Wydanie wyroku należy do sędziego

Czytaj dalej
Fot. Lech Klimek/archiwum
Halina Gajda

Wydanie wyroku należy do sędziego

Halina Gajda

- Stała się wielka tragedia, ale to był nieszczęśliwy wypadek - twierdzi Marian Świerz, dyrektor szpitala w Gorlicach.

Karolinka, córka Magdaleny i Mariusza Romaniaków przyszła na świat 16 listopada minionego roku. Urodziła się tuż po godz. 9 przez cesarskie cięcie, w gorlickim szpitalu. Dostała dziesięć punktów w skali Apgar. Po pierwszym kontakcie z mamą została przeniesiona na salę obserwacyjną. Kilkanaście godzin później dziewczynka zmarła. Na wniosek rodziców prokuratura wszczęła postępowanie wyjaśniające w tej sprawie.

- To był nieszczęśliwy wypadek - tak Marian Świerz, dyrektor gorlickiego szpitala określa to, co stało się 16 listopada minionego roku na oddziale noworodków,
archiwum prywatne Karolinka przyszła na świat 16 listopada w gorlickim szpitalu

O tym, co wydarzyło się feralnego dnia na oddziale noworodków rozmawiamy z Marianem Świerzem, dyrektorem gorlickiego szpitala.

Część gorliczan twierdzi, że przez niedbałość doprowadziliście do śmierci dziecka. Czuje się Pan za to odpowiedzialny?

Jeśli chce pani wydawać wyroki, zanim zrobi to prokuratura czy sąd, nie będę z panią rozmawiał.

Uważa Pan, że nic się nie stało?

Nie uchylamy się od odpowiedzialności. Stała się wielka tragedia i nawet trudno mi sobie wyobrazić, co czują rodzice. Wszystko, co wydarzyło się tego dnia na oddziale, nie było i nie jest też obojętne dla personelu. Dla mnie również, ale absolutnie nie mogę się zgodzić na twierdzenie, że zabiliśmy dziecko. Uważam, że był to nieszczęśliwy wypadek. Takie się niestety zdarzają i to częściej niż mogłoby się wydawać - statystyki mówią, że bez określonej przyczyny w ciągu pierwszej doby umiera od 3 do 113 dzieci na sto tysięcy urodzonych.

Próbowaliście chociaż wyjaśnić okoliczności zdarzenia?

Oczywiście, że tak. Wewnętrzna kontrola nie dała jednak jednoznacznej odpowiedzi. Mam nadzieję, że uzyskamy ją dzięki śledztwu, prowadzonemu przez krakowską prokuraturę.

Czy prawdą jest, że dziecko po urodzeniu i po pierwszym kontakcie z matką zostało przeniesione na salę obserwacyjną i leżało tam przez trzy godziny bez jakiegokolwiek nadzoru ze strony personelu?

To wierutna bzdura, a właściwie kłamstwo! Córka państwa Romaniaków trafiła na salę obserwacyjną tak, jak każdy zdrowy maluch, który przyszedł na świat. Dziewczynka w chwili narodzin dostała dziesięć punktów w skali Apgar. Nie działo się nic, co mogłoby świadczyć, że może się jej nagle pogorszyć. Potwierdziła to matka w przeprowadzonym wcześniej wywiadzie. Nie było potrzeby umieszczania noworodka na salach intensywnej terapii czy patologii, bo tam trafiają maluchy chore lub z podejrzeniem różnych nieprawidłowości. W tym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Sposób opieki nad najmłodszymi pacjentami nie jest naszym wymysłem, cała procedura jest szczegółowo opisana w ministerialnych rozporządzeniach, które rygorystycznie przestrzegamy. Mogę o tym zapewnić.

Padł jednak zarzut, że do ich córki długo nikt nie zaglądał.

Nieprawda. Pielęgniarki wielokrotnie podchodziły do dziewczynki, gdy leżała na sali obserwacyjnej, by sprawdzić jej oddech, zabarwienie skóry, kikut pępowinowy, oddanie smółki.

A może macie po prostu za mało personelu?

