Wiadrami noszą wodę do domu

Czytaj dalej
Fot. Katarzyna Gajdosz
Katarzyna Gajdosz-Krzak

Wiadrami noszą wodę do domu

Katarzyna Gajdosz-Krzak

Od dwóch miesięcy Słowikowie żyją bez bieżącej wody, bo nie mogą porozumieć się z urzędnikami.

Aniela Słowik ma 87 lat. Żali się, że w tym wieku brakuje sił, by się samej z łóżka podnieść, a co dopiero dźwigać wiadra z wodą taki kawał drogi.

Od dwóch miesięcy nie ma dostępu do bieżącej wody. W przydomowym wodociągu, prawdopodobnie pod wpływem mrozów, pękły rury, których do dziś rodzinie Słowików nie udało się naprawić.

- Nie stać nas na to, a gmina nie chce pomóc - twierdzi Władysław Słowik, syn pani Anieli. W domu mieszka też jego brat Wojciech.

- On niepełnosprawny, ja po wypadku. Wszystkim nam trudno jest wodę nosić, a niestety, już drugi miesiąc musimy - mówi pan Władysław Słowik, skarżąc się na bóle w plecach.

Przydomowy wodociąg to dzieło jego nieżyjącego już ojca Stanisława. Udało mu się poprowadzić rury pod ziemią od pobliskiego potoku i podpiąć do domu.

Artur Kotas, kierownik GOPS: - Chcemy pomóc, ale Słowikowie muszą też współpracować

- Tu przy zbiorniku instalacje są nowe. Wiadomo, po latach wszystko trzeba wymienić. Ale po kolei, bo na gruntowne zmiany człowiek pieniędzy nie ma - mówi pan Władysław, który utrzymuje się z gospodarstwa.

Autor: Katarzyna Gajdosz, Gazeta Krakowska

Nie był w stanie przewidzieć, że rury nie wytrzymają tegorocznych mrozów. - Prawdopodobnie pękły gdzieś tutaj - pokazuje odcinek od zbiornika, w którego pobliżu znajduje się rura, skąd czerpie teraz wodę, do domu.

- To jakieś 40 metrów będzie - mówi.

Nie był w stanie podjąć się sam naprawy tej awarii, więc zgłosił swój problem do Urzędu Gminy w Łącku.

- To się stało pod koniec stycznia, a do tej pory nic nie zrobili. Wszyscy nas lekceważą, a przecież mamy prawo mieć dostęp do wody - mówi Władysław Słowik.

Jego mama dodaje, że urzędnicy tylko raz przyszli do domu i to podczas nieobecności syna.

- Z takimi uśmieszkami pytali, czy woda nie cieknie - opowiada pani Aniela.

Brak wody dla staruszki bywa bardzo uciążliwy. Żeby się umyć, musi prosić synów o pomoc. Sama już nie przeniesie miednicy z wodą.

- Trudno mi udźwignąć choćby wiaderko, by spłukać muszlę klozetową - opowiada staruszka.

- A prania, jaka sterta! - łapie się za głowę.

Słowikowie, nie mogąc się doczekać reakcji w Urzędzie Gminy w Łącku, zwrócili się o pomoc do starosty nowosądeckiego Marka Pławiaka. Ten odpowiedział, że zgodnie z przepisami obowiązek zbiorowego zaopatrzenia mieszkańców w wodę zdatną do picia spoczywa na gminie i przesłał raz jeszcze prośbę rodziny z Obidzy do wójta Łącka.

Okazuje się, że urzędnicy z Łącka mają nieco odmienne spojrzenie na opisywaną przez Słowików sprawę.

- Robimy wszystko, by awarię jak najszybciej naprawić. Niemniej musimy działać w granicach obowiązujących przepisów - wyjaśnia Artur Kotas, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łącku.

GOPS zadeklarował, że opłaci wynajem koparki, a także sfinansuje zakup potrzebnych rur do naprawy awarii.

- Żeby jednak mieć podstawę do wypłacenia świadczeń czy wydania jakichkolwiek decyzji administracyjnych, musimy dysponować pewnymi dokumentami, jak na przykład odcinek renty. Konieczne jest też przeprowadzenie wywiadu środowiskowego - mówi Artur Kotas.

Zaznacza, że rodzina jeszcze w lutym została poinformowana o tym, jakie dokumenty należy przedstawić. Chodzi m.in. o odcinki renty.

- My możemy te rzeczy ustalić sami, ale to dłużej trwa. Bez współpracy pomoc się odwleka - mówi dyrektor GOPS.

Wójt Łącka Jan Dziedzina nie kryje zdziwienia medialną interwencją. - Absolutnie nie uchylamy się od pomocy tej rodzinie - mówi. - Tylko do tanga trzeba dwojga - podkreśla.

Katarzyna Gajdosz-Krzak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.