Widzę ogromną wdzięczność za każdy dar i minutę poświęconą na rozmowę
Życie Iwony Romaniak z Żegiestowa-Zdroju, prezeski Fundacji Bratnia Dusza, zmieniło się całkowicie od kiedy niesie pomoc rodakom na Ukrainie. - Dostaję od nich więcej, niż sama im przekazuję - mówi.
Jak to się stało, że zaczęła się Pani bez reszty poświęcać się pomocy Polonii na Ukrainie?
Zaczęło się niespodziewanie. Cztery lata temu jeden pan z Ukrainy zapytał mnie, czy bym nie pomogła zorganizować przyjazd i pobyt grupy dzieci z polskimi korzeniami u nas, na Sądecczyźnie. Zgodziłam się. Potem były kolejne grupy i wybuch rewolucji. Zaczął się Majdan. Pojechałam na Ukrainę i na własne oczy zobaczyłam, w jak ciężkich warunkach żyją nasi rodacy. Że brakuje im podstawowych rzeczy. Chęć pomocy im to był ludzki odruch.
Jednak nie każdy go ma.
Od zawsze uważałam, że warto pomagać. Nie tylko dzieciom, ale i osobom starszym. Każdy kolejny pobyt na Ukrainie utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Widzę ogromną wdzięczność za każdy, choćby drobny dar, który przekazuję. Dziecko, które dostanie kredki, czy maskotkę od razu ma wielkie jak pięć złotych oczy. To chwyta za serce. Choć tak naprawdę dla naszych rodaków prezenty nie są aż tak bardzo ważne.
A co jest ważne?
W pozostałej części tekstu przeczytasz:
- Czy Iwona Romaniak ma już pomysł na kolejną akcję?
- Czy Ukraina bardzo ją zmieniła?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień