W Krakowie odkrył południk zerowy, ziemne Stonehenge i... pępek świata. Oto Mariusz Meus, człowiek z geodezyjną misją
Skąd na Wawelu wzięły się znaki odpędzające złe siły? Czym jest krakowski południk zerowy i dlaczego przez lata był zapomniany, choć pisał o nim sam Mikołaj Kopernik? Na te pytania odpowiada Mariusz Meus, znany jako Pan Południk, geodeta i przewodniczący geodezyjnej akcji edukacyjnej pn. Honorowy Południk Krakowski.
Kiedy rozpocząłem swoją przygodę z geodezją, od razu rzuciło mi się w oczy, jak mało ludzie o niej wiedzą. Zdałem sobie sprawę, że nikt nie zajmuje się edukacją i popularyzacją geodezji. Postanowiłem więc, że to będzie moja misja - mówi Mariusz Meus.
Z twierdzenia sinusów
Praca geodety większości z nas kojarzy się z badaniem gruntów, pomiarami działek i palikami wbijanymi na obszarach pod budowę domów. Jednak warto wiedzieć, że zajęcie to może też być pełne tajemnic i ciekawostek.
- Dzięki geodezji wiemy wszystko o świecie - mówi Mariusz Meus. - Geodeta to cudotwórca. Zajmuje się kwestiami praw własności, dokonuje pomiarów do wykonywania map, obsługuje inwestycje budowlane: drogi, mosty, domy, wieżowce - wszędzie tam wykorzystywana jest geodezja.
Ludzie zazwyczaj kojarzą miernictwo geodezyjne, czyli pomiary techniczne, inżynieryjne - to jest geodezja niższa. Natomiast geodezja wyższa, naukowa, bada Ziemię w skali globalnej, mierzy kształt planety i dynamikę zmian tego kształtu. Dziedzina ta ściśle współpracuje z astronomią, astrofizyką, geologią, geofizyką i matematyką. Łączy wiele nauk, dlatego pozwala opowiadać niesamowite historie o świecie, który nas otacza - dodaje.
Rozmaite pomiary w terenie to codzienna praca geodetów. Jednak dziś żaden z nich nie mierzy wszystkiego od początku. - Większość pomiarów geodezyjnych dokonuje się tachimetrem - wyjaśnia Mariusz. - Wiele osób uważa, że to kamera albo aparat fotograficzny, ponieważ tachimetr posiada obiektyw. W rzeczywistości jest to luneta z podłączonymi do niej urządzeniami elektronicznymi, które pozwalają na dokładny pomiar kąta nachylenia lunety w pionie oraz jej ustawienia w kącie poziomym. W tachimetr wbudowany jest także układ do pomiaru odległości za pomocą wiązki lasera lub podczerwieni, dlatego za jego pomocą możemy zmierzyć kąt pionowy, kąt poziomy oraz odległość. Sprytny geodeta za pomocą twierdzenia sinusów i cosinusów potrafi wyliczyć dokładne współrzędne każdego punktu, który w ten sposób zmierzy. Jednak do tego potrzebny jest jeszcze drugi punkt - punkt z osnowy geodezyjnej, czyli sieci punktów pomiarowych utrwalanych w terenie różnego rodzaju znakami.
Okazuje się, że przestrzeń wokół nas pełna jest znaków geodezyjnych, których nie zauważamy, albo nie zwracamy na nie uwagi. W ziemi osadzone są znaki punktów osnowy geodezyjnej, czyli betonowe słupki z metalowym prętem lub rurką, które służą do pomiarów poziomych. Natomiast repery, czyli bolce, gałki i pręty na murach budynków, umieszczone zwykle tuż nad powierzchnią ziemi, służą do pomiarów wysokościowych.
Geodeta na Wawelu
Na Wawel trafił zupełnie przypadkowo, ale - jak mówi - był to najszczęśliwszy przypadek w jego życiu od czasu ukończenia krakowskiego technikum geodezji. Na zamku królewskim pracuje od pięciu lat. - Zakochałem się w Wawelu i tą miłością staram się zarazić innych. To miejsce absolutnie fascynujące, gdzie o naprawdę wielką historię można się dosłownie potknąć. I gdzie nadal, mimo wielu lat badań, jest coś do odkrycia i zmierzenia.
Pan Mariusz swoją geodezyjną wiedzę i umiejętności wykorzystuje do całkiem nieoczywistych pomiarów. Gdy tylko zjawił się na zamku królewskim, od razu zaczął wszystko mierzyć i obliczać. Wyliczył m.in. ilość złota i srebra w wawelskich arrasach. Ale nie tylko. - Większość przewodników turystycznych nie mogła się zgodzić co do tego, jak duże są poszczególne sale zamku królewskiego, albo jak wysokie są wawelskie baszty. A turyści często pytają o rzeczy pozornie nie związane z charakterem tego miejsca. Rzadko interesuje ich data koronacji danego króla czy nazwisko hetmana. Ciekawi ich za to, ile jest okien na zamku, jaką powierzchnie zajmuje Wawel, która jego komnata jest największa, a która najwyższa - mówi.
Wawelski geodeta uznał, że skoro zna się na pomiarach, warto z tego zrobić pożytek. Postanowił opracować wiadomości na temat zamku królewskiego i już jesienią ukaże się publikacja pt. „Wawel w liczbach”, w której znajdą się odpowiedzi na najważniejsze pytania nurtujące turystów.
Na Wawelu mamy również... zabytki osnowy geodezyjnej. Najstarsze pamiętają początek XX wieku, ale większość pochodzi z 1974 roku.
- Kiedy zwiedzamy komnaty, warto spojrzeć na posadzki i poszukać małych mosiężnych bolców. To pamiątka po wizycie
geodetów, którzy dzięki tym punkcikom zmierzyli dokładnie pałac królewski - opowiada Mariusz.
Nasz rozmówca dzięki swojej pasji i ciekawości świata odkrył na Wawelu - miejscu wydawałoby się przebadanym wszerz i wzdłuż - dwa niezwykłe symbole, które... miały odpędzać złe siły.
- To dwa znaki apotropaiczne, czyli talizmany przeznaczone dla budynków. W średniowieczu ludzie wierzyli w złe moce i uroki, przed którymi bronili się za pomocą talizmanów. Czytali horoskopy i zatrudniali nadwornych astrologów, a na domach czy stodołach umieszczali znaki apotropaiczne. Możemy je znaleźć nawet na murach kościołów! Dość rzadko zdarzało się natomiast, aby takie symbole znajdowały się na pałacowych murach. Tymczasem na Wawelu udało mi się znaleźć dwa takie symbole
- cieszy się Mariusz Meus.
Jeden znajduje się na kamiennym obramieniu okna przy sieni apartamentu Zygmunta Augusta. To tędy osoby z zewnątrz wchodziły do najbardziej prywatnej części pałacu - mieszkania samego króla. Wyrycie w tym miejscu znaku chroniącego władcę przed złymi urokami, wydaje się więc uzasadnione. - Ewidentnie ktoś wierzył w moc tych talizmanów, a jednocześnie źle życzył Zygmuntowi Augustowi, ponieważ ten znak apotropaiczny został pokreślony i zryty pionowymi i poziomymi liniami. W ten sposób ktoś chciał znieść ochronną moc talizmanu.
Kolejny znak apotropaiczny Mariusz Meus znalazł na drugim piętrze zamku królewskiego, u wylotu gęsiej szyi, czyli wąskich, krętych schodów. - To sala znajdująca się bezpośrednio przed salą tronową. I znów talizman został umieszczony w bardzo uzasadnionej lokalizacji, ponieważ gęsia szyja to boczne schody służące do nieoficjalnej komunikacji. Tamtędy mógł się przekraść nie tylko szpieg, ale także zła siła. Dla ówczesnych było logiczne, aby to newralgiczne miejsce chronić. Takich znaków apotropaicznych na Wawelu znajdowało się prawdopodobnie znacznie więcej, jednak wiele zabytkowych obramień okien i drzwi uległo zniszczeniu głównie w XIX wieku, kiedy wojska austriackie w pałacu królewskim urządziły sobie koszary wojskowe. Jednak nawet te, które się zachowały, mogą nam opowiedzieć swoje ciekawe historie - mówi pracownik zamku królewskiego.
