Waldemar Spychalski biega na nartach po Australii

Czytaj dalej
Piotr Ossowski

Waldemar Spychalski biega na nartach po Australii

Piotr Ossowski

To nic takiego, każdy może tego dokonać - mówi skromnie Waldemar Spychalski. Myli się - nie każdy. Pasją Waldemara Spychalskiego jest narciarstwo biegowe. Biega w maratonach na całym świecie i może się pochwalić nie lada osiągnięciami.

- Najbardziej mnie drażni gdy wszyscy, łącznie z moją rodziną, mówią, że osiągnąłem coś wyjątkowego, ponieważ uzyskałem tytuł Złotego Mastersa i przebiegłem w maratonach narciarskich ponad 800 km w ciągu roku. Tymczasem ja chciałem tylko udowodnić, że każdy może tego dokonać bez większego wysiłku, pod warunkiem opanowania właściwej techniki. Ale techniki dostosowanej do indywidualnych możliwości a nie bezmyślnie kopiowanej od mistrzów. Jej podstawy po latach prób i błędów opracowałem dla siebie, dowiodłem, że działają i to jest mój prawdziwy sukces, którym zresztą chętnie dzielę się z kolegami - opowiada o sobie Waldemar Spychalski.

Być może, jednak, koledzy i rodzina mają trochę racji - Waldek odebrał niedawno certyfikat i medal za zdobycie Złotego Mastersa Worldloppet. To nagroda dla tych, którzy ukończą przynajmniej 10 długodystansowych biegów narciarskich w 10 krajach (w tym jeden za oceanem) spośród wszystkich 20 zrzeszonych w międzynarodowej organizacji Worldloppet.

Tym samym Waldemar Spychalski stał się jednym z zaledwie 30 Polaków, którzy tego dokonali i oczywiście pierwszym reprezentantem naszego regionu, gdzie narciarstwo biegowe nie jest jeszcze zbyt popularne. Biegi, których ukończenie dało mu Złotego Mastersa wymieniamy w ramce.

Wspólna „setka” to dobra okazja

- Podjąłem takie wyzwanie w zeszłym roku. Bieg Piastów (jedyna polska impreza zrzeszona w Worldloppet - przyp. red.) obchodził 40-lecie, ja skończyłem sześćdziesiątkę. Wymyśliliśmy z komandorem BP, że uczcimy wspólnie nasz „100 jubileusz” i w nadchodzącym sezonie wystartuję jako ich delegat w maratonach Worldloppet z zamiarem zdobycia w jak najkrótszym czasie Złotego Mastersa. W ten sposób chcieliśmy zachęcić więcej narciarzy biegowych w Polsce do zdobywania tego wyróżnienia a przy okazji trochę wypromować Bieg Piastów. Jako delegat byłem zwolniony z opłaty wpisowego a organizatorzy każdego biegu zapewniali mi 2-3 noclegi gratis, ale najważniejsze, że na niektóre biegi trudno jest się zapisać a ja miałem starty zagwarantowane.

- Zaplanowałem na zapas: 15 maratonów w 12 krajach i wydawało się, że zdobędę Mastersa w ciągu jednego sezonu - mówi Waldemar Spychalski.

To akurat się nie udało - biegi w trzech krajach z powodu braku śniegu zostały odwołane. „Brakujące” zaliczył również w 2016 roku, choć już w kolejnym sezonie, który na antypodach zaczyna się w sierpniu. Dopiął więc swego i zdobył Złotego Mastersa w ciągu jednego roku. Choć był o to pełen obaw - bynajmniej nie z powodów sportowych. W maju - po zakończeniu sezonu 2016 - pisał na swoim blogu: mam wciąż duże szanse zdobyć go [tytuł Złotego Mastersa] w ciągu roku, ponieważ na przełomie sierpnia i września organizowane będą Merino Muster w Nowej Zelandii i Kanguroo Hoppet w Australii a na nie od dawna planowałem się wybrać. Na przeszkodzie stoi mi tylko jedno: w tym samym czasie zostanę prawdziwym, a nie tylko „śniegowym dziadkiem”, ponieważ moja córka spodziewa się potomka i nie wiem czy rodzina w tak podniosłej chwili pozwoli mi wyjechać aż na antypody.

Obawy okazały się na wyrost: rodzina pozwoliła, a wnuczek dostał prezent: medal i parę butów - narciarskich oczywiście.

Warto też dodać, że poza biegami zaliczanymi do serii Worldloppet w zeszłym roku Waldek ukończył także najdłuższy narciarski maraton na świecie - szwedzki Red Bull Nordenskiöldsloppet, za kołem polarnym, którego dystans to, bagatela, 200 km!

Im starszy, tym lepszy

Na tym oczywiście nie koniec. Waldemar Spychalski zamierza biegać na nartach jeszcze długo. Tym bardziej, że... jest coraz szybszy.

- To mnie w narciarstwie biegowym najbardziej pociąga, że doskonaląc technikę można do końca życia poprawiać wyniki, mówi Waldemar Spychalski. I przytacza anegdotę. - Na jednym z biegów spotkałem Fina Hannesa Larsena, zawodnika legendę, byłego prezydenta organizacji Worldloppet. Hannes nadal co roku startuje w większości maratonów WL chociaż jest już po dziewięćdziesiątce. Pochwaliłem mu się, że biegam na nartach od 16 lat a dopiero teraz uczę się techniki. A on to, że biega już 86 lat i też cały czas doskonali swoją. Tak więc, jeszcze dużo nauki przede mną - śmieje się.

A wszystko zaczęło się także od spotkania ze... starszą panią.

- Zawsze starałem się uprawiać jakiś sport, ale wyczynowo nie próbowałem żadnego. Kiedyś, będąc w Austrii na nartach zjazdowych, postanowiłem sprawdzić jak się na nartach biega. Miałem wtedy pewnie około czterdziestki. Wypożyczyłem biegówki i ruszyłem na trasę. W pewnej chwili zauważyłem szybko doganiającą mnie postać. Kiedy pomimo wysiłków dałem się jej wyprzedzić, spostrzegłem, że to starsza pani. Wtedy wydała mi się staruszką, pewnie była gdzieś w moim obecnym wieku. To zdecydowanie ostudziło mój zapał do biegania na nartach - śmieje się.

Okazało się jednak, że na krótko.

Od niego wszystko się u nas zaczęło

- Zacząłem się zastanawiać: Jak to możliwe, że starsza pani, bez problemu, wyprzedza młodego, sprawnego faceta? I wróciłem do biegówek. Swój pierwszy Bieg Piastów przebiegłem, a właściwie przepchałem na rękach w 2002 roku. Zająłem 234 miejsce - mówi Waldemar Spychalski pokazując historyczny dla siebie dyplom.

Potem było już tylko… gorzej. Przez ponad 10 lat ścigałem się w amatorskich biegach narciarskich w całej Europie okrutnie męcząc się fizycznie i cierpiąc psychicznie, zwłaszcza gdy 70-80 letni „starcy” przybiegali przede mną na metę. Brałem lekcje u najlepszych trenerów ale nadal nie robiłem znaczących postępów. Zresztą nic dziwnego - wszyscy oni bazują na metodach treningu przeznaczonych dla profesjonalnych zawodników, u których trzeba poprawić szybkość, siłę i wydolność a tego u faceta po 50-ce akurat się nie da. Dopiero 3 lata temu odkryłem to o czym wspomniałem na początku: jedyną drogą postępu dla takich jak ja narciarzy amatorów jest praca nad dobraną indywidualnie techniką. I od razu przyznaję, że dla mnie jest to droga o wiele przyjemniejsza - rozwijam się sportowo przy pomocy głowy a nie mięśni.

Waldemara Spychalskiego, choć on sam absolutnie nie uzurpuje sobie takiego tytułu, śmiało można nazwać popularyzatorem narciarstwa biegowego na Kurpiach. Ci, którzy biegają - a jest ich coraz więcej - nie mają jednak wątpliwości: To od Waldka wszystko się zaczęło.

- Rzeczywiście, jeszcze parę lat temu, nie było to zbyt popularne na naszym terenie. Kiedy zacząłem biegać, uchodziłem za dziwaka - wspomina.

- Skonstruowałem własny sprzęt do robienia tras. Tereny wokół Przystani świetnie się do tego nadawały. Na początku sam po nich biegałem, ale z czasem spotykałem też inne osoby na nartach. Pytali mnie nawet, kto je robi i ile trzeba zapłacić za korzystanie- uśmiecha się.

W naturalny sposób właśnie wokół niego zaczęło się skupiać ostrołęckie środowisko amatorów biegania na nartach. Dziś już można powiedzieć „środowisko”.

- Szacuję, że w Ostrołęce i okolicach jest już nas kilkadziesiąt osób, takich którzy regularnie biegają na nartach - mówi Waldemar Spychalski.

Wiele z nich to aktywni sportowcy uprawiający biegi długie lub triathlon. Gmina Olszewo-Borki (w tej gminie leży Przystań) organizuje od kilku lat (o ile pogoda pozwala) zawody w biegach na nartach.

Skromnie podziwia innych

Nie bez przyczyny zrzeszające amatorów biegania na nartach w regionu wybrało taką a nie inną nazwę: Klub Sportowy Spych - to oczywiście na cześć Waldemara Spychalskiego.

On jednak obstaje przy swoim. Najlepiej o tym świadczy jeszcze jeden wpis z jego bloga: Po każdym biegu, a szczególnie po 200 km w Jokkmokk otrzymywałem gratulacje a nawet wyrazy szczerego podziwu. Padały takie określenia, jak końskie zdrowie, żelazna kondycja czy niesamowicie silna wola. Kochani nic z tych rzeczy! To ja podziwiam swoich kolegów zaliczających maratony w europejskich stolicach, startujących również w zawodach Iron Mana, za wytrzymałość na ból, odporność na zmęczenie a przede wszystkim za charakter pozwalający im znosić codziennie zaplanowane co do minuty treningi oraz drakońskie diety. Ja jem (i piję) wszystko, chociaż bez przesady (BMI 22,5 najlepiej o tym świadczy), a moje treningi porównałbym bardziej do spacerów: zimą na nartach a latem na rolkach. Owszem, trwają czasem powyżej 3 godzin ale nie codziennie i ich intensywność jest naprawdę mała. To raczej zabawa w łapanie równowagi na różne sposoby...

Osiągnięcia biegacza:

1. Dolomitenlauf (Austria, 23.01.2016 r., 42 km),

2. Marcialonga (Włochy, 31.01.2016, 70 km),

3. American Birkebeiner (USA, 20.02.2016, 54 km),

4. Gatineau Loppet (Kanada, 27.02.2016, 51 km), 5. Bieg Piastów (Polska, 5.03.2016, 50,5 km),

6. Engadin Skimarathon (Szwajciaria, 13.03.2016, 42 km),

7. Birkebeinerrennet (Norwegia, 19.03.2016, 54 km),

8. Fossavatnsgangan (Islandia, 30.0420.16, 50 km),

9. Kangaroo Hoppet (Australia, 27.08.2016, 42 km), 10. Merino Muster (Nowa Zelandia, 3.09.2016, 42 km).

Złoty masters

Zdjęcia: własność W. Spychalskiego

Piotr Ossowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.