W jednym dniu dwie babcie Aniele świętowały setną rocznicę urodzin
Aniela Nowak z Łętowego ma 20 wnuków, 28 prawnuków oraz jedną praprawnuczkę. Aniela Wcisło z Mszany Dolnej doczekała się czternaściorga wnucząt i tyle samo prawnucząt
20 maja 1917 roku na świat w Mszanie Dolnej i Lubomierzu przychodzą dwie dziewczynki. Rodzice dają im na imię - Aniela. Tydzień temu dostojne jubilatki skończyły razem 200 lat.
Ich życie to kawał historii i wspomnień, ukrytych pod pajęczynką zmarszczek. To, co je łączy, to niesamowita pogoda ducha i młodość, która w ich przypadku, jest odwrotnie proporcjonalna do wieku.
- Nie ma żadnej recepty na długie życie, za te sznurki Pan Bóg pociąga - śmieje się Aniela Nowak, 100-latka z Łętowego.
Cepy, owce i abecadło
Mała, drewniana chatka w Lubomierzu. Kuchnia i izdebka - to tam wychowała się Aniela Nowak.
- Kiedyś to nie tak jak dziś, każdy ma swój pokój, dawniej po pięcioro w jednym łóżku spało - opowiada. Pani Aniela miała dwóch braci. Całe życie pracowała na gospodarstwie. Jej mąż - Jan, zmarł 24 lata temu. Pracował na kolei. Jako młoda dziewczyna pasała owce. Skończyła tylko 4 klasy szkoły podstawowej.
- Do rachunkowości głowę to ja miałam łebską, matematykę bardzo lubiłam - zaznacza. Staruszka zamyśla się na wspomnienie lat swoich młodości.
- Dawniej czas toczył się innym rytmem. Nie było maszyn, ziemniaki sadziło się pod kopaczkę, zboże kosiło kosami, młóciło cepami, a w każdą sobotę dom wypełniał się zapachem pieczonego chleba - uśmiecha się 100-latka do swoich wspomnień. Wieczorami schodzili się sąsiedzi, zwłaszcza w sobotę, po skończonej pracy w polu słychać było zewsząd wesołe przyśpiewki i granie, które leciało hen, hen po calutkich górach.
Już niosą suknię i welon
Raz do chatki w Lubomierzu zapukał 21-letni Jan z Łętowego. Młoda Aniela, mimo że starsza o 8 lat, od razu wpadła mu w oko.
- Mi nie bardzo się podobał, ale dawniej się nie wybrzydzało, nie kręciło nosem w oczekiwaniu na wymarzonego kandydata, od razu były zmówiny i poszliśmy na zapowiedzi do księdza - wspomina staruszka.
Aniela Nowak: Ja już bym mogła iść do nieba, tylko ciągle czekam na zaproszenie
- Boże, a dziś narzeczeni chodzą ze sobą po 5 lat i jeszcze im się do ślubu nie śpieszy - dodaje kręcąc głową. Kobieta ma 20 wnuków, 28 prawnuków i jedną praprawnuczkę.
- Wnuki i prawnuki to moja wielka radość i pociecha - wtrąca.
Spódnica w kwiaty
Na zakupy Aniela razem z innymi mieszkańcami biegała na jarmarki, gdzie u handlujących Żydów zaopatrywała się cała okolica. Wychodziło się o 4.00 rano, w Rabce było się o 8.00. W koszyku niosła wszystko, co można było sprzedać: jajka, masło, maliny. Pani Aniela do dziś pamięta, jak za pierwsze zarobione pieniądze, przy zbieraniu borówek kupiła sobie spódnicę w kwiaty. Był to tzw. strój wyjściowy, odświętny. Zakładała ją tylko do kościoła, potem starannie chowała do skrzyni. Buty też były jedne.
Do kościoła biegało się boso, dopiero przed samymi drzwiami zakładało buty na nogi.
- Boże, gdybym tak chciała chodzić w butach, to rozleciałyby się po paru razach, takie wtedy były drogi - uśmiecha się kobieta.
Przyszedł rok 1939 i wybuchła wojna.
- Człowiek nie był pewny, czy jutra dożyje - wspomina. - Bieda była, stulało się grosz do grosza, żeby jakoś przetrwać, żur z ziemniakami to było codzienne jedyne danie - stwierdza.
Skierowanie do nieba
- Ja mogłabym już odejść do nieba, jestem gotowa - uśmiecha się kobieta. - Czekam tylko, kiedy Pan Bóg wystawi mi takie skierowanie, wtedy jak żołnierz stanę na komendę - dodaje 100-latka.
Kobieta w spodniach
Aniela Wcisło, druga jubilatka, urodziła się już po śmierci ojca. Dorastała w trudnych czasach. Była niezwykle utalentowana: rysowała, malowała, śpiewała. Jako młoda dziewczyna po zawodzie miłosnym wstąpiła do klasztoru w Rabce, ale wystąpiła z niego po dwóch latach. W trakcie tych dwóch lat dziewczyna znakomicie opanowała sztukę haftu, z której potem zasłynęła w całej okolicy. Całe Glisne chodziło w jej gorsetach, bluzkach.
W co drugim domu na stole leżał obrus wyhaftowany jej ręką. Potem nastał złowrogi czas II wojny światowej.
- Mama była łączniczką w czasie wojny. Przewoziła materiały z Mszany do Tymbarku - opowiada córka - Stanisława Dziadkowiec.
Gdy ustała zawierucha wojenna, pani Aniela wyszła za mąż. Urodziła 5 dzieci. Po 12 latach jej mąż zmarł na gruźlicę. Kobieta została sama z gromadką dzieci, które trzeba było wychować i utrzymać. Pracę w polu łączyła z pracą zawodową. Czasem pracowała na dwóch etatach, wszystko, żeby dzieciom nie zabrakło chleba.
Trylogia i Mickiewicz
- Mama potrafiła stworzyć cudowną, rodzinną atmosferę, była gigantem miłości - podkreśla pani Stanisława.
Kobieta do dziś pamięta, jak przy nikłym świetle lampy naftowej mama czytała im Trylogię Sienkiewicza czy dzieła narodowego wieszcza, Mickiewicza. Jeszcze do niedawna siedziała przy kominku, czytając książki historyczne lub o tematyce religijnej.
Obecnie po operacji na oko, jej wzrok znacznie się pogorszył. Oprócz książek pani Aniela kochała kwiaty. Przydomowy ogródek był jej pasją.
100-latka doczekała się 14 wnucząt i 14 prawnucząt.
Aniela Wcisło po śmierci męża sama wychowywała piątkę dzieci
- Mama w tych trudnych warunkach, w jakich przyszło jej żyć, była prawdziwym herosem, była przykładem prawdziwego poświęcenia się dla swoich dzieci - podkreśla córka Stanisława.
Aniela mówią mi...
Zastanawiające jest, w czym tkwi sekret na długowieczność? A może imię jest szczęśliwe?
- Wie pani, ja nigdy nie lubiłam swojego imienia. Mama czemu mi tak daliście na chrzcie? Pytałam zawsze rodziców z wyrzutem - wtrąca Aniela z Łętowego.
- Życzę pani kolejnych stu lat - uśmiecham się na pożegnanie do 100-latki.
- Dziękuję bardzo, ale mam nadzieję, że Bóg pani nie wysłucha - odpowiada kobieta z uśmiechem.