Don Kichot geodezji
Południk to geodezyjna linia prowadząca od jednego bieguna do drugiego, wyznaczająca kierunek północ - południe. Niektóre z południków stały się słynne, ponieważ zostały im nadane ważne funkcje. Przykładem jest południk zerowy, od którego liczy się długość geograficzną. Najsłynniejszym południkiem jest ten znajdujący się w Greenwich w Londynie, który po dziś dzień jest południkiem bazowym, choć funkcję zerowego przejął w 1989 roku sąsiedni południk, leżący 102 metry na wschód od tego historycznego.
- Zacząłem się interesować historią południków zerowych, bazowych, fundamentalnych, które służyły do różnych projektów badawczych i naukowych na całym świecie. Odnajdywałem opowieści kompletnie zapomniane, bo czy ktoś słyszał o południku zerowym Kioto, Rio de Janeiro czy Nowego Jorku?
Takowe istniały, ale przepadły w mrokach dziejów. Postanowiłem, że to będzie moja misja: wszystkie te historie odnaleźć, opisać i przywrócić - mówi Mariusz.
Bądźmy szczerzy. Południk to nie jest nic nadzwyczajnego. To proste, geometryczne narzędzie do opisu współrzędnych. Hipotetycznie południków możemy wyznaczyć nieskończenie wiele, ponieważ przez każdy dowolny punkt na powierzchni Ziemi możemy przeprowadzić linię łączącą biegun północny i południowy, wyznaczającą kierunek północ - południe.
- Południk nie jest jak góra, słup czy drzewo, ale stanowi abstrakcyjny obiekt geometryczny. Wyróżniamy południki zwyczajne, zupełnie anonimowe i południki szczególne, które wyznaczono w konkretnym miejscu, by służyły badaniom, projektom naukowym, były elementem obserwacji astronomicznych, geologicznych, geodezyjnych. Te południki są nitkami, na które nanizane zostały koraliki fenomenalnych historii nauki. Postanowiłem, że będę je przybliżał.
W 2012 roku Mariusz Meus stworzył koncepcję, by w Krakowie powstał szlak nieoczywistych historii, atrakcji wzdłuż linii południka przechodzącego przez centrum miasta. Założył profil na Facebooku i rozpoczął oddolną inicjatywę pod nazwą Honorowy Południk Krakowski, którą przez lata prowadził samotnie, niczym Don Kichot geodezji. Jej ideą było, aby Krakowowi dać coś w stylu południka Greenwich czy południka paryskiego - geodezyjną atrakcję, która łączyłaby znane i mniej znane ciekawostki krakowskie i w ten sposób tworzyła ich szlak. Szybko jednak okazało się, że nie trzeba tworzyć nowego bytu, ponieważ Kraków od dawna ma swój Krakowski Południk Zerowy z historią sięgającą XIV wieku.
- Meridianus cracoviensis (południk krakowski) po raz pierwszy w historiografii pojawia się w drugiej połowie XIV wieku, a więc pięćset lat przed południkiem Greenwich - opowiada Mariusz Meus, ze względu na swoją pasję nazywany przez internautów Panem Południkiem.
Na tropie południka krakowskiego
Południk krakowski na kartach historii nauki po raz pierwszy pojawił się w 1379 roku. Korzystał z niego Herman z Przeworska, nadworny astronom i astrolog Władysława Jagiełły. Były to tablice ruchów planet z wyliczonymi momentami wschodów, zachodów i koniunkcji, wyliczone dla czasu południka Krakowa. Przedtem dane takie liczono dla południka Toledo w Hiszpanii, gdzie król Alfons X Mądry zlecił astronomom stworzenie kompendium wiedzy astronomicznej - tablic alfontyńskich, jak je potem nazwano. Astronomowie z innych miast w Europie kopiowali te tablice i przeliczali daty i godziny na południk lokalny. Tymczasem w Krakowie postanowiono opracować własne tablice wyliczone na lokalny południk.
- Gdy zaczęła się historia Uniwersytetu Krakowskiego, poszło z górki. Astronomowie krakowscy zaczęli tworzyć tablice i podręczniki, w których opisywali, jak obliczać ruchy planet na południk krakowski. W Pradze, Wiedniu czy w Budapeszcie możemy znaleźć dokumenty astronomiczne wyliczone na południk krakowski. Kiedy w 1491 roku Mikołaj Kopernik wraz z swym bratem przybyli do Krakowa studiować, wówczas południk krakowski miał już ugruntowaną renomę. Toteż nie ma się co dziwić, że najsłynniejsze dzieło Mikołaja Kopernika „O obrotach sfer niebieskich” wyliczone jest właśnie na południk krakowski. Jest on wspomniany czterokrotnie, najdokładniej pod koniec księgi IV, na karcie 110 - opowiada Mariusz Meus.
