Witraże to pasja, miłość i przekleństwo, bo nie są to artykuły pierwszej potrzeby - mówi Ryszard Łoboda z Krakowa, mistrz witrażownictwa
Niby tylko niepozorne kawałki kolorowego szkła zręcznie wkomponowane w ołowiane kontury. A jednak jest w nich coś niezwykłego. Do barwnego świata witraży zaprosił nas krakowski artysta Ryszard Łoboda
Pracownia Witraży i Szkła Ryszarda Łobody znajduje się niedaleko Fortu Kleparz przy ulicy Prądnickiej w Krakowie, w małym, drewnianym budynku. Mieści się tu wszystko, czego rzemieślnik potrzebuje do pracy: wielki stół, mnóstwo oryginalnych narzędzi, piec do wypalania szkła oraz malarnia czyli podświetlana sztaluga. Przede wszystkim jednak panuje tu dobra atmosfera.
- Witrażami zacząłem się zajmować 35 lat temu. Początkowo traktowałem to jako zabawę. Z czasem zabawa stała się pasją, później miłością, a potem przekleństwem, bo witraż nie jest artykułem pierwszej potrzeby. Dziś wciąż jestem zafascynowany moją pracą, chociaż nadal się uczę i odkrywam tajniki witraży - mówi Ryszard Łoboda - mistrz witrażysta.
Przyglądam się kolorowym kawałkom szkła, z których niebawem powstanie kolejne dzieło. W pracowni są ich setki, jeśli nie tysiące. W rozmaitych kształtach, wielkościach i kolorach.
Na moje pytanie skąd pomysł, żeby zająć się witrażami, pan Ryszard wybucha śmiechem.
- Pomysł? Tu nie było żadnego pomysłu. To był przypadek.
Okazuje się, że brat pana Ryszarda - Adam, który pracował w Krakowskim Zakładzie Witrażów S. G. Żeleńskiego, musiał wyjechać za granicę. To był elitarny zakład, istniejący od 1902 roku, który zajmował się produkcją witraży, jak również ich renowacją. Pan Ryszard zapytany przez brata, czy chciałby zająć jego miejsce, nie wahał się ani minuty. To był moment, na który się czeka, znak i olśnienie, gdyż dał panu Ryszardowi pewność, że witrażownictwo jest tym, co chce w życiu robić.
- Skończyłem kierunek artystyczny - konserwację zabytków. Chętnie więc skorzystałem z zaproszenia do pracy i... zakochałem się w witrażach. Początkowo pracowałem u Żeleńskich, potem doświadczenie, które tam zdobyłem, postanowiłem wykorzystać w swojej własnej pracowni, którą prowadzę od 10 lat.
Największym do tej pory wyzwaniem, z jakim pan Ryszard musiał się zmierzyć, był witraż, który jest być może najgłębiej zamontowanym w Polsce - na głębokości 170 metrów pod ziemią! Znajduje się w kopalni węgla Guido w Zabrzu (obecnie Muzeum Górnictwa Węglowego), w kaplicy świętej Barbary. Witraż o powierzchni prawie 20 metrów kwadratowych przedstawia skałę, przed którą stoi rzeźba patronki górników.
- Witraż, w którym dominuje kolor czerwony i szary, jest podświetlany sztucznym światłem, w specjalny sposób odbitym. Z jego montażem związana jest zabawna historia. Kiedy skończyliśmy naszą pracę, okazało się, że inwestor o nas zapomniał. Przez jakiś czas byliśmy z kolegą sami pod ziemią, co było ciekawym doświadczeniem - opowiada pan Ryszard.
Rzemieślnik wspomina także witraż dla schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich w Tatrach.
- Przedstawiał cztery żywioły: ogień, powietrze, ziemię i wodę. Niestety, dzisiaj już go nie ma, a szkoda. Niemniej przez pewien czas miałem dwie prace, z których jedna była głęboko pod ziemią, a druga wysoko w górach - uśmiecha się artysta.
Jednak nie tylko monumentalne witraże cieszą się wśród klientów popularnością. W pracowni mogę podziwiać kolorowe anioły, drzewka szczęścia, kwiaty i szklane portrety - słowem wszystko, czym można ozdobić okna lub drzwi domu.
