Verdun - piekło na ziemi. Krwawa cena zwycięstwa
Październik 1916. Od dziewięciu miesięcy we Francji trwa bitwa pod Verdun. Ciężkie straty ponoszą w niej obie strony. Dziś jest ona symbolem bezsensownego przelewu krwi, ale też niemiecko-francuskiego pojednania.
W 1915 r. państwa centralne - Niemcy i Austro-Węgry - odniosły spore sukcesy na froncie wschodnim. Po bitwie pod Gorlicami, a następnie niemieckiej ofensywie na północy, udało się odepchnąć armie rosyjskie daleko na wschód, odzyskać Galicję, zająć Królestwo Polskie i część dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Z kolei na południu w szybkiej kampanii pokonana została Serbia. W takiej sytuacji szef niemieckiego sztabu generalnego, energiczny gen. Erich von Falkenhayn, uważał że Rosja na razie nie będzie stanowić zagrożenia.
Wykrwawimy armię!
Falkenhayn, który był mózgiem armii niemieckiej i faktycznie jej dowodzącym, stał na stanowisku, że najważniejszy jest front zachodni i tam właśnie leży klucz do zwycięstwa w całej wojnie. Wobec dotychczasowego powodzenia na wschodzie postanowił więc skupić cały wysiłek militarny na zachodzie i doprowadzić tam do przełamania.
Czas grał bowiem na korzyść ententy, która stopniowo mobilizowała swój potencjał gospodarczy i ludzki wsparty koloniami. W 1916 r. głównym celem Niemców miała stać się armia francuska i jej zasoby ludzkie.
Falkenhayn uznał, że skoro Francja ma mniejsze możliwości mobilizacyjne niż Niemcy, drogą do jej pokonania będzie wykrwawienie armii francuskiej. Oddziały niemieckie miały nacierać na wybranym odcinku frontu i w ten sposób prowokować Francuzów do kontrataków. Ich uderzenia miały być z kolei masakrowane przez niemiecką artylerię. I tak aż do pokonania Francuzów.
Falkenhayn założył, że stosunek strat francuskich do niemieckich wyniesie 5:2, a więc zwycięzcą w tych zmaganiach będą Niemcy.
Memoriał, którego nie było
Swój pomysł szef sztabu przedstawił cesarzowi Wilhelmowi II w tzw. „Memoriale Bożonarodzeniowym” z 1915 r. - Rzecz w tym, że żadnemu z historyków nie udało się odnaleźć tego dokumentu w archiwach. Jego treść poznajemy wyłącznie ze wspomnień Falkenhayna. Pojawia się więc podejrzenie, że generał post factum wymyślił takie uzasadnienie dla swojej nieudanej operacji.
- Być może też Falkenhayn nie miał na myśli dosłownego wykrwawienia sił francuskich, lecz doprowadzenie do ich wyczerpania ludzkiego, materiałowego i moralnego - mówi dr Jarosław Centek, historyk wojskowości z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i autor książki „Verdun 1916”. W dodatku szef sztabu trzymał swoją koncepcję w tajemnicy, więc niewielu dowódców znało jego zamierzenia.
Prezent dla kronprinza
Na miejsce uderzenia strona niemiecka wybrała leżące w środkowej części frontu miasto Verdun, otoczone systemem fortów i zamienione w twierdzę.
Wybór wynikał z kilku czynników. Po pierwsze droga przez Verdun wiodła do Paryża. Po drugie w 1870 r. Francuzi ponieśli tu klęskę. Po trzecie wreszcie, twierdzę już w sierpniu 1914 r. bezskutecznie usiłowała zdobyć 5. Armia niemiecka, dowodzona przez niemieckiego następcę tronu Wilhelma von Hohenzollerna. Jej wzięcie miało być miłym prezentem dla kronprinza.
- W swoich wspomnieniach Falkenhayn pisze, że tylko dwie twierdze były dla Francuzów wystarczająco ważne, by bronić ich za wszelką cenę: Belfort i Verdun. Zdobycie tej drugiej było dla Niemców strategicznie korzystniejsze, stąd właśnie decyzja, by uderzyć na nią - wyjaśnia dr Centek.
2,5 mln pocisków
Verdun zostało zmienione w twierdzę w latach 70. i 80. XIX w. Miasto stopniowo otoczono umocnieniami ugrupowanymi w dwóch liniach. Było to 11 żelbetonowych fortów, 27 większych obiektów tzw. pośrednich (broniły obszarów między fortami) oraz 118 baterii artyleryjskich. Do tego dochodziły inne elementy: okopy, schrony, koszary, zasieki, magazyny. Obwód pierścienia fortecznego liczył około 50 km.
Twierdza była nowoczesna, ale brakowało jej artylerii, którą na początku wojny zdemontowano z fortów i przydzielono do jednostek armii polowej. W chwili rozpoczęcia niemieckiego ataku w sektorze Verdun znajdowało się osiem francuskich dywizji i 600 dział.
Do ataku Niemcy skierowali wspomnianą już 5. Armię kronprinza Wilhelma. Uderzenie zostało starannie zaplanowane. Po swojej stronie frontu Niemcy wybudowali własny system umocnień złożony z okopów, schronów, stanowisk artylerii i zasieków. Doprowadzili drogi i linie kolejowe, którymi dowozili oddziały i zaopatrzenie. O skali przedsięwzięcia niech świadczy, że na sześć dni ataku przygotowano 2,5 mln pocisków artyleryjskich, które przywieziono 1300 pociągami.
Oddać czy bronić?
Niemieckie natarcie rozpoczęło się 21 lutego 1916 r. Poprzedziło je skoncentrowane przygotowanie artyleryjskie skierowane na francuskie pozycje. Następnie do przodu ruszyły grupy szturmowe wyposażone m.in. w granaty i miotacze ognia, mające rozpoznać francuskie stanowiska.
Dopiero za nimi ruszyło zasadnicze natarcie złożone z oddziałów piechoty. Doszło do krwawych zmagań o poszczególne pozycje, w których największe straty obie strony ponosiły od ognia artylerii.
Podczas pierwszego natarcia Niemcy znacznie posunęli się naprzód. Dużym ich sukcesem było łatwe zajęcie prawie nie bronionego Fortu Douaumont. Jego utrata była poważnym ciosem dla Francuzów. W takiej sytuacji głównodowodzący armią francuską gen. Joseph Joffre był gotowy oddać twierdzę. Jednak szef sztabu gen. Edouard de Castelnau przekonał go, że utrata Verdun będzie szokiem dla społeczeństwa i miasta trzeba bronić za wszelką cenę.
Na dowódcę obrony twierdzy wyznaczono gen. Philippe’a Petaina, oficera zdecydowanego i upartego. Wydał on swoim żołnierzom rozkaz: „Za wszelką cenę odpierać ataki nieprzyjaciela i natychmiast odzyskiwać każdy skrawek zajętego przez niego terenu”.
Petain ściągnął dodatkowe oddziały i sprzęt, kazał rozbudować umocnienia w głąb i pilnował rotacji jednostek, tak aby żołnierze nie spędzali za dużo czasu w „piekle Verdun”. Obronę zaopatrywano szosą - nazwaną Drogą Świętą - którą nieustannie jechały kolumny ciężarówek z żołnierzami, amunicją, żywnością i medykamentami.
Piekło na ziemi
Po pierwszym niemieckim natarciu z 21 lutego poszły następne. Schemat był podobny: przygotowanie artyleryjskie i atak piechoty. Artyleria obu stron masakrowała atakujących i kontratakujących. Szczególnie zaciekłe walki toczyły się o wspomniany Fort Douaumont oraz drugi - Vaux. „Tak trwała niekończąca się sekwencja ataków i kontrataków, prowadzących w padającym wciąż deszczu” napisał brytyjski historyk Peter Hart w książce „I wojna światowa 1914-1918”. Plan Falkenhayna zawiódł, a Niemcy wpadli we własną „maszynkę do mięsa”.
- Początkowo stronie niemieckiej szło nieźle, ale potem odpadł efekt zaskoczenia i ofensywa utknęła. Widać to nawet po oficjalnych komunikatach niemieckich. Na początku pojawiały się nazwy zdobytych wiosek i fortów. Potem zaś, od marca 1916, zaczynają się powtarzać informacje o kanonadzie pod Verdun i ciężkich stratach po obydwu stronach.
Największe straty zadawała artyleria. Cóż z tego, że Niemcom udawało się zdobyć jakieś wzgórze, gdy po jego zajęciu masakrowały ich francuskie działa - mówi historyk. - Dochodziło też do zaciętych walk wręcz. Np. w maju 1916 przez dwa dni walczono o Fort Douaumont, który Francuzi próbowali odbić - dodaje.