W żadnym razie. Wymagania co do obsady, kwalifikacji personelu i jego liczby spełniamy w stu procentach. W przeciwnym razie nie dostalibyśmy kontraktu.

Kto i kiedy dostrzegł, że z dzieckiem dzieje się jednak coś niedobrego?

Kilka minut przed tym, jak stan dziewczynki nagle się pogorszył, we wspomnianej sali był lekarz radiolog i pielęgniarka, którzy robili kontrolne USG innemu maluchowi. W tym czasie z córką państwa Romaniaków nie działo się z nic złego. Gdy chwilę potem pielęgniarka ponownie weszła na salę na kolejną rutynową kontrolę, od razu zwróciła uwagę, że dziewczynka jest sina. Natychmiast zaczęła reanimację. W tym czasie druga wezwała lekarzy. Ci niezwłocznie przejęli akcję ratunkową. Skutecznie, więc trudno mówić o tym, że dziecko było długo niedotlenione.

Po programie telewizyjnym trudno nie mieć wrażenia, że część nagrania z akcji reanimacyjnej mogła zostać skasowana. Co rzeczywiście zarejestrowały kamery?

Właśnie, nagranie! To kolejna sprawa, w której nie mogę się zgodzić z wystawioną nam oceną. Otóż na sali obserwacyjnej, w której przebywało dziecko, nie ma monitoringu, więc ojciec nie mógł widzieć obrazu na żadnym monitorze. Kamery owszem są, ale na salach intensywnej terapii oraz patologii noworodka. Są bardzo pomocne, gdy stan leżących tam dzieci jest stabilny. Po prostu, pielęgniarki, które muszą wypełnić dokumentację medyczną w punkcie na korytarzu, mają cały czas podgląd, co dzieje się na sali. Zasięg kamery ustawia się ręcznie, w zależności od tego, ile dzieci tam przebywa. Bywa, że obejmuje całą salę, ale zdarza się i tak, że skierowana jest tylko na jedno łóżeczko. Gdy dziewczynka trafiła na tę salę, na dalsze leczenie po reanimacji, nikt nie myślał o ustawianiu monitoringu, tylko o ratowaniu dziecka. Stąd na nagraniu widoczna jest tylko część respiratora oraz nogi personelu.

- To był nieszczęśliwy wypadek - tak Marian Świerz, dyrektor gorlickiego szpitala określa to, co stało się 16 listopada minionego roku na oddziale noworodków,
Lech Klimek M. Świerz: - Zostaliśmy publicznie osądzeni i skazani, zanim sprawę wyjaśnił prokurator

W takim razie, czy na sali z kamerami były inne dzieci?

Jedno, ale gdy zaczęła się akcja ratunkowa córki państwa Romaniaków, zostało przewiezione na inną salę. Kamera została w poprzednim położeniu. Wszystkie nagrania, którymi dysponowaliśmy, od momentu przeniesienia noworodka na salę intensywnej terapii do wyjazdu w karetce do Krakowa, zostały w całości przekazane prokuratorowi i przez niego zabezpieczone.

Każde dziecko na oddziale noworodków ma swoją kartotekę, w której odnotowywane są również karmienia, ich pory i ilości. Czy w karcie dziewczynki był zapis o podaniu pokarmu?

W dokumentacji medycznej nie ma informacji o karmieniu dziewczynki. Co więcej, gdy konieczne jest karmienie nowo narodzonych dzieci sztucznymi mieszankami, matka musi wyrazić na to zgodę. Takiej też nie ma w naszej dokumentacji.

W pewnych sytuacjach klinicznych wskazana jest wentylacja ręczna

Skąd więc treść pokarmowa w oskrzelach dziecka? Tę odkrył biegły w trakcie sekcji.

Każdy noworodek w chwili przyjścia na świat ma w żołądku wody płodowe, które po prostu połyka w okresie prenatalnym. Obecność treści pokarmowej w oskrzelach nie jest równoznaczna z zachłyśnięciem się dziecka.

