Krzysztof Potaczała

W Bieszczadach król żubr dzierży berło. A jego armia staje się coraz liczniejsza

Maciej Januszczak pracuje w stacji terenowej w Ustrzykach Dolnych. Na zdjęciu podczas zakładania żubrowi obroży telemetrycznej Fot. Aleksandra Wołoszyn-Gałęza Maciej Januszczak pracuje w stacji terenowej w Ustrzykach Dolnych. Na zdjęciu podczas zakładania żubrowi obroży telemetrycznej
Krzysztof Potaczała

Czy żubr ma szansę stać się symbolem Bieszczadów? Rozmawiamy z Maciejem Januszczakiem, badaczem z Muzeum i Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie

Podobno dla żubra zdradziłeś wilka.

Oj, ale to zabrzmiało… Rzeczywiście, w początkach mojej pracy, prawie piętnaście lat temu, zajmowałem się monitoringiem wilków. Jednak gdy zaczął się w Bieszczadach duży program dotyczący żubrów, poprawy ich struktury genetycznej, uznałem, że będzie to dla mnie większe wyzwanie. Wilki badałem jako wolontariusz, pomagając przyrodnikom z uczelni, natomiast żubrami zająłem się, będąc już pracownikiem PAN.

Musiałeś naczytać się o nich fascynujących książek.

I tu cię zaskoczę. Żubry były dla mnie tajemnicą, którą postanowiłem poznać nie z literatury, tylko od nich samych. Pamiętam, jak pierwszy raz wyruszyłem szukać śladów tych zwierząt. Miałem z sobą tylko aparat fotograficzny, plecak z konserwą i dużo zapału. Potrafiłem przez kilka dni siedzieć w lesie, żeby tylko obserwować żubry. Pierwsze emocje pamięta się najbardziej. To gorąco mimo zimna, przyspieszony oddech. Z czasem wypracowałem w sobie spokój, choć każde spotkanie z żubrami może być tym najbardziej wyjątkowym, nieprzewidzianym w skutkach.

Jest dość płochliwy, ale gdy poczuje się nieswojo, może się przeistoczyć w agresora

Na przykład gdy z furią zaatakują?

W gruncie rzeczy żubr jest gatunkiem dość płochliwym, jednak w sytuacji, kiedy poczuje się nieswojo i uzna, że zbyt bliska obecność człowieka mu przeszkadza, jest w stanie błyskawicznie przeistoczyć się z nieruchawej ciężkiej masy przeżuwającej trawę w superszybkiego agresora.

I co wtedy?

Najlepiej znaleźć się blisko dużego drzewa, by w razie niebezpieczeństwa móc się za nie schować. To nie żart. Żubr nie będzie biegał wokoło i nas szukał. Natomiast ślepa ucieczka może okazać się zgubna, choćby poprzez nieszczęśliwy upadek na jakimś wykrocie, złamanie nogi lub rozbicie głowy.

No to ile razy kryłeś się za drzewem?

Kilka. Opowiem ci o jednym. To było podczas obserwacji starcia dwóch ogromnych byków. Tłukły się długo i zaciekle, ale któryś musiał w końcu przegrać. Ten upokorzony odszedł na pewną odległość i wtedy zobaczył mnie. Byłem pierwszym obiektem, na którym mógł wziąć odwet za swoją porażkę. Piana ciekła mu z pyska, momentalnie ruszył. Dzieliło nas jakieś siedemdziesiąt metrów, na otwartej przestrzeni nie miałbym żadnych szans, no ale na szczęście wokół nie brakowało dużych drzew…

Słyszałem, że nawet niedźwiedź woli ustąpić dorosłemu żubrowi.

W zasadzie żubry nie mają naturalnych wrogów, ale kiedyś pewien niedźwiedź spod Baligrodu wręcz wyspecjalizował się w atakach na żubry. Któregoś razu podjął się nawet walki z potężnym, ważącym ponad osiemset kilogramów bykiem. I ten byk nie przegrał, uciekł niedźwiedziowi, tyle że odniesione rozległe rany - a miał rozharatany głęboko cały bok - zaczęły się jątrzyć. Wdało się zakażenie, gorączka i żubr ostatecznie padł.

Król puszczy oddał tron niedźwiedziowi?

Z tym bym się nie zgodził. To żubr wciąż dzierży berło, a jego armia jest coraz liczniejsza.

Trzysta pięćdziesiąt osobników żyjących w Bieszczadach to druga po Puszczy Białowieskiej populacja. Ale mam wrażenie, że w Polsce nadal mało znana.

O żubrach z Białowieży mówi się wszędzie i przy każdej okazji; są elementem marketingowym, promocyjnym. Nasze stada żyją jak gdyby na poboczach medialnego szumu. Sam słyszałem, jak turyści się dziwili, że w Bieszczadach mamy dzikie żubry, a przecież one mieszkają tu od 1963 r., kiedy do Nadleśnictwa Stuposiany przywieziono z Pszczyny i Niepołomic pierwsze byki i krowy.

