Wychowawca molestował mojego syna!
Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu oskarżyła Dariusza K. o molestowanie podopiecznych. Afera wstrząsnęła całym miastem. Mężczyzna przez 15 lat pracował z dziećmi oraz młodzieżą
Dariusz K. był znanym i szanowanym opiekunem dzieci w świetlicy środowiskowej na os. Zasole w Oświęcimiu. Przez 15 lat pracował z młodzieżą. Informacja o jego zatrzymaniu zaszokowała wszystkich.
- Zachowywał się normalnie. Nikt nie podejrzewał go o takie rzeczy - mówi Michał Chrzan, prezes Stowarzyszenia „Szansa”, które prowadzi świetlicę na Zasolu. To tam miał rozgrywać się dramat chłopców.
Dotarliśmy do rodziny jednego z pokrzywdzonych. Rodzice opowiedzieli nam o tym, co Dariusz K. miał robić z ich 13-letnim synem za zamkniętymi na klucz drzwiami. Ich relacja jest wstrząsająca. Człowiek, któremu ich syn ufał, niespełna rok temu zaczął zabierać go na „indywidualne rozmowy”. Według relacji 13-latka wychowawca obmacywał go po miejscach intymnych i przy tym wmawiał mu, że to dla jego dobra. Miał to robić też z drugim chłopcem. - Syn opowiedział mi o tym tylko raz. Cały czas przy tym trząsł się i płakał - mówi jego mama. Chłopiec chce o tych wydarzeniach zapomnieć. Na samo wspomnienie wszystko do niego wraca i przeżywa ten koszmar od nowa.
Niestety niewykluczone, że wkrótce jeszcze raz będzie musiał opowiedzieć o tym, co robił mu Dariusz K. Jak mówią rodzice chłopca, obrońca oskarżonego wnioskuje o ponowne przesłuchanie 13-latka. - Dla niego to może być nie do zniesienia - obawia się matka.
Wychowawca miał krzywdzić dzieci. Żona nie wierzy, że mógł to zrobić...
13-letni Michał jest jak każdy inny nastolatek. Po szkole lubi iść na łyżwy, posiedzieć z kolegami na ławce w parku. Jego mama Danuta wie jednak, że w środku kipi w nim wściekłość. Jak przyznaje, jest ofiarą pedofila. Chyba nigdy się z tego nie otrząśnie.
Adwokat rodziny niedawno wspomniał matce, że Michał prawdopodobnie będzie musiał jeszcze raz być przesłuchany w sprawie przeciwko Dariuszowi K. podejrzanemu o skrzywdzenie chłopca. Kobieta chciała synkowi przekazać to na spokojnie.
- Nie dał mi nawet zacząć. On od razu wiedział, o czym chcę mówić. Wpadł we wściekłość, krzyczał - mówi kobieta. I tak jest za każdym razem, gdy ktoś lub coś mu przypomni o tym, co działo się w świetlicy środowiskowej na Zasolu.
Ponowne przesłuchanie może zostać przeprowadzone tylko wówczas, gdy pojawią się nowe istotne okoliczności w sprawie.
- To sędzia o tym decyduje, po zapoznaniu się z argumentami obrońcy - tłumaczy Maria Keller-Hamela z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę i dodaje, że ważne jest, by dziecku przy tym nie zrobić krzywdy.
Mama Michała twierdzi, że chłopak opowiedział już o wszystkim i nie ma nic nowego do dodania. Boi się o syna. Mocno przeżył dwa przesłuchania, podczas których musiał mówić o tym, co działo się w świetlicy. Po nich przez kilka tygodni budził się w nocy z krzykiem. Śnił np., że opiekun chce go zabić.
Miesięczna gehenna
Koszmar Michała wyszedł na jaw w lutym tego roku. Pewnego dnia pani Danuta musiała pójść na miasto, by załatwić kilka swoich spraw. Wiedziała, że szybko nie wróci. Nie chciała zostawiać syna samego w domu.
- Mówię do Michała: idź do świetlicy. Syn popatrzył na mnie takim przerażonym wzrokiem, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak - opowiada kobieta.
Normalnie by się zdenerwowała, że nie synek chce jej słuchać, ale spokojnie usiadła i zaczęła rozmowę. - Dlaczego nie chcesz tam iść? - zapytała. Wtedy Michał rozpłakał się i opowiedział, co się tam dzieje.
