W Krakowie powstaje monumentalna publikacja. Wikipedia wypada przy niej blado
Największy projekt polskiej humanistyki powstaje w Krakowie. Od blisko 90. lat tworzą go badacze związani z Polską Akademią Umiejętności. Właśnie zakończył się niezwykle istotny etap związany z wydaniem drugiej serii Polskiego Słownika Biograficznego, bo o nim mowa. O tym, czyje nazwisko może znaleźć się w Słowniku, jakich postaci brakuje w tym wielotomowym wydawnictwie, a także o dylematach twórców tego dzieła rozmawiamy z jego redaktorem naczelnym prof. Andrzejem Romanowskim.
Na początek, proszę wyjaśnić, czym jest Polski Słownik Biograficzny i dlaczego kontynuacja tego dzieła jest tak ważna.
Polski Słownik Biograficzny to publikacja zapoczątkowana w 1935 roku, gromadząca biografie zasłużonych osób związanych z Polską. Podobne publikacje mają też inne narody, ale - bez fałszywej skromności - w tym gronie PSB jest prawdopodobnie najwybitniejszym dziełem. Mogę spokojnie tak powiedzieć jako redaktor naczelny, ponieważ to nie ja nadałem słownikowi ten poziom, ale moi poprzednicy.
Mówi się, że to największy projekt polskiej humanistyki. Zapewne nie chodzi wyłącznie o imponującą liczbę tomów?
PSB liczy sobie 35,5 tys. stron drobnego, dwuszpaltowego druku. Na tych stronach mieści się 28,5 tys. biogramów Polaków i obywateli innych narodowości, którzy mieszkali w Polsce lub w jakiś sposób zasłużyli się dla naszego kraju, a także ludzi działających na obczyźnie, ale pochodzących z Polski. Jest to bardzo szeroka paleta. 54 tomy. Pod względem objętościowym jest to więc największy projekt. Jeśli chodzi o poziom merytoryczny – nie ujmując nic innym słownikom – nasze biogramy są bardzo szczegółowe, są to właściwie małe monografie jeśli chodzi o wybitniejsze jednostki. Na pewno jest to niedoceniane dzieło polskiej humanistyki, z którym konkurować może jedynie Oksfordzki Słownik Biograficzny.
Brytyjczycy zaczynają swój Słownik od Juliusza Cezara. Jaka postać z polskiej historii otwiera polski słownik?
Pierwszą historyczną postacią jest Mieszko I, ale jego biogram poprzedzają postaci legendarnych władców Piasta i Popiela. Miediewiści opracowali te biogramy, starając się z legendy wyłuskać ziarno wiedzy historycznej. Zaczynamy więc od IX wieku, kończymy na 31 grudnia 2000 roku - to najpóźniejsza data w PSB.
Dosyć odległa, to niemal ćwierć wieku temu...
Gdyby nie przyjęto tej daty, publikowalibyśmy biogramy osób umierających na naszych oczach.
To duża przeszkoda?
Założyciel słownika, Władysław Konopczyński przyjął zasadę, by od śmierci danej postaci odczekać pięć lat. Ten czas potrzebny jest, by opracowując biogram móc uwzględnić także artykuły pożegnalne i publikacje, które ukazały się w związku ze śmiercią danego człowieka.
W 2000 roku żyli jeszcze Szymborska, Miłosz i Lem. Zatem w Słowniku ich nie ma?
Nie ma. Brakuje też Jana Pawła II, czy Edwarda Gierka. Nie ma również ludzi, którzy zmarli w trakcie ukazywania się Słownika, na długo przed 31 grudnia 2000 roku. Pierwszy zeszyt ukazał się 10 stycznia 1935 roku – żył wówczas jeszcze Józef Piłsudski. Żył też Władysław Anders, o którym wówczas nie wiedziano, że odegra tak ważną rolę w historii Polski. Mamy takich ludzi, którzy zmarli dawno, ale ich nazwiska rozpoczynają się od pierwszych liter alfabetu, które zostały opracowane najwcześniej, jak Józef Beck, Olga Boznańska, Zbigniew Herbert, Witold Gombrowicz, Marek Hłasko. Nie ma Bieruta, Gomułki. Nie ma także Wyspiańskiego.
Kogo jeszcze nie znajdziemy w PSB?
Druga kategoria to osoby, które nie znalazły się w Słowniku z przyczyn cenzuralnych, np. Józef Kuraś "Ogień" partyzant z Podhala działający zbrojnie przeciw władzy ludowej, aczkolwiek znalazły się biogramy kilku żołnierzy wyklętych straconych w PRL-u. Jest także biogram Witolda Pileckiego.
Umknęli cenzurze?
Cenzurze nie umykały takie rzeczy, po prostu na to zezwoliła. PRL to była taka ćwierćwolność, a to była jedna ze szczelin, w którą intelektualiści się wdarli. Co więcej te biogramy odnotowują, że dostali oni wyrok śmierci, który został wykonany. Jeśli zaś chodzi o braki w PSB, to jest jeszcze trzecia kategoria - są to osoby pominięte z innych przyczyn, np. ze względu na kryteria doboru postaci. Dawniej był surowszy nabór, nie kwalifikowano do publikacji tak wielu postaci, jak dziś. W drugiej serii chcemy to ujednolicić.