Sprawiały leśnikom sporo kłopotów; agresywne byki łamały ogrodzenie w zagrodzie aklimatyzacyjnej, potem dwukrotnie uciekał z tejże zagrody słynny samiec Pulpit, w jego ślady poszedł kolejny. Pewien motocyklista zderzył się z żubrem, inny niemal wziął na rogi osobową wołgę, która ostatecznie wylądowała w rowie…

Te wydarzenia na stałe wpisały się w historię bieszczadzkich żubrów i są z sympatią wspominane. Dzisiaj już do tak spektakularnych spotkań nie dochodzi, co nie znaczy, że można takowe wykluczyć. Zdarza się przecież, że jakiś żubr odłączy się od grupy i z ciekawości zaglądnie do najbliższej wioski. Całkiem niedawno pewien dorodny byk upodobał sobie wiejską zagrodę, którą regularnie odwiedzał. Gospodarze rzucali mu jedzenie, więc przychodził jeszcze chętniej. A potem zrobili mu serię zdjęć i wydali folder, promując w ten sposób własne gospodarstwo agroturystyczne. Zresztą w minionych dziesięciu-piętnastu latach było kilka żubrów, z którymi mieszkańcy wsi mieli niejakie kłopoty. Wystarczy wspomnieć Pubala, który coraz pewniej czuł się wśród ludzi, pętając się między domami. Ostatecznie musiał zostać odłowiony i wywieziony do zagrody daleko poza Bieszczady.

Gdzie dzisiaj najczęściej bytują bieszczadzkie żubry?

Mamy dwa duże stada, jedno w Nadleśnictwie Baligród, drugie w Nadleśnictwie Lutowiska. Nie znaczy to, że żubry trzymają się wyłącznie tych terenów, one się przemieszczają na bliższe lub dalsze odległości, stąd ich ślady lub one same widywane są w wielu miejscach. Najczęściej rzecz jasna przez leśników, przyrodników, ale i turyści mają szczęście. Niejeden wrócił do domu z pamiątkową fotografią żerujących żubrów.

Ponoć jednak król puszczy coraz chętniej idzie w kierunku zachodnim. Jest mu w ścisłych Bieszczadach za ciasno?

Nie jest, ale bywa, że szuka nowych terenów. To jak na razie przypadki jednostkowe. Nie zdarzyło się, by grupa tych zwierząt przeszła dalej niż do Sanu w Woli Postołowej koło Leska. Ale dowodem na to, że jednak próbują przemieszczać się dalej na zachód, jest fakt, iż martwego żubra znaleziono nieopodal Dukli, a to już jest w Beskidzie Niskim. Nasze żubry chadzają w odwiedziny także na Słowację, m.in. pod Medzilaborce, jak również na Ukrainę. Dwa dorosłe osobniki widziano niedawno w pobliżu Starego Sambora. Podejrzewam, że to nasze żubry ze stada bytującego jeszcze kilka lat temu w okolicach Krywki i Lipia, tuż przy granicy ukraińskiej. Musiały z jakichś powodów przekroczyć San i chyba im się u sąsiadów spodobało. To jedyne żubry w tamtym rejonie.

I chyba długo nie pożyją, tak samo jak żubry, które przed laty przekroczyły San w okolicy Sianek i padły od kul tamtejszych kłusowników.

Takie niebezpieczeństwo oczywiście istnieje, ale i współpraca z ukraińskimi służbami granicznymi oraz przyrodnikami jest znacznie lepsza niż dawniej. To daje nadzieję, że owe dwa zabłąkane osobniki jednak przetrwają, a może kiedyś do nas wrócą.

Jeśli chodzi o powroty, to niebawem znowu zobaczymy dziko żyjące żubry w Nadleśnictwie Stuposiany.

Po trzech latach kwarantanny tego terenu, spowodowanej gruźlicą, w wyniku której musiano wybić całe stado, „świeże” żubry zostaną wprowadzone w czyste już środowisko. Wypada tylko wierzyć, że nie dotknie ich gruźlica, choć trzeba pamiętać, że takie niebezpieczeństwo zawsze może zaistnieć. W dodatku nie ma lekarstwa, które by z tej groźnej choroby zwierzęta wyleczyło.

Skoro mamy tyle żubrów i wciąż ich przybywa, to czy Bison bonasus nie stanie się wkrótce faunistycznym symbolem Bieszczadów?

Nie sądzę. Mimo wszystko nasze góry kojarzą się przede wszystkim z dużymi drapieżnikami, najbardziej z wilkiem. Bieszczady w Polsce i za granicą nazywane są wilczymi górami i chyba tak już zostanie.

Krzysztof Potaczała

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.