Narodziny aniołów
Jak wygląda tworzenie niepowtarzalnych i niezwykle pięknych witraży? Okazuje się, że jest to proces długi i pracochłonny, ale efekt końcowy jest wart włożonego wysiłku.
Witraże wykonywane w pracowni pana Ryszarda powstają na indywidualne zamówienie. Dlatego pierwszym etapem pracy jest spotkanie z osobą, która zleca ich wykonanie w miejscu, do którego będą przeznaczone. To bardzo ważna część pracy, ponieważ witraże zawsze istnieją w kontekście, w relacji zarówno z miejscem, które zdobią, jak i z ludźmi, którzy je zamawiają.
- Na początku ustalam, gdzie witraż ma być umieszczony: w oknie, dachu czy w drzwiach. Pytam, czy ma pełnić rolę ochronną, coś zasłaniać, czy ma pokolorować świat na zewnątrz, przypominać o kimś, a może po prostu zdobić mieszkanie? Miałem kiedyś klientkę, której chodziło o zasłonięcie fragmentu podwórka. Zastosowałem wówczas odpowiednie szkła ornamentowe, fakturalne, które przepuszczały światło, a jednocześnie ukrywały właścicielkę przed na przykład wścibskimi sąsiadami - pan Ryszard mruży oko. - Kiedy wiem, gdzie będzie witraż, mierzę jego wielkość, grubość ramy, doradzam. Witraża nie można wsadzić byle gdzie. Musi mieć odpowiednie miejsce i warunki - dodaje.
Kolejnym etapem pracy jest projekt, którego wykonanie pan Ryszard zleca współpracującym z nim artystom. Przygotowują oni rysunek w skali 1:5, którego wzór i kolorystykę klient musi zaakceptować. Projekt przyszłego witrażu to nie tylko odpowiednio dobrane kolory, ale także ujęcie tematu, rodzaje szkieł, linie podziałów kolorystycznych, graficzne linie ołowianych połączeń i wreszcie światło, bez którego witraż nie istnieje.
Przy jednej ze ścian pracowni, na sztalugach, widnieje sporych rozmiarów projekt przedstawiający trzy anioły. To fragment witrażu, który pracownia wykonuje do kościoła na Śląsku. Obok widać zrolowany brystol, na którym odwzorowany jest ten sam projekt powiększony do rzeczywistych rozmiarów przyszłego witrażu. Zaznaczane są na nim grubości ołowiu, podział kolorystyczny oraz podział techniczny - na poszczególne elementy, które otrzymują swoje numery.
- Na tym etapie jeszcze się można pomylić - uśmiecha się właściciel pracowni. - Zresztą jakaś pomyłka w danym obiekcie musi być. Ale tylko jedna! Patrząc na witraż na przykład w kościele, najpierw widzę błędy swoje i innych, dopiero potem zachwycam się jego pięknem.
Kolejnym etapem pracy jest przerysowanie projektu na kalkę techniczną - w ten sposób powstaje mapa. Pracownia Ryszarda Łobody jest jedną z nielicznych firm, które odrysowują projekt odręcznie na kalce.
- Wymiary ram notujemy ołówkiem, a czerwoną linią rysujemy wszytko to, co zaznaczył projektant. Ten projekt jest dla nas tym, czym mapa drogowa dla kierowców.
Kiedy projekt znajduje się już na kalce technicznej, zostaje przerysowany po raz drugi na karton z użyciem kalki przebitkowej.
- Wprowadzamy numerację poszczególnych elementów, żeby się nie pogubić. Każde pole ma numer: licznik oznacza kolejny numer szablonu, a w mianowniku jest numer pola. Tutaj - pan Ryszard pokazuje w kierunku stołu - widać szablony z numeru siedemnaście. Kiedy robimy witraże do kilku okien, stosujemy dodatkowo rzymskie oznaczenia.
Przed nami kolejny etap - szablonowanie. Witrażu nie można pociąć nożyczkami, należy go wyszablonować, używając noża o podwójnym ostrzu.
- Gdybyśmy pocięli szablon nożyczkami, po oprawieniu w ołów wszystko by się rozeszło. Dlatego trzeba ciąć z zachowaniem grubości ołowiu - wyjaśnia pan Ryszard.