Mogła się ona tam dostać np. w czasie akcji reanimacyjnej. Między innymi na to pytanie ma odpowiedzieć prowadzone śledztwo.

A może nie doszłoby do tragedii, gdyby respirator na sali był sprawny?

Czemu zakłada pani, że był niesprawny?

Ojciec dziecka mówił, że pielęgniarki próbowały go uruchomić, co może sugerować, że nie był sprawny…

Respirator był i dalej jest sprawny. Przegląd techniczny tego konkretnego urządzenia został przeprowadzony 12 sierpnia 2016r. przez serwis zewnętrzny. Cały nasz sprzęt ma aktualne przeglądy techniczne. Są one wykonywane zgodnie ze wszystkimi zaleceniami producenta. Noworodek był podłączony do respiratora, jednak po pewnym czasie, ze względu na spadek saturacji, konieczne było przeprowadzenie ręcznej wentylacji.

W pewnych sytuacjach klinicznych, dla uzyskania lepszych parametrów oddechowych, lepiej jest prowadzić wentylację ręcznie i tak stało się w tym przypadku. Mimo tego wentylacja była utrzymywana na poziomie zapewniającym saturację do 99 procent.

Dlaczego po przywróceniu akcji serca, dziecko nie zostało natychmiast przewiezione do specjalistycznego szpitala?

Decyzja o transporcie zapadła natychmiast, gdy dostaliśmy zapewnienie o przyjęciu go na Oddział Intensywnej Terapii Noworodków w Centrum Medycznym Ujastek w Krakowie. Do przewozu noworodków służą specjalne karetki neonatologiczne, takie karetki „N”. W całej Małopolsce są takie raptem trzy. Przy czym ta z wojewódzkiej stacji pogotowia w Krakowie była w trasie do Nowego Targu. Druga, która stacjonuje w Prokocimiu, stała uszkodzona u mechanika. Trzecia, z prywatnej placówki w Sączu była dostępna i to ją wezwaliśmy.

Trzeba było wezwać helikopter…

Kolejny mit, że szpital nie wezwał na pomoc śmigłowca ratunkowego. Pogotowie lotnicze w Małopolsce nie ma możliwości transportu noworodków i nie wykonuje takich zadań. Został nam tylko transport drogowy. By jak najszybciej przewieźć dziecko do Krakowa, o godz. 13.42 zadzwoniliśmy do ordynatora Oddziału Noworodków Medicor w Nowym Sączu, który jest filią Centrum Medycznego Ujastek. Poinformowaliśmy lekarza o stanie dziecka i potrzebie bardzo pilnego transportu. Dokładnie osiem minut później dostaliśmy akceptację. Karetka jednak nie nadjeżdżała, więc o 15:25 ponownie zadzwoniliśmy do Nowego Sącza z ponagleniem. Zespół transportujący przyjechał na oddział o godz. 16.05. Stan dziewczynki był wówczas ciężki, ale stabilny. Z naszej strony zrobiliśmy wszystko, by zorganizować jak najszybciej bezpieczny transport tego dziecka do Krakowa.

Na sali obserwacyjnej, na której leżało dziecko, nie ma monitoringu

A może dobrze byłoby mieć taką karetkę na stanie? W końcu, co roku rodzi się u nas około tysiąca dzieci.

Chcieć, nie zawsze oznacza móc. Mieć karetkę to jeszcze nie sukces. Trzeba dostać na nią kontrakt z Narodowego Funduszu Zdrowia no i mieć kadrę lekarską, czyli neonatologów. Wbrew pozorom, tak specjalistyczny transport nie jest zbyt często wykorzystywany. Owszem, wszyscy uważają, że te trzy zespoły N, które są w Małopolsce, to za mało. Tyle tylko, że z naszego, gorlickiego poziomu nie mamy na to żadnego wpływu.

Próbowaliście dociekać, dlaczego przyjazd transportu z Nowego Sącza zajął ponad dwie godziny?

Jest to właściwie poza naszą kompetencją i możliwościami, z tego co wiem, prokuratura prowadzi działania wyjaśniające również w tym zakresie.

Opinia publiczna wydała wyrok, nie boi się Pan konsekwencji - braku pacjentek, chcących rodzić w Gorlicach z obawy przed pobytem ich dziecka na oddziale noworodków?

Mam świadomość, że przedstawianie w mediach wersji tylko jednej strony może uderzyć w szpital. W tej sprawie toczy się śledztwo, a państwo Romaniakowie i niektóre media bezpardonowo wskazują winnych i wydają wyroki. Przeraziła mnie skala nienawiści, która przetoczyła się przez internet. Pijany kierowca, który zabije kilka osób czekających na przystanku autobusowym, spotka się z ułamkiem tej nienawiści i potępienia, co pracownicy szpitala - świat zwariował! Personel oddziału przyjął kilkadziesiąt tysięcy porodów. Najmniejsze dziecko, które przyszło u nas na świat, ważyło zaledwie 900 g i po okresie koniecznej hospitalizacji wyszło szczęśliwie do domu. Jakoś nikt dzisiaj nie chce pamiętać, że pomogliśmy tysiącom maluchów. Nasi pracownicy codziennie, jak najlepiej starają się nieść pomoc, a cały wysiłek i poświęcenie zostały ocenione tylko przez pryzmat tego nieszczęśliwego zdarzenia. Zostaliśmy publicznie osądzeni i skazani, zanim sprawę wyjaśnił prokurator. To krzywdzące.

- To był nieszczęśliwy wypadek - tak Marian Świerz, dyrektor gorlickiego szpitala określa to, co stało się 16 listopada minionego roku na oddziale noworodków,
Andrzej Banaś Prof. zw. dr hab. n. med. Ryszard Lauterbach, kierownik oddziału klinicznego neonatologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie

Pulsokrymetr - dobrą praktyką?

Czy obowiązujące przepisy i standardy opieki okołoporodowej obligują szpital do zapewnienia przez personel medyczny oddziału noworodków, ciągłego, 24-godzinnego monitoringu zdrowego dziecka, które przyszło na świat i przebywa na sali obserwacyjnej dla zdrowych maluchów? Czy w takim miejscu, obserwacja powinna być prowadzona na takich samych zasadach, jak w przypadku intensywnej terapii. Jakie przepisy to regulują?

Pozostawienie dziecka po urodzeniu bez opieki pielęgniarskiej jest możliwe tylko w chwili, gdy pozostaje ono w towarzystwie matki (i ewentualnie ojca) w systemie roominginn. Matka ma jednak możliwość wezwania pomocy (zdalnie) w sytuacji jakiegoś zagrożenia, czy niepewności co do stanu dziecka. Bezpośrednio po urodzeniu maluch w obecności rodziców pozostaje przez dwie godziny. Położna, która przyjęła poród lub aktualnie dyżurująca w sali porodowej pomaga w tym czasie rodzicom w sytuacji niepewności czy zagrożenia. Przed 2-3 laty zdarzył się przypadek niedotlenienia dziecka w czasie takiej rodzicielskiej opieki. Od tej chwili wydałem zalecenie, by przez pierwsze dwie godziny, a więc w czasie pierwszego kontaktu z rodzicami, stosować monitor saturacji hemoglobiny i akcji serca - pulsoksymetr. To pozwala wykluczyć ewentualną zbyt późną reakcję rodziców na nieprawidłowości w stanie klinicznym noworodka. Nie znam natomiast konkretnych paragrafów, które jednoznacznie formułują takie zalecenia. To oczywiste, że noworodek nie powinien pozostawać sam bez jakiegokolwiek nadzoru nawet przez przysłowiową chwilę. Jeżeli nie ma rodziców, to taki nadzór pełni pielęgniarka czy położna ewentualnie lekarz, jeżeli w danym momencie pielęgniarki są zajęte innymi czynnościami. Jeżeli stan kliniczny jest dobry, to monitorowanie podstawowych objawów życiowych nie jest potrzebne, pod warunkiem, że pielęgniarki lub położne znajdują się w takiej odległości od dziecka, aby można było go ocenić.