Dariusz K. miał zabierać go do swojego gabinetu - jak mówił - by sprawdzić, czy prawidłowo dojrzewa. Z relacji chłopca wynika, że przez miesiąc, dwa razy w tygodniu obmacywał go po jego intymnych częściach ciała. Na początku wkładał mu ręce w majtki. Potem kazał się rozbierać od pasa w dół i nachylać. Robił przy tym zdjęcia i kręcił komórką filmiki. I dotykał chłopca w sposób, w który on nie chciał być dotykany.
Matka Michała sama nie wie, co jeszcze musiał znosić jej syn, bo tylko ten jeden raz z nim o tym rozmawiała. Była w takim szoku, że nie pamięta wszystkiego. W pierwszych odruchu chciała biec do świetlicy, by policzyć się z Dariuszem K. Zrobiła jednak rodzinną naradę.
- Bliscy mnie na szczęście powstrzymali. Tłumaczyli, że i tak mu nic nie zrobię, a ostrzegę go i ten bydlak ukryje dowody - opowiada.
- Zabiłaby gnoja, a siedziała za człowieka - komentuje ojciec Michała, przysłuchując się rozmowie.
W efekcie kobieta poszła na policję i złożyła zeznania. Następnego dnia do świetlicy weszli mundurowi i zabrali Dariusza K. na przesłuchanie. Po nim odzyskał wolność, jednak nie na długo. Następnego dnia został zatrzymany. Na wniosek policji i prokuratury sąd zastosował wobec niego środek zapobiegawczy w postaci aresztu tymczasowego.
Za zamkniętymi drzwiami
W październiku rozpoczął się proces Dariusza K. Prokuratura na podstawie zebranych dowodów postawiła mu cztery zarzuty. Dwa z nich dotyczą doprowadzania do tzw. innych czynności seksualnych dwójki chłopców, kolejne dwa utrwalania oraz posiadania treści pornograficznych.
Drugim chłopcem był 14-latek, kolega Michała. Dariusz K., przez podopiecznych nazywany „dyrektorem”, prowadził z nimi „indywidualne spotkania”. Drzwi zamykał od środka. - Tak, że Michał nie miał gdzie uciec - opowiada jego matka. Dokładnie zasuwał też zasłony, by przypadkiem żaden ze współpracowników nie zobaczył, co się tam dzieje.
Na osiedlu, gdzie jest świetlica, ludzie zastanawiają się, czy nie ma więcej pokrzywdzonych w ten sposób dzieci. Dariusz K. przez kilka lat pracował w tym samym miejscu.
- I zaczął swój chory proceder uprawiać akurat teraz? - pyta Zenon Michałek, mieszkaniec Oświęcimia. Podobnie myśli wielu ludzi z osiedla.
Dariusz K. należał do zespołu interdyscyplinarnego gminy Oświęcim na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Na pierwszy rzut oka był zwyczajną osobą, choć nieraz dziwnie się zachowywał. - Zdarzało się, że jak ktoś mu podpadł, to wskazywał go palcem i cedził przez zęby: Ty jesteś już martwy - wspomina jedna z byłych podopiecznych świetlicy. Zazwyczaj ubierał się na czarno, przypominając strojem księdza.
- Nie wzbudzał naszych podejrzeń - zapewnia z kolei Michał Chrzan, prezes Stowarzyszenia „Szansa”, które prowadzi świetlicę na Zasolu.
Dariusz K. ma żonę i dwie małe córeczki. - Żona była na pierwszej rozprawie ze swoją matką. Nie wiem w sumie, po co przyszła. Wspierać go, czy zapytać, dlaczego to zrobił? - opowiada pani Danuta. - Jak on przechodził przez korytarz, to nawet na niego nie spojrzała - dodaje jej córka, starsza siostra Michała. Jak mówią znajomi rodziny Dariusza K., jego żona nie wierzy w to, że on mógł robić takie rzeczy.
Zmiany w świetlicy
W świetlicy na Zasolu dzieci nadal mają zajęcia plastyczne, odrabiają lekcje, bawią się. Po aferze miasto Oświęcim, które wspólnie z gminą dotuje jej działalność, wzięło pod lupę wykształcenie, kwalifikacje pracowników i warunki lokalowe. Tylko tyle może sprawdzić.
- Kontrola pod tym względem wykazała, że świetlica jest prowadzona prawidłowo - mówi Katarzyna Kwiecień z oświęcimskiego magistratu.
Z pracy świetlicy zrezygnowały dwie osoby, jednak jak zapewnia Michał Chrzan, nie miało to związku z aferą. Pracownicy świetlicy zapewniają, że dzieci nadal chętnie tu przychodzą. Nie zmniejszyła się ich liczba.
Za popełnione czyny Dariuszowi K. grozi kara do 12 lat pozbawienia wolności.
(Imiona pokrzywdzonych zostały zmienione).