Pod koniec XVIII wieku zainteresowanie południkiem krakowskim wzrosło. Był używany jako baza do rachunków astronomicznych, stosowano go także do obliczania czasu słonecznego dla kalendarzy astronomiczno-gospodarczych, również wiele map przygotowywanych przez europejskich kartografów z tego okresu przedstawia krakowski południk. Wielkim przedsięwzięciem miała być przygotowywana tzw. mapa krajowa na wzór opracowywanych map innych europejskich państw. Miała być oparta oczywiście na południku znajdującym się w Krakowie. Niestety nie została zrealizowana z powodu rozbiorów. Gdy zaborcy rozebrali Królestwo Polskie, także południk krakowski wraz z nauką polską zaczął znikać w mrokach dziejów.
Dziś w wielu miejscach Krakowa trwają przygotowania, żeby oznaczyć południk krakowski, który współcześnie przebiega m.in. przez Galerię Kazimierz, kamieniołom Liban, Ogród Botaniczny czy cmentarz Rakowicki.
- Czekamy na pojawienie się Smoka Geodety - uśmiecha się Pan Południk. I wyjaśnia: - Jest projekt Budżetu Obywatelskiego, który współtworzę z panią Anną Jakubiak, aby stworzyć w Krakowie szlak smoków Krakowskich. Każda z figurek będzie zaopatrzona w kod QR umożliwiający odczytanie jego historii. Smok Geodeta ma stanąć przy Szkole Podstawowej nr 29 przy ul. Dembowskiego. Będzie opowiadał o tym, że przez tę szkołę przebiega Krakowski Południk Zerowy, który zostanie namalowany na chodniku; a także o tym, że w miejscu tej szkoły w dawnych czasach znajdowała się mira, czyli specyficzny znak astronomiczny, będący punktem odniesienia przy pomiarach azymutu w geodezji i astronomii. Za epoki prof. Maksymiliana Weissa, astronoma kierującego Obserwatorium Krakowskim w czasie zaboru austriackiego, we wschodniej kopule wschodniego skrzydła obserwatorium znajdował się teleskop. Żeby móc go dokładnie skalibrować, na krzemionkach podgórskich, ponad dwa kilometry od obserwatorium, ustawiono murowany słup zwieńczony krzyżem - astronomiczną mirę. Niestety sama mira się nie zachowała. Natomiast na wielu mapach znajdziemy w tym miejscu symbol kapliczki. Astronomowie specjalnie budowali miry przypominające kapliczki, mając nadzieję, że dzięki temu ludzie zachowają je w dobrym stanie - opowiada Mariusz.
Południk krakowski został oznaczony także w innych miejscach Krakowa. Na przykład na osiedlu Ozon na Prądniku Białym pojawiła się metalowa szyna, a wkrótce pojawi się także tablica informacyjna, przybliżająca historię południka krakowskiego. Kolejną jego lokalizacją jest park kieszonkowy przy ul. Celarowskiej oraz park w Kurdwanowie.
- Staram się, aby polskie Greenwich było maksymalnie wyeksponowane, a cała piękna historia za nim się kryjąca, została wskrzeszona. Jestem bardzo dumny, ponieważ w maju, w trwającym Roku Mikołaja Kopernika, przy Obserwatorium Astronomicznym UJ w Ogrodzie Botanicznym pojawiła się linia południka krakowskiego z tablicą informacyjną. Już nie musimy jechać do Londynu, by stanąć jedną nogą na półkuli wschodniej, a drugą na zachodniej
- cieszy się Pan Południk.
Krakowski pępek świata
Geodezyjna misja Mariusza Meusa trwająca od 11 lat, powoli przynosi efekty. - Ludzie piszą, że dzięki mnie dowiedzieli się, co to jest reper. Wysyłają mi zdjęcia znaków geodezyjnych, chociaż jakiś czas temu nie wiedzieli nawet, że one istnieją.