Wyszablonowane elementy należy następnie złożyć w całość, co ułatwiają cyfrowe oznaczenia. Teraz następuje część artystyczna, czyli wybór kolorów szkieł.
Ołów, miedź i piec
Szkło, z którego powstanie witraż, to barwione w piecu tafle. Na honorowym miejscu w pracowni znajduje się próbnik kolorystyczny, wypełniony barwnymi kawałkami szkła. Najstarszym rodzajem szkła jest to antyczne, przejrzyste, z bąbelkami powietrza w środku. Podobno te bąbelki to nic innego, jak zamknięty w szkle oddech hutnika. Pan Ryszard tłumaczy, że im więcej skaz w szkle, tym jest bardziej szlachetne. Powinno być krzywe i mieć rozmaite nierówności, w których później załamuje się światło, przechodząc przez witraż.
- Patrzę na projekt i dobieram kolory, starając się osiągnąć kompromis między dostępną kolorystyką szkła, projektem i wizją inwestora. Układam papierowe elementy witrażu na szkle, a następnie wycinam - mówi pan Ryszard, po czym jednym pewnym ruchem diamentowego noża zaznacza kształt potrzebnego elementu. Teraz opukuje go delikatnie, by oderwał się we właściwym miejscu.
Pierwsze narzędzia do cięcia szkła były nieprecyzyjne i niepraktyczne, bo przed pracą trzeba było rozgrzać je w ogniu. Potem rzemieślnicy do cięcia używali diamentów, dziś zastąpiły je stalowe kółka, osadzone w nożach przypominających długopisy.
- Fragment naszego witraża z aniołami składa się z 58 części, ale może być i tysiąc szkieł na metr kwadratowy. To jest dopiero zabawa. Najbardziej „drobiazgowy” witraż, który robiłem, miał na jednym metrze kwadratowym ponad tysiąc pięćset szkieł. Przedstawiał głowę Chrystusa.
Wykrojone w szkle elementy witraża przechodzą do malarni - serca pracowni, gdzie zostają naklejone za pomocą plasteliny na podświetlaną sztalugę, będącą zmatowioną szybą. Tutaj następuje proces malowania. Anioł z projektu otrzymuje twarz, oczy, nos i włosy. - Stosujemy farby ceramiczne. Pomalowane elementy wkładamy do pieca, gdzie są utrwalane w temperaturze 570-680 stopni. Farba musi się wypalić i wejść w strukturę szkła. Żeby osiągnąć efekty cieniowania, maluje się patyną i znów wypala dwa, trzy, czasem nawet cztery razy.
Kiedy poszczególne elementy są gotowe, wracają na kalkę. - Teraz nasza praca polega na układaniu puzzli, nie mamy już numerów, nie mamy szablonu, więc układamy szkła według kształtu lub koloru. Proszę sobie wyobrazić, jaka to mrówcza praca, kiedy jest tysiąc kawałków do złożenia. W dawnych warsztatach była zasada, że zajmowali się tym najmłodsi pracownicy.
Końcowym etapem jest proces oprawiania. Służy do tego ołów nazywany dwuteownikiem, ponieważ w przekroju wygląda jak dwie połączone litery T. Przydają się także noże do cięcia i modelowania ołowiu, których kształt przypomina dawne narzędzia kata. Poszczególne szkła rzemieślnik zabezpiecza wyprofilowanymi gwoździami i zaczyna oprawianie.- Patrząc na mapę, widzę, gdzie idzie ołów. Muszę dobrać taką jego długość i szerokość, aby łączyć szkiełka po kolei aż do ostatniego kawałka - mówi pan Ryszard.
Po oprawieniu całego witraża należy zalutować cyną miejsca styku ołowiu, inaczej szkła mogłyby wypaść i rozbić się. - Ostatnim etapem naszej pracy jest wciskanie kitu - żartuje pan Ryszard. - Po złożeniu, cynowaniu i lutowaniu całości musimy witraż uszczelnić. Kit to połączenie pokostu lnianego, kredy i wody. Wciska się go między szkło a ołów i zasypuje kredą, a gdy wyschnie, oczyszcza się z resztek za pomocą szczotki.
