Właściciele escape roomów: Nie było i nie ma żadnych szczegółowych przepisów dotyczących naszej branży!
- Gdy otworzyliśmy pierwszy pokój, pojawiłem się w straży pożarnej. Usłyszałem wtedy, że nasza branża ich nie dotyczy, że oni nie mają kompetencji, żeby nas sprawdzać - opowiadają właściciele escape roomów. Kontrole zaczęły się dopiero po tragedii w Koszalinie i jak wyjaśniają twórcy pokojów zagadek, daje się im odczuć, że są naciski "z góry", aby znaleźć jak najwięcej nieprawidłowości w każdym z lokali.
Po tragedii w jednym z koszalińskich escape roomów rozpoczęły się kontrole lokali. W ich wyniku wiele z nich zostało zamkniętych. O tym, jak wyglądają kontrole, jakie nastroje panują teraz w tej branży i jaka przyszłość czeka escape roomy mówią Cezary Gieracki z Black Box ER i Mateusz Kopeć z Continuum Escape Room, którzy działają także w "Manii Uciekania" - inicjatywie zrzeszającej 10 poznańskich escape roomów.
Jak odnosicie się do tragedii, która miała miejsce w jednym z koszalińskich escape roomów?
Mateusz Kopeć: Nie ma wątpliwości, że była to tragedia.
Cezary Gieracki: Prawda jest taka, że to wstrząsnęło całą naszą branżą i nami jako ludźmi, ale faktem jest też, że był to wypadek jednostkowy. Nie wiadomo w tej chwili i my sami też nie chcemy mówić o przyczynach tej tragedii, bo jej nie znamy. Śledztwo jest cały czas w toku, więc nasze spekulacje byłyby bardzo nie na miejscu. Uważamy, że był to tragiczny w skutkach zbieg okoliczności – być może zawinił tu człowiek, być może nie było w tym niczyjej winy, ale na pewno nie można przekładać odpowiedzialności za to, co się stało na całą branżę escape roomów, ponieważ jest to dla nas krzywdzące. Prowadzimy swoje firmy już od kilku lat. Branża jest faktycznie stosunkowo młoda, ale naszym priorytetem zawsze było dostarczenie bezpiecznej rozrywki. Z naciskiem na „bezpiecznej”.
Escape roomy powstawały w różnych starych kamienicach, piwnicach i „dziwnych” budynkach, co bez wątpienia było zamierzone, by stworzyć odpowiedni efekt. Również same pokoje były aranżowane tak, by jak najbardziej „skomplikować” trasę dla zwiedzających, jak np. przejścia przez szafę czy pianino. Czy jednak przy projektowaniu tych escape roomów były brane pod uwagę sytuacje, które mogłyby stanowić zagrożenie?
CG: Jest to półprawda. Owszem, zdarzały się przejścia przez pianino, ale to nie znaczy, że gdzieś za nimi nie było ukryte wyjście ewakuacyjne. Jednak nie tylko escape roomy mieszczą się w dziwnych lokalizacjach. Wiele barów, pubów, czy restauracji również mieści się w piwnicach, starych kamienicach, czy nawet bunkrach lub schronach. Dobrym przykładem jest wiele lokali na poznańskim Starym Mieście.
MK: Myślę, że każdy z nas, projektując escape room, czy pokój, brał pod uwagę to, co by się stało w trakcie zagrożenia. I jeżeli zaprojektowaliśmy sobie bardzo wąskie przejście – przez szafę, czy wspomniane pianino – to zawsze gdzieś z drugiej strony normalne wyjście też musi być. To kwestia, na którą każdy z właścicieli zwracał uwagę.
Wspomnieliście o tym, że nie było żadnych zasad bezpieczeństwa...
MK: Nie było i nie ma żadnych szczegółowych przepisów dotyczących naszej branży. Były jednak przestrzegane przez nas przepisy ogólne i wewnętrzne regulaminy firm.
Czy to świadczy o tym, że jest jakaś luka prawna?
MK: Trudno tak naprawdę stwierdzić. Myślę, że na to pytanie próbuje obecnie odpowiedzieć wielu prawników w Polsce.
Tutaj wejdę w słowo - na Facebooku inicjatywy zrzeszającej 10 poznańskich escape roomów – Mania Uciekania – pojawił się post, w którym zaznaczacie, że nie jesteście kinem, teatrem, sklepem lub apteką, to na jakiej zasadzie działa escape room? Jako co?
CG: Escape room działa jako zwykła działalność rozrywkowa. W polskiej klasyfikacji działalności gospodarczych nie istnieje coś takiego jak escape room. Dlatego działamy jako „inna działalność rozrywkowa”. Nie jest jednak tak, jak próbowano to przedstawiać, że powinniśmy działać jako jakaś specjalna, forma działalności. Jesteśmy zwykłą działalnością gospodarczą, zwykłą działalnością rozrywkową i - chcę tu powiedzieć wyraźnie – podlegamy pod przepisy ogólne przeciwpożarowe, BHP i tak dalej.
MK: Tak, jak każda działalność gospodarcza. Jak fryzjer, jak sklep spożywczy.
CG: Natomiast żadne przepisy szczegółowe nie istnieją, tak samo, jak nie istnieje żadna ustawa o escape roomach ani o bezpieczeństwie w nich.
W tym samym poście kontrole nazywane są „nagonką”, dlaczego?
