W latach 80. walczyli raczej „o take” Polskę
Solidarność w sierpniu 1980 r. domagała się socjalizmu z ludzką twarzą. Nikt nie wierzył w upadek PRL. Dzisiaj opozycjoniści z tamtych lat widzą, że zbyt wielu Polaków III RP pozostawiła samym sobie.
Parafrazując słowa Lecha Wałęsy, zapytaliśmy uczestników Sierpnia’80 z regionu, czy „o take” Polskę wówczas walczyli? 36 lat temu wielomilionowy związek zawodowy Solidarność rzucił wyzwanie systemowi komunistycznemu. A dziewięć lat później przyczynił się do jego upadku.
Zapalnikiem buntu była fatalna sytuacja gospodarcza Polski na przełomie lat 70. i 80. 17 sierpnia 1980 roku na bramie stoczni w Gdańsku zawieszono tablicę zawierającą 21 postulatów Komitetu Strajkowego. Ku zaskoczeniu władz dotyczyły one nie tylko sytuacji materialnej Polaków. Strajkujący żądali niezależnych od władz związków zawodowych, zniesienia cenzury i zaprzestania represji osób prześladowanych za przekonania.
Jednym z ogólnopolskich liderów Solidarności był wówczas inżynier bydgoskiego Rometu Jan Rulewski: - Czy o taką Polskę walczyliśmy? - zastanawia się senator. - Myślę, że wtedy o Polskę socjalistyczną z ludzką twarzą. 21 postulatów sierpniowych nie nawoływało do rewolucji i dlatego władza się zgodziła na podpisanie porozumień. Później związek rozwijał te idee aż do tzw. Polski samorządnej.
Bydgoski sierpień rozpoczął się 28 sierpnia 1980 roku strajkami największych zakładów pracy w mieście. Protestujący solidaryzowali się z uczestnikami strajków w Gdańsku i Szczecinie oraz wystąpili z postulatami ekonomicznymi. Pod koniec sierpnia ukonstytuował się Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, koordynujący działalność 35 komitetów strajkowych regionu. - Mimo że związek nie stawiał otwarcie postulatów dotyczących systemu, to był pierwszy krok do dzisiejszej wolnej Polski - mówi Jan Rulewski. - Dziś jesteśmy w NATO, w Unii Europejskiej, jesteśmy otwarci na świat i w wielu dziedzinach osiągamy światowe standardy.
W Toruniu jako pierwsze zastrajkowały Zakłady Urządzeń Okrętowych „Towimor”, solidaryzując się z postulatami stoczniowców. Załoga poparła ich żądania i wysunęła własne postulaty, m.in. zniesienia reglamentacji samochodów, rozliczenia osób na stanowiskach, rozbudowy sieci handlowej Torunia.
Natomiast żaden komitet strajkowy regionu (w 1980 roku składał się z województw bydgoskiego, toruńskiego i włocławskiego) nie domagał się zmiany ustroju, zdając sobie sprawę, że w tym okresie były to mrzonki.
Jednym z walczących opozycjonistów z Torunia był Antoni Mężydło, represjonowany w stanie wojennym, dziś poseł Platformy. - Nie można porównać tamtych czasów i dzisiejszych - tłumaczy parlamentarzysta. - Mamy Polskę wolną, demokratyczną i niepodległą, ale nie udało się zrealizować wszystkich marzeń. Jednak czas III Rzeczypospolitej nie był zły, odnieśliśmy wiele sukcesów, Polska wyszła z anonimowości w Europie i świecie. Jesteśmy już częścią cywilizacji zachodniej, o czym w sierpniu 1980 roku nawet nie marzyliśmy.
Zdaniem posła Mężydły, to, co się zaczęło 36 lat temu, owocuje dzisiejszą wolnością Polaków. - W III RP nie udało się natomiast zreformować wymiaru sprawiedliwości - twierdzi poseł. - To fundament systemu demokratycznego, tymczasem mamy dziś m.in. dziką reprywatyzację i inne afery. Gdyby wymiar sprawiedliwości był zreformowany na początku lat 90., uniknęlibyśmy wielu kłopotów.
Źródłem protestów sprzed 36 lat były m.in. skandaliczne warunki socjalne i powszechne ubóstwo. - O ludziach, którzy nie skorzystali na radykalnych polskich przemianach, zapomniały rządy lat 90. i późniejsze - ocenia Antoni Mężydło. - Paradoksalnie postulatów socjalnych nie realizowały nawet nasze partie chrześcijańskiej demokracji. Można się natomiast dziwić, dlaczego dziś ruch związkowy jest tak słaby, skoro wyrósł przecież ze związków zawodowych.
Wizja Polski, o którą walczył od sierpnia 1980 roku prof. Roman Kotzbach, bydgoski ginekolog, spełniła się dopiero w ubiegłym roku. - Jestem zbudowany choćby niedzielnymi uroczystościami pogrzebowymi „Inki” i „Zagończyka”. Dopiero po tylu latach przypomniała sobie o nich Polska. Ja właśnie o takie państwo walczyłem. Żyjemy w wolnej, niepodległej ojczyźnie, mamy demokratyczne wybory i prezydenta pochodzącego z wyborów powszechnych.
Zdaniem prof. Romana Kotzbacha, tylko upolitycznienie przewodniczącego Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego spowodowało kryzys konstytucyjny: - Trybunał musi być niezależny, a nie polityczny, traktujący wybiórczo np. wpływające skargi.
Stefan Pastuszewski, bydgoski opozycjonista z lat 80. i działacz Solidarności, twierdzi, że idee tamtego związku wyglądałyby inaczej, gdyby państwo w 1990 roku nie otworzyło się bezkrytycznie na świat: - Zachód wszedł do Polski ze swoimi schematami i wymaganiami, w rezultacie zagościł u nas bezwzględny kapitalizm. Ubiegłoroczne wybory pokazały, jak duża część społeczeństwa poczuła się opuszczona i w końcu sięga po swoje.
W kluczowej dziś sprawie Trybunału Konstytucyjnego Stefan Pastuszewski nie widzi zagrożenia demokracji. Najbardziej jednak boli go, że tak wielu Polaków nie skorzystało z dobrodziejstw wolności i demokracji.