Mariusz zawsze był pasjonatem i swoje geodezyjne hobby też realizuje na sto procent. Zajmuje się popularyzacją wiedzy o geodezji i - jak sam mówi - jest dobrą duszą tej dziedziny wiedzy, którą na blogu przekazuje w przystępnej i łatwej do zrozumienia postaci, przybliżając chętnym informacje o świecie pomiarów geodezyjnych. Odnajduje również zabytki historii nauki polskiej, upamiętnia miejsca i historie wielkich polskich uczonych.
- Warto wspomnieć choćby Stanisława Pudłowskiego, rektora Akademii Krakowskiej, fizyka i astronoma, działającego na początku XVII wieku. Założył on pracownię fizyczno-astronomiczną w zabudowaniach probostwa przy kościele św. Mikołaja przy ul. Mikołaja Kopernika w Krakowie. Sformułował koncepcję uniwersalnej jednostki długości z uwzględnieniem wahadła - pierwowzoru metra. Geniusz, piękno, matematyczna elegancja i prostota tego rozwiązania były tak fascynujące, że przez 150 lat postulowano, aby wzorcem metra było wahadło sekundowe z tabelką uwzględniającą poprawki w zależności od lokalizacji. Pomysł Pudłowskiego był więc w pewnym sensie ponadczasowy. W popularyzacji jego historii będzie pomagał Smok Metrolog z linijką, który stanie nieopodal kościoła św. Mikołaja.
W ramach swej pracy i pasji Mariusz Meus bada też różne ciekawostki. Jedną z nich jest system kopców krakowskich.
- Okazuje się, że kopce Wandy, Krakusa i nieistniejący już kopiec Esterki w Łobzowie tworzyły obserwatorium astronomiczne; swoiste ziemne Stonehenge - zdradza. - Badam to od lat, a wyliczenia świadczą o wysokim poziomie rozwoju kultury tamtego czasu, skoro ówcześni ludzie byli w stanie wytyczyć w trudnym terenie wielki trójkąt o proporcjach dwa do trzech do czterech z błędem nie większym niż jeden procent. Wszystkie dowody wskazują na to, że jeszcze Krakowa nie wybudowano, a już byli tam geodeci. Dlatego marzy mi się, aby system kopców krakowskich został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO - dodaje.
Zapytany o ulubione ze względów geodezyjnych miejsce w Krakowie Mariusz odpowiada zdecydowanie, że to Zamek Królewski na Wawelu, gdzie odkrył mnóstwo zabytków geodezji: znaki graniczne czy repery pomocne przy pracach wykopaliskowych podczas wielkiej rekonstrukcji zamku królewskiego. Okazuje się, że nawet złota kula na najwyższej wieży katedry wawelskiej stanowi punkt pomiarowy.
- Wszyscy krakusi są absolutnie przekonani, że Kraków jest pępkiem świata. A skoro - jako geodeci - zmierzyliśmy cały świat, to chyba najlepiej wiemy, że pępek świata znajduje się na Wawelu, w samym geometrycznym środku dziedzińca arkadowego
- opowiada z dumą Mariusz.
I tak oto z okazji obchodzonego 21 marca Światowego Dnia Geodetów na dziedzińcu Zamku Królewskiego na Wawelu posadowiony został geodezyjny medalion oznaczający symboliczną krakowską oś świata: Axis Mundi Cracoviensis. Mariusz Meus wyjaśnia, że inicjatywa ta ma uczcić ogromny, choć mało znany wkład geodetów w naukowe badania i prace archeologiczne oraz konserwatorskie na Wawelu, a zarazem stanowić niezwykłe wotum złożone Wawelowi w imieniu wszystkich polskich geodetów.
Medalion ma także praktyczne znaczenie. Na podstawie precyzyjnych pomiarów satelitarnych obliczone zostały bowiem współrzędne tego punktu, dzięki czemu medalion będzie można wykorzystać chociażby w przyszłych pomiarach geodezyjnych w rejonie Wawelu.
- Dla mnie ta krakowska oś świata, którą codziennie mijam, idąc do pracy i z pracy, jest najwspanialszym geodezyjnie punktem, czymś, co po mnie zostanie na Wawelu. A to wielki zaszczyt coś zostawić po sobie w „świątyni polskości”.