Latem Niemcy użyli pocisków chemicznych zwierających fosgen, nowy, skuteczny gaz bojowy. Pozwoliło im to odnieść kilka lokalnych sukcesów, ale ogólna sytuacja nie uległa zmianie.
Sprawiła to dopiero brytyjsko--francuska ofensywa nad Sommą, która rozpoczęła się 24 czerwca. W związku z nią niemieckie dowództwo zaczęło odsyłać poszczególne jednostki spod twierdzy. Oznaczało to świadomą rezygnację z możliwości jej zdobycia.
Teraz Francuzi
Teraz do kontrataku przeszli Francuzi dowodzeni przez zwolennika aktywnych działań gen. Roberta Nivella (Petain został awansowany). Wyposażeni w lepszą broń (karabiny Berthiera, erkaemy Chauchat, cekaemy Hotchkiss, moździerze i działka), stosujący lepszą taktykę (grupy szturmowe zamiast fal piechoty) starali się przełamać niemieckie umocnienia. Sytuacja odwróciła się - teraz oni usiłowali dokonać przełamania i wykrwawiali się w desperackich atakach. Wieś Fleury przechodziła z rąk do rąk 15 razy, zanim Francuzi zdobyli ją ostatecznie 18 sierpnia.
Dla żołnierzy obu stron walka pod Verdun była piekłem na ziemi. Najpierw długi marsz na pierwszą linię. Potem bytowanie w prymitywnych warunkach okopów, schronów lub fortów - często w ciemności, wilgoci, zaduchu, bez możliwości umycia się i bez ciepłych posiłków, a nawet wody. Wreszcie zaś atak na umocnione, ziejące ogniem niemieckie pozycje, z którego mało kto wychodził cało. Walczono na bagnety, granaty i miotacze ognia.
System rotacji wprowadzony przez Petaina (zwany kieratem) sprawił, że z 330 francuskich pułków piechoty aż 259 wzięło udział w obronie Verdun. Z kolei w niemieckich szeregach twierdzę zdobywało wielu Polaków, o czym świadczą polskie nazwiska na licznych cmentarzach wojennych wokół Verdun.
Niepotrzebna ofiara
Konieczność odesłania przez Niemców części oddziałów i artylerii nad Sommę oraz ofensywny upór gen. Nivella sprawiły, że Francuzi zaczęli zyskiwać inicjatywę i teren. 24 października odzyskali Fort Douaumont, a 2 listopada Fort Vaux. Do niewoli wzięli 5 tys. niemieckich jeńców. W grudniu zaś zbliżyli się do swoich pozycji z lutowych początków bitwy.
Już wcześniej, 29 sierpnia, wobec widocznego fiaska swojego planu, gen. Falkenhayn podał się do dymisji. Decydujący głos co do wojennej strategii uzyskali jego dawni rywale - marsz. Paul von Hindenburg i gen. Erich Ludendorff, zdecydowani zwolennicy rozstrzygnięcia na wschodzie. 2 września Hindenburg nakazał ostateczne wstrzymanie działań zaczepnych pod Verdun. W trwającej 10 miesięcy bitwie Niemcy stracili około 330 tys. zabitych i rannych, a Francuzi - około 370 tys.
Kto wygrał pod Verdun? - Wygrali Francuzi, bo obronili twierdzę i potrafili propagandowo wyzyskać ten sukces. Tyle że cena tego zwycięstwa była bardzo wysoka. Z kolei Niemcy praktycznie stracili swój potencjał ofensywny i do 1918 r. nie byli w stanie prowadzić na Zachodzie poważniejszych działań o takim charakterze - mówi dr Centek. - Dziś bitwa pod Verdun jest dla obu uczestniczących w niej stron symbolem wielkiej i daremnej wojennej ofiary - dodaje historyk.
Po II wojnie światowej stała się też miejscem pojednania między narodami francuskim i niemieckim, w którym wielokrotnie spotykali się najwyżsi przywódcy obu krajów. Ostatnio stało się tak w maju tego roku, gdy na obchody stulecia bitwy do Verdun przybyli prezydent Francis Hollande i kanclerz Angela Merkel.
pawel.stachnik@dziennik.krakow.pl