Przez brak odpowiedniego znaku przy parkingu przy kościele pw. św. Piotra Apostoła w Wadowicach ponad 40 parafian dostało mandaty po 100 złotych.
Wcale nie musiało dojść do ukarania tylu ludzi mandatami. Urząd Miasta w Wadowicach zapomniał jednak o oznaczeniu zatoczki przy ul. Zielonej, po tym, jak rok temu w pobliżu kościoła wprowadził tzw. strefę zamieszkania. Bez znaku „P” na niebieskim tle dawne miejsca postojowe w świetle przepisów nie są parkingiem.
Paweł Migdałek, szef wydziału ruchu drogowego w Komendzie Powiatowej Policji w Wadowicach tłumaczy, że musieli ukarać kierowców. - Parkując tam łamali przepisy kodeksu drogowego - mówi. Policja o tym, że brakuje tam znaku wiedziała od dawna i interweniowała w Urzędzie Miasta, ale dotąd bezskutecznie.
- Przez opieszałość urzędników ludzie stracili pieniądze. Kto to odda? - denerwuje się Adam Piechniak z Wadowic, jeden z ukaranych kierowców. - Mój samochód nikomu nie przeszkadzał, nie blokował drogi - dodaje rozgoryczony.
Dopiero, gdy kierowcy poszli poskarżyć się do księdza proboszcza Tadeusza Kasperka udało się ruszyć sprawę. Gdy w piątek zapytaliśmy urzędników z wadowickiego ratusza, czy już wywiązali się ze swoich obowiązków, wymijająco odpowiedzieli nam, że takie działania mają zostać podjęte. Wczoraj znak „P” już stał.
Ulice w Wadowicach, m.in : Zielona i Podgórska, już od ponad roku funkcjonują jako strefa zamieszkania. Oznacza to, że można tutaj parkować tylko w specjalnie wyznaczonych do tego miejscach, oznaczonych niebieskim znakiem z literką „P”.
Mandaty dla parafian
Problem w tym, że akurat tu, nie wiadomo dlaczego, administrator drogi, czyli Urząd Miasta takich stref nie oznaczył. Ulice Zielona i Podgórska to wąskie, wybrukowane kostką drogi dojazdowe do kościoła św. Piotra Apostoła.
Od lat podczas mszy świętej w niewielkiej zatoczce parkingowej przy chodniku zawsze stały tu samochody pozostawione przez wiernych, którzy udali się na nabożeństwo.
Przez ostatni rok również nie było problemu z pozostawieniem tu aut, aż do niedzieli, dwa tygodnie temu, gdy ktoś doniósł, że auta parkują tutaj nielegalnie.
W efekcie po jednej mszy, ponad 40 osób, zaraz po wyjściu z kościoła za wycieraczkami swoich samochodów znalazło mandaty. Taryfikator przewiduje w takim wypadku 100 zł, a także trzy punkty karne.
Kierowcy byli tym zdziwieni, bo wcześniej przez wiele lat mogli tu parkować bez problemu, a samochody w żaden sposób nie blokowały przejazdu.
Urzędnicy zapomnieli
W sprawie swoich parafian interweniował proboszcz parafii, ksiądz Tadeusz Kasperek. Pisma z prośbą o wyjaśnienia trafiły do wadowickiej komendy policji i Urzędu Miasta.
- Przyjazd policji spowodowany był donosem, że parafianie źle zaparkowali samochody w zatoczce przy ulicy Zielonej - mówi oburzony ks. proboszcz.
Policjanci tłumaczą, że po prostu trzymali się przepisów. - Dostaliśmy wezwanie, więc musieliśmy tam przyjechać - rozkłada ręce Paweł Migdałek, szef ruchu drogowego w Komendzie Powiatowej Policji w Wadowicach. - Prawo mówi jasno, że w strefie zamieszkania poza wyznaczonym terenem nie wolno parkować na ulicy, a tutaj nie ma takich wyznaczonych miejsc - dodaje szef „drogówki”.
Urząd Miejski zrobił tu specjalną strefę rok temu, ale zapomniano oznaczyć parkingu
Okazuje się jednak, że nie byłoby mandatów, gdyby w zatoczce koło kościoła rok temu, po wprowadzeniu zmian, postawiono znaki, że tutaj są miejsca do parkowania.
Policjanci tłumaczą, że wcześniej wielokrotnie zgłaszali ten problem urzędnikom, ale ci nie reagowali i w końcu, po telefonie o zgłoszeniu złamania prawa przez kierowców, musieli zainterweniować.
Wygląda na to, że wcześniej po prostu przymykali oko na to niedopatrzenie ratusza, stąd przez roku nie karano nikogo za parkowanie w tym miejscu.
W wtorek, 24 stycznia, na wniosek policji, zebrała się w tej sprawie komisja bezpieczeństwa Starostwa Powiatowego. Po wizji lokalnej i konsultacjach z właścicielami okolicznych terenów, w tym z parafią, komisja zaleciła Urzędowi Miasta ustawienia znaków o „miejscach parkingowych” na ulicach Zielonej i Podgórskiej.
Tym razem Urząd Miasta wywiązał się ze swoich obowiązków i wczoraj, 29 stycznia, znaki były już na swoim miejscu.
Dlaczego jednak trzeba było na to czekać cały rok? W piątek Roman Gawlik z zespołu ds. inżynierii ruchu, transportu i energetyki Urzędu Miejskiego, odpowiedzialny za postawienie znaków był nieobecny.
Mieszkańcy są oburzeni zachowaniem urzędników.
- Każdy urzędnik, który czegoś nie dopilnuje powinien ponosić tego konsekwencje. Na razie jedyni ukarani, to niczemu niewinni mieszkańcy. - irytuje się Paweł Włodarczyk z Wadowic.