Maciej Kwaśniewski

Wokół filmu Marcina Koszałki. Biała odwaga historii

Kadr z filmu Biała odwaga Fot. materiały prasowe
Maciej Kwaśniewski

Mistrz światłocieni Marcin Koszałka zrobił, moim zdaniem, rewelacyjny film, może nawet na tle współczesnego polskiego kina wybitny. Zrobił film o wierności, zdradzie i górach, ale nie o Goralenvolku. Temu surowemu obrazowi, przypominającemu pięknie malowany komiks, szkodzą te wszystkie gadki o „odwadze obywatelskiej” twórców, „przemilczanym rozdziale naszej historii” i „rozdrapywaniu niezabliźnionych ran”. „Biała odwaga” na to nie zasługuje. Radzi sobie bez tych dyskusji

Kto miesza w filmie?

Zacznę jednak od tego, co powinno być marginesem chocholego tańca krytyków i speców od marketingu, którzy chcą na siłę wtłoczyć film w polityczny dyskurs. Przepis to nie nowy i dość wyświechtany. Mówi mniej więcej tak: znajdź „bulwers”, kontrowersję, która podzieli ludzi. Najlepiej, aby była podawana jako niepodlegająca dyskusji. Zgodność z faktami nie jest istotna. W medialnych narracjach fakty się nie liczą, ważniejsze są emocje, bezrefleksyjne powtarzanie tezy. Jedni wierzą w taką narrację, zachłystują się nią, inni oburzają na jej uproszczenia, a nawet kłamstwa. I jedni, i drudzy zaczynają się burzyć, a zainteresowanie sprawą, tym razem filmem „Biała odwaga” i Goralenvolkiem, rośnie.

Bo miał to być film o przyjęciu podczas II wojny światowej przez część górali „obywatelstwa góralskiego”, czyli wyrzeczeniu się Polski, i najgorszej zdradzie, czyli współpracy z Niemcami mordującymi za to, że Niemcem się nie jest.

Wybitny krytyk dziękuje twórcom za obywatelską odwagę zrobienia filmu w tych trudnych czasach. Cytat nie jest dosłowny, ale chodzi mniej więcej o to, że w ohydnym państwie PiS, które tłamsiło kino łańcuchami cenzury, Koszałce udało się zrobić tak odważny film. Odważny, czyli odkrywający „przemilczany i ukrywany” skrawek historii. Krytyk mówił to serio, nie zauważając, że za plecami wyświetla mu się napis, iż film był dotowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Państwowy Instytut Sztuki Filmowej.

Twórcy filmu mówią o „pierwszym takim filmie”, długo „przemilczanej tajemnicy”, którą odkrywają. Jest to ewidentna nieprawda. Od chwili procesu najbardziej aktywnych uczestników Goralenvolku sprawa ta żyje w literaturze historycznej czy drukowanych wspomnieniach. Monografia Wojciecha Szatkowskiego dotycząca tego fragmentu naszej historii liczy 700 stron, a popularne filmy na YouTube mają łącznie kilka milionów odsłon.

Trudno się też zgodzić z opinią reżysera, że jego film pokazuje rysę na „nieskazitelnym wizerunku” górali. Od 1858 r., czyli pierwszego przewodnika po Tatrach, jego autorka Maria Steczkowska już musi polemizować z nieprzychylnymi opiniami o pazerności górali, słów krytyki nie szczędzi im też jeden z twórców mitu zakopiańskiego, Stanisław Witkiewicz w słynnym „Na przełęczy”, nie milkną takie głosy w dwudziestoleciu międzywojennym, a ostatnia burza w sieci związana z „pazernym misiem” pokazuje, że mimo zaklęć młodopolskich poetów i samego Jana Pawła II (słynne słowa „Na was zawsze można liczyć”) górale wcale nie mają ustalonej reputacji. Podobnie jak Kaszubi, Ślązacy czy krakowianie, podobnie jak każdy z nas, kto może stać się obiektem krytyki.

W Tatrach, czyli wszędzie…

A teraz zapomnijmy o tym kontekście. Oderwijmy się od zgiełku codzienności. Stańmy pod rozgwieżdżonym tatrzańskim niebem i poczujmy zimny wiatr od gór. Naprawdę go czuć! Od pierwszej sceny, gdzieś głęboko w tatrzańskiej dolinie, w której na wyniesionym podium pojawiają się w góralskim tańcu nasi bohaterowie - dwaj bracia Zawratowie i Bronka. Już po oczach poznamy, że rodzi się tu dramat. Bronka i młodszy Jędrek Zawrat kochają się, ich seksualna inicjacja jest góralskim ślubem, ale interes i „zwyk” dwóch potężnych góralskich rodów nakazuje Bronce wyjść za Maćka Zawrata.

I tak rozpoczyna się ciąg fatalnych wypadków, który kieruje młodego Jędrka na drogę tragicznych wyborów. Wybucha II wojna światowa. W Zakopanem zjawiają się Niemcy poszukujący brakującego genetycznego ogniwa z gotową ofertą przystąpienia do narodu panów. Poza jednym zdaniem nie pada ani jedno słowo, że Jędrek, zostając góralskim führerem, wierzy w to, co mówią Niemcy. Widzi natomiast ich mordy i bestialstwo…

Tak, to film o miłości i zdradzie w czasie wojny. Historia uniwersalna. Mógłby dziać się wszędzie, w każdym zakątku Polski i świata, ale nie dla Marcina Koszałki - taternika, dla którego historia tego miejsca na ziemi jest szczególnie bliska. Ale nie kieruje nim sentyment, o nie! Z taternickiej pasji Koszałki pochodzi też tytuł filmu. Biała odwaga to magnezja, proszek używany przez wspinaczy do posypywania końcówek palców, co ma zwiększać pewność chwytów. Magnezja jest ersatzem idei, daje poczucie pewności, że wszystko udać się może.