- To był nieszczęśliwy wypadek - tak Marian Świerz, dyrektor gorlickiego szpitala określa to, co stało się 16 listopada minionego roku na oddziale noworodków,
Joanna Urbaniec Aleksandra Kwiecień, rzeczniczka prasowa krakowskiego oddziału NFZ

Nie ma przepisu o ciągłej obserwacji zdrowego dziecka

Przez pierwsze 12 godzin życia noworodka lekarz specjalista w dziedzinie neonatologii lub pediatrii, w obecności matki lub ojca, wykonuje poszerzone badanie kliniczne, obejmujące w szczególności: ciepłotę ciała, zabarwienie powłok skórnych, wydolność oddechową (tor oddychania, częstość oddechów, zaburzenia oddychania), stan świadomości, napięcie mięśni i aktywność ruchową.

Jeżeli w trakcie badań zostają stwierdzone zaburzenia, które mogą stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia dziecka, należy go niezwłocznie przekazać do oddziału patologii noworodka odpowiedniego do potrzeb zdrowotnych malucha.

Przez pierwsze 48 godzin po urodzeniu się dziecka, należy przeprowadzać regularną ocenę jego stanu ogólnego, w tym zabarwienia skóry, stanu nawodnienia oraz wypróżnień. Obecnie obowiązujące przepisy nie wskazują obligatoryjnie, aby szpital musiał zapewnić ciągłą, 24-godzinną i nieprzerwaną obserwację zdrowego noworodka, przebywającego na sali obserwacyjnej dla zdrowych dzieci.

Halina Gajda

Moja praca to przede wszystkim ludzie. Z małych społeczności, wiosek z dala od centrum powiatu, a jeszcze dalej od wielkich miast. Ich kłopoty, troski, radości – dla jednych banalne, dla nich o wielkiej wadze. Czasem jest to dziura w drodze, innym razem choroba kogoś bliskiego albo po prostu wnuk, który wygrał ważną olimpiadę. W każdej sytuacji staram się być blisko nich. Wszyscy oni już na zawsze zostają w pamięci. Widujemy się później na ulicy. Skinienie głową, dzień dobry, cześć - zwykłe gesty, ale dla nas ważne. Bo pamiętamy o sobie.

https://gorlice.naszemiasto.pl/ropica-polska-pomidorowo-paprykowe-krolestwo-w/ar/c1-8961077


https://gorlice.naszemiasto.pl/konrad-byl-pod-opieka-domowego-hospicjum-ktore-doplacalo-do/ar/c8-4686117


https://gorlice.naszemiasto.pl/tosia-kluk-wrocila-do-domu-udalo-sie-oddycha-juz-bez-rurki/ar/c1-7475883


https://gorlice.naszemiasto.pl/zagorzany-mloda-architektka-aleksandra-klinska-na-bazie/ar/c1-8972887?utm_source=facebook.com&utm_medium=gorlice-nasze-miasto&utm_content=fakty-i-opinie&utm_campaign=zagorzany-mloda-architektka-aleksandra-klinska-na-bazie&fbclid=IwAR3q_y8POS7BW_w9QyiDbaC2jx1mKxt-7ZsKb4rJfaA0lpS5y_VOQv2kLZE


 


Przez te kilkanaście lat pracy w Polska Press nie jeden raz zdarzyło mi się płakać z bezsilności, ale też śmiać się do łez. Nie boję się przyznać do słabości, ale mam też dystans do siebie. Szczególnie, gdy potrzebna pomoc komuś słabszemu, choremu, mniej zaradnemu. Wtedy robienie „wariata” przychodzi mi bez trudu. 

A na co dzień? Cóż, jestem amatorką mocnej kawy i wszystkiego, co ananasowe. Znajomi twierdzą, że tropikalny owoc jest najlepszą u mnie walutą. Pichcę w domowym zaciszu w ilościach znacznie przekraczających możliwości domowników. Dla ukojenia emocji wkładam na uszy słuchawki i odpalam płytę Zbigniewa Preisnera.


 


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.