Wykonanie witraża o powierzchni 15 metrów kwadratowych przedstawiającego trzy anioły zajmie rzemieślnikom dwa, trzy miesiące.
Dzieła sztuki zaklęte w szkle
Jeden z najsłynniejszych i najbardziej oryginalnych witraży możemy zobaczyć w krakowskiej bazylice ojców franciszkanów. To dzieło Stanisława Wyspiańskiego pt. „Stań się!” z 1904 roku. Ma wysokość 8,5 i szerokość prawie 4 metrów. Zaskakuje kolorystyką, która zmienia się w zależności od wpadającego światła. Dominują chłodne barwy: fiolet, błękit, granat, zieleń, które kontrastują z różem, żółcią i czerwienią. Ten szklany obraz wyróżnia ekspresja postaci Boga Ojca i jej wyrazistość. W podobnej estetyce jest utrzymany witraż „Apollo (System Kopernika)” wykonany dla Domu Towarzystwa Lekarskiego mieszczącego się w Krakowie przy ul. Radziwiłłowskiej 4.
W bazylice Mariackiej znajdują się natomiast jedne z najstarszych witraży w Polsce, które powstały między 1370 a 1400 rokiem. Przedstawiono na nich stworzenie świata według Starego Testamentu oraz sceny z życia Jezusa z Biblii ubogich (Biblia pauperum) - obrazkowej księgi z objaśnieniami, która w przystępny sposób prezentowała treści biblijne osobom nieumiejącym czytać. Wierni podczas nabożeństw w świątyni oglądali na witrażach sceny ze Starego i Nowego Testamentu, a promienie słoneczne, przenikające przez różnobarwne szkła, wywierały na nich olbrzymie wrażenie. Witraże były biblijnymi obrazami malowanymi światłem.
Chociaż witraże kojarzą się przede wszystkim ze sztuką sakralną, coraz bardziej popularne są nie tylko zdobione przez nie okna, lecz także przedmioty dekoracyjne, takie jak zawieszki, lampy a nawet rzeźby. Jaka tematyka witraży jest najbardziej popularna?
- Dla kościołów realizujemy najczęściej witraże przedstawiające postaci świętych i sceny biblijne - mówi pan Ryszard.
Zdarzają się również zlecenia od osób prywatnych. Dwa lata temu krakowska pracownia otrzymała zlecenie od małżeństwa obchodzącego rocznicę ślubu.
- Wybrali się w zagraniczną podróż w egzotyczne miejsce, zrobili kilka zdjęć i polecili, abyśmy na ich podstawie opracowali projekt witraża - wspomina artysta. - Projektantka wymyśliła, że na witrażu będą dominowały kolory niebieskie i błękitne, kojarzące się z niebem i morzem. Znajduje się na nim również ręka inwestora oraz stopa jego żony. Witraż został zamontowany w oknie balkonowym. Małżonkowie patrząc na niego, wspominają swoją egzotyczną podróż.
Inne ciekawe zlecenie pochodziło od mężczyzny, któremu zmarła ukochana żona. Chciał ją upamiętnić w witrażu, na którym przedstawiony został kwiat z dzieła Wyspiańskiego z bazyliki ojców franciszkanów w Krakowie.
- Pan powiedział, że chciałby zamówić kwiat, bo stracił swój kwiat - mówi ze wzruszeniem właściciel zakładu.
Ulubioną tematyką pana Ryszarda Łobody są natomiast żaglowce.
- Pamiętam mój pierwszy witraż. To był właśnie żaglowiec. Mam go do tej pory. Nie wyszedł może idealnie, dziś pewnie zrobiłbym go inaczej, ale mam do niego wielki sentyment. Lubię wszystkie moje prace. Robię to, co kocham, więc jestem szczęśliwy.
Trudno się nie zgodzić. Tym bardziej, że chociaż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, czujemy, jak bardzo światło i barwy wpływają na komfort naszego życia. Otoczeni seryjnymi wytworami przemysłu tęsknimy za czymś, co jest nie tylko piękne, ale i niepowtarzalne. Jak witraż z krakowskiej pracowni pana Ryszarda Łobody.