Ale nie wszystko jednak cenzura puszczała.
O cenzurze można mówić w przypadku zbrodni katyńskiej, ale Słownik sobie z tym radził - raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy nie napisał, że ktoś został zamordowany w 1941 roku w Katyniu przez Niemców. Najczęściej ta kwestia była rozwiązana tak, że w bibliografii pojawiała się adnotacja: Moszyński A., Lista… Jeśli ktoś chciałby szukać, znalazł w Bibliotece Jagiellońskiej pod taką adnotacją "Listę katyńską" z całym wykazem nazwisk. Pod koniec PRL-u, gdy czynnik ideologiczny słabł, pisano: „Internowany przez armię radziecką. Ostatnią wiadomość rodzina otrzymała w kwietniu 1940 roku”. Podana jest ścieżka do odnalezienia dokumentu, wskazane okoliczności, natomiast samo słowo „Katyń” nie mogło się znaleźć w druku.
A jak było z emigracją?
Mamy życiorysy twórców emigracyjnych. W czasach PRL-u został np. wydrukowany biogram Władysława Poboga-Malinowskiego, który był historykiem zapiekle antykomunistycznym, piłsudczykowskim. Na pewno nie było zasady, że nie publikujemy emigrantów, ale wielu z nich rzeczywiście nie ma w Słowniku, wyjaśnienie jest jednak inne niż cenzura - zwyczajnie, w chwili publikacji oni jeszcze żyli albo dopiero co zmarli.
Rozumiem, że tak prozaicznych przypadków jak przeoczenie nie ma?
Są. Za taki przypadek należy uznać brak biogramu arcybiskupa gnieźnieńskiego Janisława, człowieka, który koronował Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego. Inaczej niż przeoczenie nie da się wytłumaczyć braku tej postaci w Słowniku.
Kryterium bycia związanym z Polską jest dosyć szerokie. Jakoś zawęża się wybór postaci?
Słownik jest między dwiema skrajnościami – z jednej strony chcemy zarzucać sieci jak najszerzej, z drugiej strony musimy się ograniczać, bo kiedyś ten Słownik musi być skończony. A wychodzi od roku 1935 – istnieje od 90 lat z przerwą na okupację i czasy stalinowskie, kiedy słownik był zawieszony. Jesteśmy na literze „T” – trzeba to kiedyś skończyć. W PSB znalazł się np. francuski pisarz i rysownik Roland Topor, wywodzący się z rodziny polskich Żydów osiadłych we Francji. Długo się zastanawialiśmy, czy on powinien być, ale doszliśmy do wniosku, że ten związek jest ważny ze względu na jego ojca, który przyznawał sie do związków z Polską, a w 1940 roku zgłosił się nawet do polskiego wojska we Francji. Jeden z największych dyrygentów XX wieku – Leopold Stokowski - z kolei nie był Polakiem, urodził się w Londynie, a działał głównie w USA, a związek z Polską jest taki, że jego pradziadek był Polakiem. Uznaliśmy jednak, że skoro przyznawał się do związków z Polską, powinien się znaleźć w PSB. Jest jeszcze kwestia tego, jak te wszystkie biogramy pomieścić. zasada jest taka, że chcemy bardziej skupić się na „szeregowcach” niż „generałach”, ponieważ wielkie nazwiska mają całe biblioteki opracowań.
Trudno jednak, żeby był Leopold Stokowski, a nie było Adama Mickiewicza.
Oczywiście. A do tego pojawia się kolejna trudność, jak pokazać taką wielką postać w skrócie. Potraktować Stokowskiego tak samo jak Mickiewicza? Skoro pierwszy ma dwie strony, to drugi powinien mieć dwieście, a nie może tyle mieć, bo nie pomieści tego Słownik. To są nasze dylematy.
Od 1935 roku stan badań nad opracowanymi hasłami uległ zmianie w przypadku wielu postaci. Czy te biogramy, które już powstały trzeba uzupełniać?
Nie. Wszystkie biogramy publikowane w Polsce powojennej się bronią.
Z ciekawostek dotyczących PSB: swoje miejsce znaleźli w nim prezydenci Krakowa, ale nie ma prezydentów Warszawy. Zapewne jest w tym inny klucz niż ten, że Słownik powstaje w Krakowie?
