Wojenne lęki Małopolan: inflacja, wojna, kryzys. Straszą głodem, ale ten nam nie grozi. Tylko ceny mogą niepokoić
Wojna na Ukrainie i wiążące się z nią problemy z importem niektórych produktów spowodowały, że coraz częściej zadawane jest pytanie o kryzys żywnościowy. Ten, jak przekonują politycy i eksperci, Polsce nie grozi. Jednak sytuacja za wschodnią granicą państwa spowodowała inne problemy, z którymi musimy sobie poradzić.
Nałożone są na Rosję, jednego z największych eksporterów żywności na świecie, sankcje krajów UE i USA. Wykluczenie niektórych rosyjskich banków z systemu SWIFT mocno utrudnia zapłatę za importowane z Rosji towary. Problem stanowi też brak możliwości importu z ogarniętej wojną Ukrainy m.in. zbóż, słonecznika i oleju słonecznikowego w niektórych krajach europejskich spowodował panikę. Niemcy na masową skalę wykupują mąkę, makaron oraz olej, co spowodowało wzrost cen. Zdarza się, że tych produktów zaczyna brakować na sklepowych półkach. Czy Polskę też czeka taki scenariusz?
Mamy nadwyżki i pomysł co z tym zrobić
O brak owoców, a w szczególności jabłek, nie musimy się martwić. Polska rocznie produkuje 4 mln ton jabłek, z czego aż jeden milion eksportowany był dotychczas do Rosji. Wojna na Ukrainie spowodowała, że niemal cała produkcja została w kraju.
- I coś z tym trzeba zrobić. Niestety z roku na rok spożywamy coraz mniej jabłek, zastępując je cytrusami, co ma oczywiście podłoże historyczne - mówi Jan Golonka, prezes grupy producentów Owoc Łącki. - Pamiętam czasy, gdy pomarańcze jadło się kilka razy w roku i był to rarytas. Jabłko to była codzienność. Gdy otworzyły się rynki i nagle cytrusy zaczęły być dostępne, zachłysnęliśmy się nimi i tak już nam zostało.
Z wyliczeń Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi wynika, że aktualnie w chłodniach w całym kraju przetrzymywanych jest około 900 tys. ton jabłek konsumpcyjnych. Tymczasem polski rynek jest w stanie pochłonąć około 600 tys. ton. Pozostałe to problem dla rolników.
- Produkcja z roku na rok staje się coraz mniej opłacalna i młodzi nie chcą przejmować biznesów. To naprawdę poważny problem dla naszej gminy, gdzie około 300 gospodarstw utrzymuje się z sadownictwa - podkreśla Jan Dziedzina, wójt gminy Łącko. - Jak nie przymrozki, to grad, a teraz jeszcze problem ze sprzedażą.
Rozwiązanie problemu znalazł resort rolnictwa. Chce - poprzez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa - dopłacać rolnikom za sprzedaż jabłek deserowych zakładom przetwórczym, które przystąpią do programu. Byłoby to 30 gr do każdego kilograma jabłka, które zamiast na sklepowe półki trafi na koncentrat jabłkowy. Na ten jest zapotrzebowanie rynków Zachodnich a także Stanów Zjednoczonych.
- Niestety właśnie z powodu braku rentowności zamykają się kolejne mniejsze gospodarstwa w naszym regionie. Taki program to będzie naprawdę znaczące wsparcie - uważa Jacek Ząbek, sadownik z Maszkowic. - Tym bardziej, że nasze koszty produkcji strasznie wzrosły.
To rozwiązanie chwalą sobie nie tylko sadownicy ale także przetwórcy owoców. Jak podkreślają, przechowywanie półproduktów jest też tańsze i łatwiejsze, niż świeżych produktów. Jednak, żeby dopłaty mogły wejść w życie, najpierw polski program musi zostać zaakceptowany przez Komisję Europejską.
Jesteśmy samowystarczalni, ale marnujemy żywność
Patrząc na inne gałęzie rolnictwa i przetwórstwa głód nam nie grozi. O tym przekonany jest Henryk Kowalczyk, minister rolnictwa i rozwoju wsi. Mówił o tym w Polskim Radiu 24.
„Mamy odpowiednie zapasy i produkcje żywności” - mówił na antenie szef resortu rolnictwa.
O tym przekonany jest także Henryk Dankowiakowski, dyrektor Biura Małopolskiej Izby Rolniczej w Krakowie. Zwraca uwagę, że niedobory oleju słonecznikowego importowanego z Ukrainy, jakie mogą się pojawić, spokojnie można zastąpić olejem rzepakowym, w produkcji którego wiedziemy prym w Unii Europejskiej.
- Uważam, że w każdym zakresie produkcji zbóż, warzyw i owoców, poza cytrusami, jesteśmy samowystarczalni. Nie zapominajmy przy tym, że Polska eksportuje na cały świat ogromne ilości żywności - zapewnia Dankowiakowski.
