Paweł Stachnik

Wojna o Falklandy, czyli awantura o małe wyspy na drugim końcu świata

CVDr Paweł Korzeniowski, historyk wojskowości z Uniwersytetu Rzeszowskiego, autor książki „Wojna o Falklandy” Fot. fot. archiwum rozmówcy CV
Dr Paweł Korzeniowski,

historyk wojskowości z Uniwersytetu Rzeszowskiego, autor książki „Wojna o Falklandy”
Paweł Stachnik

W maju 1982 roku wybucha wojna o Falklandy. Starcie dwóch armii oraz dwóch ustrojów - wojskowej dyktatury z demokracją. Rozmowa z dr. Pawłem Korzeniowskim, historykiem wojskowości z Uniwersytetu Rzeszowskiego, autorem książki "Wojna o Falklandy".

- Dlaczego władze Argentyny zdecydowały się w 1982 r. zająć Falklandy, co było równoznaczne z wojną z Wielką Brytanią?

- Z perspektywy Buenos Aires nie było to wcale równoznaczne z wojną. Politycy z tamtejszej junty wojskowej uznali, że Brytyjczycy nie będą w stanie odpowiedzieć militarnie. I o ile uda się zajęcie wysp przeprowadzić szybko, to potem sprawa ugrzęźnie w sporach dyplomatycznych. A im dłużej będą one trwały, to szansa na wojskową odpowiedź Londynu będzie mniejsza. Dla nas fakt, że wybuchła wojna jest dziś oczywisty, ale wtedy prawie nikt spośród argentyńskich decydentów poważnie nie brał tego pod uwagę. Co zaś do przyczyn konfliktu, to Argentyna była w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej i społecznej, poparcie dla junty malało. Rządzący zdecydowali się więc na najpewniejsze w takich sytuacjach rozwiązanie: małą, zwycięską wojnę. Ona zawsze konsoliduje społeczeństwo.

- Jaki był stosunek sił? Jaki poziom prezentowały obie armie?

- Na papierze Brytyjczycy mieli ogromną przewagę. Trzeba jednak wziąć pod uwagę sprawę teatru działań wojennych. Falklandy leżały na drugiej półkuli, a brytyjska armia była przygotowywana do wojny z siłami Układu Warszawskiego na terenie Europy. Większość jednostek stacjonowała w Niemczech Zachodnich, w ramach Armii Renu. Pojawił się problem ze skompletowaniem sił ekspedycyjnych. Z różnych garnizonów pościągano rozmaite jednostki. Na Wyspach Brytyjskich skompletowano 3. Brygadę Piechoty złożoną z trzech batalionów piechoty morskiej. Uzupełniono ją dwoma batalionami powietrznodesantowymi i to było wszystko, co mogła wystawić Wielka Brytania. Zaledwie pięć batalionów piechoty! Potem dodano jeszcze 5. Brygadę Piechoty, dwa bataliony gwardii i batalion Gurkhów. Z kolei argentyńska armia była spora i całkiem nowoczesna. Dysponowała bronią i sprzętem europejskiej czy amerykańskiej produkcji, w tym także produkcji brytyjskiej. W jej przypadku najlepsze jednostki stacjonowały przy granicy z Chile, z którym Argentyna była w konflikcie. Na Falklandy trafiły więc oddziały złożone z rekrutów o niższej wartości bojowej.

- Ważną częścią tej wojny były działania morskie. Jak przebiegały?

- Bez panowania na morzu Brytyjczycy w ogóle nie mogli marzyć o powrocie na wyspy. Z tym wiązała się też konieczność uzyskania panowania w powietrzu, bo bez jednego nie ma drugiego. Był z tym pewien problem, bo Royal Navy miała wtedy tylko dwa małe lotniskowce: stary HMS „Hermes” i najnowszy, więc jeszcze nie sprawdzony, HMS „Illustrious”. Walki powietrzno-morskie były intensywne. Chyba najważniejszym ich momentem było zatopienie 2 maja przez brytyjski okręt podwodny argentyńskiego krążownika „General Belgrano”. Przestraszeni Argentyńczycy wycofali resztę okrętów do portów, a flotę brytyjską atakowało odtąd tylko lotnictwo. Argentyńscy piloci byli świetnie wyszkoleni i potrafili zadawać Anglikom spore straty. Byłyby one jeszcze większe, gdyby nie notoryczne przypadki niewybuchów. Zatopili m.in. fregatę, niszczyciel i statek transportowy. W sumie podczas wojny zatopiono aż 13 jednostek obu stron.

- A jak wyglądały operacje lądowe?

- Konflikt lądowy rozpoczął się, gdy Brytyjczycy wylądowali 21 maja pod San Carlos na Falklandzie Wschodnim. Brytyjczycy wysadzali desanty i starali się odzyskać wyspy, pokonując argentyńskie garnizony. Główne działania rozegrały się na Falklandzie Wschodnim, czyli wschodniej części wysp; tam gdzie leży stolica archipelagu, Port Stanley. Argentyńczycy zachowywali się bardzo pasywnie, nie wykazywali inicjatywy, nie wychodzili poza swoje pozycje. Obie wyspy obsadzili garnizonami, co było strategicznym błędem, bo jak się potem okazało, na Falklandzie Zachodnim stacjonowało 2,5 tys. ich żołnierzy, którzy do końca kampanii nie oddali ani jednego strzału. Działania toczyły się głównie nocą, a Brytyjczycy systematycznie wyrzucali kolejne argentyńskie jednostki z ich pozycji.

- 14 czerwca Brytyjczycy zdobyli stolicę Falklandów - Port Stanley i wyspy zostały odzyskane. Jakie wojskowe wnioski wynikały z tej wojny?

- Brytyjska zawodowa armia pokazała swoją wyższość na argentyńską armią z poboru. Wyszkolenie, zaangażowanie i morale brytyjskich żołnierzy i oficerów było na wysokim poziomie. Konflikt pokazał też, jak kluczową rolę odgrywa logistyka. Anglicy byli w stanie zorganizować kilkumiesięczne działania na drugim końcu świata, gdzie najbliższą ich bazą zaopatrzeniową była Wyspa Wniebowstąpienia, leżąca 1,6 tys. mil morskich od teatru działań. A przecież trzeba było zapewnić żywność, paliwo, amunicję, mundury, lekarstwa i wszystko inne nie tylko dla całego zespołu morskiego, który tam operował, ale też dla 5 tys. ludzi, którzy walczyli na wyspach.

- Jakie były polityczne skutki konfliktu?

- W Argentynie zajęcie wysp wzbudziło falę entuzjazmu, ale ich utrata spowodowała odwrócenie się nastrojów o 180 stopni i niebawem junta straciła władzę. W Wielkiej Brytanii z kolei bardzo mocno wzrosła pozycja Margaret Thatcher. Sukces militarny premier potrafiła wyzyskać potem politycznie, wzmacniając notowania swego rządu.

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 5

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.