Hołdujemy najgłębszej zasadzie sformułowanej przez założyciela PSB, że Słownik nie wysławia ani nie zniesławia. W kwestii prezydentów wytłumaczenie jest bardzo proste, otóż Kraków, licząc od Józefa Dietla, miał autonomicznych prezydentów. Warszawa takich nie miała. W PSB nie umieszczamy biogramów przedstawicieli władzy zaborczej albo okupacyjnej, dlatego Hans Frank mimo tego, że mieszkał na Wawelu, nie znajdzie się w Słowniku. Od tej zasady jest jeden wyjątek. Umieściliśmy biogram carskiego generała, który po powstaniu styczniowym został mianowany na stanowisko prezydenta Warszawy i dla tego miasta zrobił wiele dobrego, m.in. skanalizował Warszawę, a mieszkańcy go uwielbiali. To Sokrat Starynkiewicz. Jest też biogram Aleksandra I, cesarza Rosji, który przez pewien czas był też królem Polski oraz biogram Mikołaja I, który również był królem Polski. Odnotowaliśmy tylko tych dwóch, ponieważ naród polski ich uznał. Ewenementem jest w przypadku Mikołaja, że zamiast daty śmierci jest data detronizacji, dalej jego biogram nie jest prowadzony.
Wydawać by się mogło, że praca nad Słownikiem to prosta sprawa, ale z tego, co pan profesor mówi wcale tak nie jest. Są dylematy?
Cały czas. Np. biogram Wacława Krzeptowskiego, jednego z przywódców Goralenvolku, powinien być w PSB, czy nie? Ten dylemat mamy rozstrzygnięty, ponieważ jego biogram został wydrukowany w czasach PRL. Wacław Krzeptowski był zdrajcą, ale właśnie jako zdrajca ma swoje miejsce w historii Polski.
Niemal cała nasza rozmowa krąży wokół postaci, których w PSB nie ma. To pytanie musi więc paść, czy jest sens tworzenia takiego słownika, kiedy istnieje aktualizowana na bieżąco Wikipedia?
Z całym szacunkiem dla Wikipedii, z której sam nieustannie korzystam oraz jej twórców - nie jest to wiedza pewna, zweryfikowana i kompletna. Hasła w PSB tworzą najwybitniejsi specjaliści w danej dziedzinie. A ich praca jest jeszcze weryfikowana w kilku stopniach. Sprawdzamy nawet najznakomitszych autorów, a i tak są błędy, które prostujemy w erracie. Słownik żyje. Poza tym, w Słowniku jest miejsce dla tych wspomnianych „szeregowców”, postaci, których do Wikipedii nikt by nie wpisał.
No właśnie, kto tworzy biogramy?
W zdecydowanej większości to najwięksi specjaliści w danej dziedzinie, ale bywa, że jakąś postacią nie zajmują się żadni badacze, wówczas to redaktorzy muszą zakasać rękawy i stworzyć biogram.
Bywa i tak, że jakaś postać ma kilku wybitnych badaczy, którzy się nią zajmują. Takie dylematy też są?
Bez przerwy. Bywa i tak, że redaktor, który sprawdza biogram - a nie jest to redakcja kosmetyczna, ale merytoryczna "orka" na tekście - mocno pozmienia biogram znanego profesora. Tak naprawdę każdy biogram oprócz autora, ma ukrytego współautora: redaktora. Bywa, że autor prosi o dopisanie nazwiska redaktora obok swojego w uznaniu jego pracy.
6 marca odbyła się konferencja - symboliczne zamknięcie pracy nad listą haseł do drugiego wydania. Odetchnął pan z ulgą? Co dalej?
Chciałbym móc powiedzieć, że teraz będziemy zamawiać hasła u autorów. Niestety to nie takie proste. Mówiliśmy o wielu problemach związanych ze Słownikiem, dziś największym problemem jest jego finansowanie. Większość redaktorów pracuje na poziomie minimalnej pensji krajowej, co uważam za hańbę. A jest to praca katorżnicza, wymagająca całkowitego zaangażowania. Z kolei autorzy nie dostają za napisanie biogramów punktów do awansu naukowego. Jesteśmy beneficjentem Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, nasz aktualny grant kończy się 5 marca przyszłego roku i dopóki on się nie skończy i nie rozliczymy go, nie możemy zacząć pracy. A rozpoczęcie pracy oznacza dopiero wysłanie zamówień do autorów. Cała procedura powstawania Słownika, czyli pisanie biogramów, korekty, redakcje – to wszystko zabierze około 2,5 roku. Nie wiem, czy za rok nie wejdziemy w dwu i pół letnią przerwę w wydawaniu Słownika. Byłoby to równoznaczne z jego śmiercią. Robię wszystko, aby tak się nie stało.
Słownik ma też swoją wersję online, tam jest na bieżąco?
Owszem, istnieje wersja internetowa PSB, ale to mniej niż połowa haseł z tego publikowanego w wersji tradycyjnej. W tym przypadku mamy poważną trudność w dochodzeniu praw autorskich, zwłaszcza z poszukiwaniem spadkobierców. A nie mamy do tej pracy ani pieniędzy, ani sztabu ludzi.
----
6 marca w gmachu Polskiej Akademii Umiejętności odbyła się konferencja "Polski Słownik Biograficzny” imprimis podsumowującą projekt Opracowanie i udostępnienie Listy Haseł do serii uzupełniającej „Polskiego Słownika Biograficznego". Dziennik Polski objął patronat nad wydarzeniem.