego mieszkańców, wszystkich stworzeń. Las inspiruje mnie swoim pięknem, różnorodnością form, bogatą paletą barw, niesamowitymi dźwiękami, głosami zwierząt i śpiewem ptaków. W lesie doznaję wszystkich dostępnych człowiekowi uczuć i emocji, zaspokajam swój głód filozoficzny i jestem w takim miejscu, gdzie mam dostęp do głębokich przemyśleń. Potem próbuję oddać to na płótnie za pomocą farb. Proces tworzenia obrazów porównałbym z magią lub szamanizmem. To taki stan, kiedy artysta pozostaje poza czasem, nie ma żadnych granic, ograniczeń ani odległości. Mogę zamienić się w to, co tworzę, nie ma między nami różnicy. To mnie uszczęśliwia.
I innych.
I to jest niezmiernie ważne dla artysty, ta świadomość, że jego obrazy poruszają serca odbiorców. Moją intencją jest dawanie pozytywnych emocji i uczuć. Chciałbym, by wyzwalały jasne myśli afirmujące życie. Szczerze się cieszę, że mam tak wielu wielbicieli wśród mieszkańców wielu krajów. Moje obrazy i reprodukcje, jak wiesz, znajdują się w prywatnych kolekcjach w 25 krajach na całym świecie. Wiele moich prac stało się okładkami książek i płyt muzycznych, ilustracjami do czasopism i aforyzmów filozoficznych, tatuażami i obrazami na szamańskich bębnach. W każdym z nich zostawiam cząstkę swojego serca. Cieszę się, kiedy ci, którzy widzą moje obrazy, to czują, kiedy energia moich obrazów rezonuje z ich energią.
W twoich obrazach my, ludzie, jesteśmy naturą; wodą, drzewem, słońcem. Nie ma między nami różnicy.
Jesteśmy Ziemią i niesamowicie piękną naturą. Umiemy to piękno podziwiać, gloryfikować je w poezji, muzyce i malarstwie. I choć wydaje się oczywiste, że powinniśmy szanować naturę, nie zawsze tak jest. Chciwość, krótkowzroczny postęp technologiczny i wojny powodują nieodwracalne szkody. Na osobistych wystawach ekspozycje zawsze zamykam obrazem „Wygnańcy”, tak, by przypomnieć nam ludziom, jak piękno natury jest delikatne i kruche. Wzywam tym samym mieszkańców Ziemi do jej poszanowania, do poszanowania wszystkich mieszkańców i stworzeń. Ziemia jest żywą istotą, daje nam życie, odżywia nas, ale nie jest naszą własnością, choć do niej przynależymy.