Wszystko jest polityką. Paryż na nowej drodze
W Parlamencie Europejskim trwają ostatnie przymiarki do podziału na polityczne frakcje, do których zapiszą się partie działające w unijnych państwach. Geografia polityczna europarlamentu uległa zmianie w stosunku do poprzedniej kadencji. Prawica zyskała na sile, a lewica straciła; pozostaje otwarte pytanie, jaki wpływ będzie to miało na obsadę urzędów i podejmowane decyzje. Na politykę Unii będzie też wpływać zwycięstwo prawicy we Francji. Czy niebezpieczne plany skorumpowanych eurokratów uda się zatrzymać?
Sukces francuskiego Zjednoczenia Narodowego w pierwszej turze wyborów (druga już w niedzielę) zmobilizował cały europejski „główny nurt” do histerycznych apeli i hałaśliwych lamentów. Media piszą o „zagrożeniu dla demokracji” i ofensywie „skrajnej prawicy”, a alternatywą jest m.in. blok lewicy, który skupia towarzystwo od fanatycznych zielonych po komunistów różnej maści, wielbicieli Stalina, Trockiego czy Mao. Wyznawcy zbrodniarzy nie są zagrożeniem dla demokracji, a zwolennicy powstrzymania kolonizacji Europy przez nielegalnych migrantów to niebezpieczni „populiści”.
Jaka jest skala zwycięstwa Zjednoczenia Narodowego, to okaże się dopiero w drugiej turze, już dzisiaj jednak zarówno lewica, jak i zwolennicy prezydenta Macrona nawołują do tworzenia kordonu sanitarnego wokół partii Le Pen, czyli wszystkie partie pod wspólnym hasłem: żeby było jak było. Znamy to dobrze z Polski.
Tymczasem francuska prawica zapowiada szeroki program społeczny, w tym obniżenie podatku VAT za energię z 20 do 5,5 procent, obniżenie wieku emerytalnego, wprowadzenie podatku od majątku, ulgi podatkowe dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci, zwolnienie z podatku dochodowego osób poniżej 30. roku życia, nieoprocentowane kredyty dla młodych par kupujących mieszkanie, umorzenie części kredytu dla rodzin z trójką dzieci itp. Taki program oraz zapowiedź zmiany polityki imigracyjnej, wsparcie dla krajowego rolnictwa, a także obrona suwerenności Francji przed zakusami brukselskiej biurokracji zyskują prawicy licznych zwolenników.
W nowej kadencji europarlamentu można mieć nadzieję, że projekty, które mają uczynić Europę niekonkurencyjną i osłabioną gospodarczo, w końcu wylądują w brukselskich koszach. Groźniejsze jest jednak dążenie do tworzenia jednego europejskiego państwa przez zabieranie kolejnych kompetencji państwom członkowskim i narodowym parlamentom. Dotyczy to polityki bezpieczeństwa, ochrony granic, zdrowia, podatków czy edukacji. Jest oczywiste, że sukcesy partii narodowych w państwach Unii Europejskiej przesądzą o zatrzymaniu procesu budowy superpaństwa zarządzanego z Brukseli i Berlina, a pozwolą powrócić do idei Unii jako organizacji suwerennych państw.