W samej Małopolsce użytkowane jest obecnie około 660 tys. hektarów. W każdej chwili, jeśli byłaby taka potrzeba, można zaorać i obsiać około 70 tys. hektarów nieużytków.
- Grzechem zaniechania jest to, że tyle ziemi leży odłogiem, zarasta nawłocią, wierzbami i trawą, a nie jest utrzymywane w gotowości do produkcji - uważa dyrektor małopolskiego oddziału Izby Rolniczej. - Tym bardziej teraz, kiedy ewentualne nadwyżki produkcji zboża z pocałowaniem ręki kupiły by kraje Bliskiego Wschodu, czy Azji.
Podobnego zdania jest Józef Sułkowski, wiceprezes Spółdzielni Ogrodniczej Ziemi Sądeckiej. Przypomina jednak, że zgromadzone zasoby mogą stopnieć, gdyby w tym roku plany rolnikom pokrzyżowała np. susza.
- Niestety na to nie mamy wpływu. Możemy jednak sami coś zrobić, żeby zacząć oszczędzać żywność. Wystarczy zmienić swoje nawyki i mniej jej marnować - wskazuje Sułkowski.
Statystycznie biorąc każdy Polak rocznie wyrzuca około 250 kg żywności. Gdyby chociaż o połowę ograniczyć ten proceder, można by wiele zaoszczędzić. Także finansowo.
- Dawniej w niemal każdym polskim domu, zanim rozkroiło się nowy bochen chleba, całowało się go i stawiało znak krzyża. Szanowało się żywność - podkreśla wiceprezes Sułkowski. - Teraz bez zająknięcia wyrzuca się chleb, czy inne niezjedzone produkty do kosza. Marnuje się dobrą żywność i pieniądze.
Ceny żywności rosną, a rząd szuka rozwiązań
Na wzrost cen produkcji narzekają wszyscy przedsiębiorcy. Podwyżki cen paliw, energii i gazu odczuli dużo mocniej niż odbiorcy indywidualni.
- Tak naprawdę dobijają nas ceny gazu oraz niedobór, a co za tym idzie wysokie koszty nawozów. Już jesienią ubiegłego roku suszenie zbóż, czy kukurydzy było droższe o 400 procent - wskazuje Mariusz Baścik, prezes Spółdzielczej Grupy Producentów Zbóż i Rzepaku Prof-Agro z Włosienicy. - Już byliśmy zmuszeni podnieść ceny, a niestety to nie koniec.
Przypomina, że pod koniec roku weszły kolejne podwyżki cen gazu. Teraz, przynajmniej u niego, koszt jest prawie 7-krotnie wyższy. Z kolei przedsiębiorcy zajmujący się przechowywaniem żywności wskazują, że średnio około 100 proc. więcej kosztuje też przechowywanie produktów w chłodniach.
Wzrostu cen nie mogło nie zauważyć ministerstwo rolnictwa. Zwłaszcza znaczących podwyżek nawozów, które oscylują w granicach 100-130 procent. Stąd też decyzja o przeznaczeniu prawie 4 mld zł z budżetu krajowego na dopłaty do zakupu nawozów. Rolnicy już mogą składać wnioski do ARiMR o dopłaty do zakupu nawozów w okresie od 1 września 2021 do 15 maja tego roku. Warunkiem uzyskania wsparcia jest posiadanie faktury.
- To choć trochę pomoże rolnikom ale nie obniży rosnących cen. Skoro rosną ceny zboża, to tak, jak w reakcji łańcuchowej, droższe będą pasze, mięso i generalnie wszystkie produkty żywnościowe - zauważa Urszula Nowogórska, posłanka Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Powodów do optymizmu nie dają najnowsze dane publikowane przez Główny Urząd Statystyczny. Ceny skupu podstawowych produktów rolnych wzrosły w marcu tego roku w stosunku do lutego o 15,9 proc. Porównując rok do roku to wzrost o 35,9 proc. Najbardziej wzrosły ceny zbóż, żywca wołowego i drobiu. Także ceny towarów poszybowały w górę o 4,1 proc. w stosunku do lutego, a o 11,6 proc. w skali roku. W tym odnotowano 2,4 proc. wzrost cen żywności. Biorąc pod uwagę te dane należy się spodziewać, że kolejne miesiące przyniosą kolejne podwyżki.
- Należy się spodziewać, że w przypadku galopujących wzrostu cen, rząd będzie reagował i uwalniał rezerwy - uważa Jan Duda, poseł Prawa i Sprawiedliwości, który jest członkiem Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. - W ten sposób może stabilizować rynek żywnościowy. Ale zapewniam, że w resorcie rolnictwa cały czas pracujemy nad różnymi rozwiązaniami problemów, które przyniosła nam wojna na Ukrainie.