Obraz świata

Marcin Koszałka dzieli się z nami obrazem swoich Tatr. To obraz surowy i zimny. To wysiłek wspinacza, walka z naturą. To górska śmierć. Film jest tak realistyczny, że niemal czujemy powiew schodzącej lawiny i chłód mroźnych powiewów wiatru. Może nie wszyscy zdają sobie sprawę, ale „Biała odwaga” to seria świetnie skrojonych, niemal teatralnych obrazów, czasem przypominających komiksowe klatki.

Nie zdziwiłbym się, gdyby reżyser był kiedyś miłośnikiem świetnego komiksu „Janosik” narysowanego przez Jerzego Skarżyńskiego. Koszałka działa na zmysły wystudiowanymi obrazami, oświetlonymi półcieniami z jasno zarysowanymi postaciami antagonistów - narada starszyzny góralskiej, obiad u gubernatora, rodowe pertraktacje, sceny w stajni, góralskie landszafty z postaciami ubranymi jak do kościoła czy w końcu wizyta Skaruchów u funkcjonariusza SS. To naprawdę estetyczne kino złożone z epickich rozdziałów - fizycznego spełnienia miłości, śmierci, wyborów ostatecznych. Zadziwiają kostiumy, łącznie z fantazyjnym mundurem góralskiego führera.

Trzeba też zwrócić uwagę na szumy, świsty, skrzypienia, oddechy. Nie wiem, na czym polega polska szkoła dźwięku, ale w większości filmów nie można odróżnić słów wypowiadanych przez aktora od akordeonu, a u Koszałki słychać nawet zapinanie guzika! Zwróćcie uwagę, jak oddychają w tym filmie Tatry, jak skrzypią góralskie chaty
.
Na osobną uwagę zasługują aktorzy. Po dwóch, trzech dekadach martwicy doczekaliśmy pokolenia młodych aktorów potrafiących zagrać wszystko. Trójka młodych bohaterów (Pławiak, Świeżewski, Drzymalska) i kilka postaci z tła (Gierszał, Stachowiak) to naprawdę dobrze zbudowane i wiarygodne postaci.

Kino przestworzy

Imponujące są sceny wspinaczki Jędrka Zawrata na krakowski kościół św. Józefa, a to tylko przygrywka do niemal monumentalnych obrazów wspinaczki na Kazalnicę Mięguszowiecką. Zdjęcia górskie krakowian Andrzeja Marcisza i Marcina Polara po ludzku zadziwiają. Obaj są wspinaczami, a Marcisz to człowiek, który wszedł na niemal wszystkie nazwane tatrzańskie szczyty, a mimo tego znajduje w sobie zachwyt, aby góry pokazać w kinie w sposób porywający. A więc ujęcia na ścianie, sceny z drona, prawdziwe lawiny schodzące na Czarny Staw i wspomniany już, niemal widoczny na ekranie, wiatr. Zdjęcia górskie realizowane przez Marcisza i Polara to zresztą osobna opowieść o tym filmie.
Bo Tatry to jeden z bohaterów filmu Koszałki. To miejsce, dokąd Jędrek udaje się w najważniejszych chwilach swojego życia, miejsce ostatecznych rozliczeń. W górskich jaskiniach chowają ciała swego rodu Zawratowie. W cieniu Tatr gaśnie historia Jędrka, co nie mógł się ożenić z Bronką, rodzi się niemal homerycka historia miłości. W ogóle najpiękniejszy motyw tego filmu to dojrzewająca miłość Bronki i Maćka Zawrata, który żeniąc się z nakazu ojca z dziewczyną brata, wychowuje jego dziecko.

Zdrada historii

Pod koniec filmu, niespodziewanie kradnie go aktorsko Adam Woronowicz, który jako oficer NKWD, przebierając się w mundur UB, obiecuje góralom to samo, co Niemcy, tylko w parszywej estetyce komunizmu.
Koszałka sam na siebie zastawił zdradliwą pułapkę. Skoro bez przerwy mówił o zmierzeniu się z historią, historia mierzy się z nim. Więc dyskutowanie o historycznych szczegółach w filmie nie powinno dziwić. Pokrótce. Góralom krzywdy nie robi. W filmie padają jednoznaczne deklaracje, że cała akcja Goralenvolku ponosi fiasko i ma znikome poparcie wśród górali, a podpisanie list przynależności do narodu góralskiego motywowane jest podłością.

Irytuje jednak podkreślana narodowa odrębność górali, łącznie z tym, że przychodzą jakieś „pany”, polskie, niemieckie czy sowieckie, a mieszkańcy Podtatrza żyją swoimi racjami. Oddział partyzantów przychodzący wymierzyć sprawiedliwość do rodziny Bronki jest jak stado wilków rozszarpujących owce w stadzie. Bardziej przypominają bandytów niż członków podziemia. Jednak scena, kiedy Jędrek na dziedzińcu niemieckiego więzienia i w towarzystwie esesmana dokonuje wyroku na dowódcy tegoż oddziału, budzi autentyczną grozę. Historycy, którzy badają te sprawy, twierdzą też, że Goralenvolk to czysty wymysł Niemców, a w warstwie fabularnej istnieją akcenty góralskiej odrębności i obcości wobec świata polskiego.

Podsumowując - dobre, bardzo dobre kino. Film jednak, przez swoje natręctwo fałszywego „odkrywania ukrywanych” faktów, wplątał się w niepotrzebną i szkodzącą mu dyskusję. Poszerza ona jednak naszą wiedzę.

Maciej Kwaśniewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.