Wiadrami noszą wodę do domu
Od dwóch miesięcy Słowikowie żyją bez bieżącej wody, bo nie mogą porozumieć się z urzędnikami.
Aniela Słowik ma 87 lat. Żali się, że w tym wieku brakuje sił, by się samej z łóżka podnieść, a co dopiero dźwigać wiadra z wodą taki kawał drogi.
Od dwóch miesięcy nie ma dostępu do bieżącej wody. W przydomowym wodociągu, prawdopodobnie pod wpływem mrozów, pękły rury, których do dziś rodzinie Słowików nie udało się naprawić.
- Nie stać nas na to, a gmina nie chce pomóc - twierdzi Władysław Słowik, syn pani Anieli. W domu mieszka też jego brat Wojciech.
- On niepełnosprawny, ja po wypadku. Wszystkim nam trudno jest wodę nosić, a niestety, już drugi miesiąc musimy - mówi pan Władysław Słowik, skarżąc się na bóle w plecach.
Przydomowy wodociąg to dzieło jego nieżyjącego już ojca Stanisława. Udało mu się poprowadzić rury pod ziemią od pobliskiego potoku i podpiąć do domu.
Artur Kotas, kierownik GOPS: - Chcemy pomóc, ale Słowikowie muszą też współpracować
- Tu przy zbiorniku instalacje są nowe. Wiadomo, po latach wszystko trzeba wymienić. Ale po kolei, bo na gruntowne zmiany człowiek pieniędzy nie ma - mówi pan Władysław, który utrzymuje się z gospodarstwa.
Autor: Katarzyna Gajdosz, Gazeta Krakowska
Nie był w stanie przewidzieć, że rury nie wytrzymają tegorocznych mrozów. - Prawdopodobnie pękły gdzieś tutaj - pokazuje odcinek od zbiornika, w którego pobliżu znajduje się rura, skąd czerpie teraz wodę, do domu.
- To jakieś 40 metrów będzie - mówi.
Nie był w stanie podjąć się sam naprawy tej awarii, więc zgłosił swój problem do Urzędu Gminy w Łącku.
- To się stało pod koniec stycznia, a do tej pory nic nie zrobili. Wszyscy nas lekceważą, a przecież mamy prawo mieć dostęp do wody - mówi Władysław Słowik.
Jego mama dodaje, że urzędnicy tylko raz przyszli do domu i to podczas nieobecności syna.
- Z takimi uśmieszkami pytali, czy woda nie cieknie - opowiada pani Aniela.
Brak wody dla staruszki bywa bardzo uciążliwy. Żeby się umyć, musi prosić synów o pomoc. Sama już nie przeniesie miednicy z wodą.
- Trudno mi udźwignąć choćby wiaderko, by spłukać muszlę klozetową - opowiada staruszka.
- A prania, jaka sterta! - łapie się za głowę.
Słowikowie, nie mogąc się doczekać reakcji w Urzędzie Gminy w Łącku, zwrócili się o pomoc do starosty nowosądeckiego Marka Pławiaka. Ten odpowiedział, że zgodnie z przepisami obowiązek zbiorowego zaopatrzenia mieszkańców w wodę zdatną do picia spoczywa na gminie i przesłał raz jeszcze prośbę rodziny z Obidzy do wójta Łącka.
Okazuje się, że urzędnicy z Łącka mają nieco odmienne spojrzenie na opisywaną przez Słowików sprawę.
- Robimy wszystko, by awarię jak najszybciej naprawić. Niemniej musimy działać w granicach obowiązujących przepisów - wyjaśnia Artur Kotas, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łącku.
GOPS zadeklarował, że opłaci wynajem koparki, a także sfinansuje zakup potrzebnych rur do naprawy awarii.
- Żeby jednak mieć podstawę do wypłacenia świadczeń czy wydania jakichkolwiek decyzji administracyjnych, musimy dysponować pewnymi dokumentami, jak na przykład odcinek renty. Konieczne jest też przeprowadzenie wywiadu środowiskowego - mówi Artur Kotas.
Zaznacza, że rodzina jeszcze w lutym została poinformowana o tym, jakie dokumenty należy przedstawić. Chodzi m.in. o odcinki renty.
- My możemy te rzeczy ustalić sami, ale to dłużej trwa. Bez współpracy pomoc się odwleka - mówi dyrektor GOPS.
Wójt Łącka Jan Dziedzina nie kryje zdziwienia medialną interwencją. - Absolutnie nie uchylamy się od pomocy tej rodzinie - mówi. - Tylko do tanga trzeba dwojga - podkreśla.