CG: Zacznę od tego, że mówi się w mediach, że kontrola przeszła przez 100 escape roomów i wykryto 400 nieprawidłowości – przykładowo. Ale należy pamiętać, że nieprawidłowość nie oznacza tego, że lokal stwarza zagrożenie dla życia lub zdrowia. To jest zupełnie inna kategoria. Nieprawidłowością może być np. niepoprawnie zawieszona tabliczka ze znaczkiem gaśnicy, lub to, że w chwili kontroli właściciel nie posiada przy sobie protokołów przeglądu.
MK: Prawda jest taka, że gdyby teraz przeprowadzono takie same masowe kontrole, w każdym innym lokalu usługowym, czy byłby to fryzjer, czy jakiś inny zakład, to wszędzie znalazły by się jakieś nieprawidłowości. Ale czy by się wtedy o tym tak mówiło? Nie. Myślę, że skończyłoby się wtedy na upomnieniu „proszę poprawić tę tabliczkę wyżej” i sprawa by się zakończyła. A u nas te kontrole zaczęły się z dnia na dzień, niektóre przeprowadzono już w tym samym dniu, kiedy zdarzyła się tragedia w Koszalinie. Często są to kontrole bez zapowiedzi, kontrole, które nakładają się na siebie.
CG: I na wątpliwej podstawie prawnej. Służby powołują się na to, że mają prawo do natychmiastowego wejścia na teren lokalu ze względu na artykuł 23 ust 2 pkt. 7 ustawy o Państwowej Straży Pożarnej tj. „wystąpienie istotnych nowych okoliczności w zakresie stanu bezpieczeństwa na terenie działania komendy miejskiej PSP”. Ale ta tragedia wydarzyła się w Koszalinie, a nie w Poznaniu. Uważamy, że ta podstawa prawna jest bardzo dyskusyjna. Fakt jest też taki, że zdarzyły się też sytuacje, gdzie straż pożarna pojawiła się pod drzwiami firmy, w której nikogo nie było. Dzwoniono wówczas do właściciela i informowano go, że jeżeli w ciągu 20 minut nikogo nie będzie w firmie, to zostanie to wpisane jako odmowa przyjęcia kontroli.
MK: Nagonką też można nazwać te pierwsze informacje, które pojawiały się zaraz po tej tragedii, mianowicie, że escape roomy to pokoje pułapki, że są niebezpieczne, że więzimy ludzi, że narażamy życie dzieci. Escape roomy zostały przedstawione w taki sposób, jakbyśmy w nich zamykali ludzi wbrew ich własnej woli, zakuwali w kajdanki, zakładali worki na głowy, więzili i zmuszali do wydostania się z pokoju w ciągu godziny, potem robili im zdjęcie, gdzie wszyscy są uśmiechnięci i na końcu brali za to pieniądze. Tak przecież nie jest. Każdy, kto chodzi po escape roomach zaprzeczy, że był tam wprowadzony siłą. Mógł być co najwyżej zaciągnięty przez swoich znajomych, którzy go do tego namówili.
CG: Ale zwykle po tym nie żałował tej decyzji. Chcę też podkreślić, że każdy kto wchodzi do pokoju, może w każdej chwili go opuścić, nie tylko dlatego, że ktoś się źle poczuł lub jest jakieś zagrożenie, ale również dlatego że taka forma rozrywki mu nie odpowiada. Wtedy wystarczy to zasygnalizować.
W jaki sposób można to zasygnalizować, będąc zamkniętym w pokoju?
MK: Klienci są w stałym kontakcie z pracownikiem, czy to za pomocą walkie-talkie, telefonu komórkowego, czy domofonu.
CG: To też nie jest tak, że my tam kogoś więzimy. To jest zabawa, swego rodzaju teatr.
MK: My kreujemy tę rzeczywistość, którą jako właściciele escape roomów sobie wymyśliliśmy. To pozorne zamkniecie jest po to, żeby weszli do tej wykreowanej przestrzeni w czterech ścianach, gdzie mamy scenografię, odpowiednie rekwizyty i muzykę. Przy czym należy podkreślić, że to zamknięcie jest umowne.
CG: Raz jest to las, drugim razem komnata czarodzieja, czasami nawet piwnica mordercy, ale to nie znaczy, że komukolwiek cokolwiek grozi. To jest tylko i wyłącznie spektakl.
Wróćmy do kwestii kontroli. Mania Uciekania zrzesza 10 escape roomów. Czy któreś z nich zostały już zamknięte w wyniku tych inspekcji?
CG: Jeden z naszych pokoi został zamknięty, ale chciałbym zwrócić uwagę na to, dlaczego. Stało się tak dlatego, że droga ewakuacyjna od wejścia do pokoju do wyjścia z kamienicy jest dłuższa niż 30 metrów. Oznacza to tyle, że escape room znajdował się na IV piętrze. I to był powód, przez który zdecydowano o zamknięciu tego pokoju. Według przepisów jest to zagrożenie zdrowia i życia, natomiast w samym pokoju, takiego zagrożenia nie było. Przepisy są bardzo restrykcyjne, ale zwróćmy uwagę na to, ile kancelarii, czy nawet gabinetów lekarskich znajduje się na IV piętrach. To był zwykły lokal w kamienicy, taki, jakich w Poznaniu są tysiące.
Jak reagowały służby, kiedy wcześniej sami właściciele escape roomów prosili o kontrole swoich lokali? Jaka przyszłość czeka całą branżę w Polsce? O tym przeczytasz w dalszej części rozmowy.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień