Doktor Galica zmarł siedem lat temu. To człowiek, który przeżył obozy koncentracyjne. Walczył o zachowanie choćby jednej izby w domu, gdzie mieściła się „Katownia Podhala”.
7 lat temu, 21 maja 2010 roku zmarł Wincenty Galica. Ksiądz Józef Tischner w swej „Filozofii po góralsku” utrwalił go jako „podhalańskiego Hipokratesa”, pisząc: „Ród Galiców był dwojaki. Jedna gałąź rodowa wojówała. Ka się ino jaka wojna tocyła, to Galice juz hań byli. Galice kozdom bitwe mieli wygranóm ino pote cesarzowie przegrywali wojny. A drugo gałąź rodowa to były muzykanty. Ci jak nie grali, to stroili, a jak mieli juz nastrojone, no to grali. Mały Wicuś Galica wzión się z totyj sprzecności. Kie jedni się bijóm a drudzy grajóm, to dziecku nie zostaje nic ino lecyć”.
Jest to portret nieco uproszczony. Zanim bowiem „Wicuś” zaczął „ino lecyć”, bił się także. I to niemało. Nic dziwnego, był przecież bratankiem góralskiego generała Andrzeja Galicy. Choć wykształcenie wojskowe Wincentego ograniczało się do odbytego przed wybuchem wojny kursu podchorążych rezerwy, w kampanii wrześniowej wziął udział jako dowódca plutonu w 1 pułku strzelców podhalańskich. Dostawszy się do niewoli radzieckiej, trzy razy z niej uciekał. Po raz czwarty uciekł Niemcom, którzy wieźli go do obozu jenieckiego w Lamsdorf (dziś Łambinowice). Wyskoczył z transportu gdzieś w okolicach Mszany Dolnej i od razu włączył się do działalności podziemnej na Podhalu, w tym początkowym okresie polegającej głównie na chodzeniu przez zieloną granicę.
Jego kurierska służba trwała półtora roku, a zapłacił za nią cenę wysoką. Tortury w murach Palace były tylko wstępem. Zadziwiające, jak zwyczajnie opowiadał o tym pod koniec życia: Chodziło o to, kto kogo przetrzyma. Oni bili, bo chcieli, żebym powiedział. Ja postanowiłem, że nie powiem.
Wieszany za wykręcone z tyłu ręce, na kilka tygodni stracił w nich władzę. Ogłuchł na jedno ucho, w jednym oku miał uszkodzoną rogówkę. Ale przetrzymał ich. Przetrzymał także pobyt w obozach Auschwitz, Mauthausen-Gusen i Sachsenhausen. I chyba nieprzypadkowo po tych przejściach postanowił zostać lekarzem i jako mężczyzna już 30-letni wstąpił na krakowską Akademię Medyczną. Żył potem jeszcze długo, lecząc ludzi.
Wincenty Galica starał się „stroić” nie tylko naturę, ale i stosunki społeczne, będąc jednym z najaktywniejszych w Zakopanem działaczy, m.in. jako współzałożyciel i przez kilka lat prezes Związku Podhalan. Do jego najgłośniejszych działań należała w latach 90. minionego wieku batalia o ocalenie choćby skromnej izby pamięci w osławionej hitlerowskiej „katowni Podhala” na terenie sprzedanego w prywatne ręce Palace.
W roku 2008 nadano mu tytuł Honorowego Obywatela Zakopanego, a w środę 26 maja 2010 roku na Nowym Cmentarzu pożegnały go tłumy zakopian i góralska muzyka.