Agaton Koziński

Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii jak trzęsienie ziemi [rozmowa]

Agaton Koziński

Rozmowa „Gazety Pomorskiej“ z Charlsem Grantem, założycielem i dyrektorem londyńskiego ośrodka analitycznego Centre for European Reform, o konsekwencjach Brexitu.

Kogo zaboli głowa po referendum o wyjściu Wlk. Brytanii z Unii?
Dziś trudno przewidzieć, ale sondaże pokazują rosnącą przewagę zwolenników Brexitu. Szacują ich szanse na zwycięstwo na 60-65 proc.

Wysoko.
Dwa tygodnie temu doszło do zwrotu w sondażach. Wcześniej nieznacznie, ale stale prowadzili w nich zwolennicy pozostania w Unii. Ale od kilkunastu dni górą są Brytyjczycy opowiadający się za Brexitem.

Jaka fala ich niesie?
Zwolennicy wyjścia z Unii odwołują się do kwestii migracji. To jest temat, który obóz Bremain wpędza w zakłopotanie, oni sami nie wiedzą, co powiedzieć w tej sprawie. W ostatnich dniach Partia Pracy próbowała przełamać ten impas i zmobilizować swoich wyborców, ale wyglądało to niewiarygodnie, gdyż lider tego ugrupowania wcześniej podzielił swoich zwolenników wypowiedziami na temat migrantów, mówiąc, że potrzebne są ostrzejsze regulacje w tej sprawie. Dziś laburzyści są podzieleni w najważniejszych kwestiach, takich jak choćby migracja, więc mają poważne problemy z mobilizowaniem własnych wyborców.

Tyle że żadna z kwestii nie pojawiła się ostatnio. To stare problemy, tymczasem sondaże w Wielkiej Brytanii przechyliły się nieoczekiwanie na rzecz Brexitu. Co było tego powodem?
Po części to kwestia zmiany strategii - zwolennicy Brexitu w ostatnich dniach zaczęli dużo większą wagę przywiązywać do kwestii migracji niż wcześniej. Nowego paliwa dostarczyła im niedawna umowa między UE i Turcją. Obóz Brexitu twierdzi, że Turcja niedługo dołączy do Unii, a w ten sposób tysiące muzułmanów zyska prawo swobodnego przemieszczania się po Europie. Brytyjczycy się tego autentycznie obawiają.


"Może to pomoże wrócić do kraju?" Polacy na Wyspach spokojnie czekają na wynik referendum ws. "Brexitu"

To wystarczyło do zmiany?
Oddzielna sprawa to wiarygodność polityków zaangażowanych w kampanię - zwłaszcza tych po stronie obozu Bremain. Powszechnie uważa się, że przesadzają w swoim straszeniu. Poza tym Brytyjczycy bardziej ufają zwolennikom Brexitu: Borisowi Johnsonowi, Michaelowi Gove’owi i Nigelowi Farage’owi. Ludzie im wierzą, ponieważ ci politycy są bardziej charyzmatyczni. To taki typ polityków, z którymi wyborcy chętnie spotkaliby się w pubie przy piwie. Są przeciwieństwem obecnie rządzących elit, które są postrzegane jako aroganckie i oderwane od rzeczywistości.

Zaskakuje mnie pan. Z perspektywy Polski David Cameron to chyba najlepszy premier we współczesnej Europie. Nie bał się przeprowadzić trudnych reform. Brytyjczycy mu zaufali. Czemu teraz widzą w nim aroganta?
Długo wydawało się, że Cameron to odnoszący sukcesy polityk. Ale wygląda na to, że popełnił błąd z kampanią wokół referendum. Od samego początku wszystko idzie z nią nie tak. Przede wszystkim nikt do końca nie wie, jakie mogą być konsekwencje Brexitu. Większość ekspertów twierdzi, że odbije się to negatywnie na PKB, podają wyliczenia, które są mało czytelne. A nikt na przykład nie policzył i nie podał prostego komunikatu, na przykład każda brytyjska rodzina po wyjściu z UE straci 4300 funtów rocznie.

Jak pan ocenia sposób, w jaki Bruksela włącza się w kampanię referendalną na Wyspach?
Próby federalizacji Europy blokują przede wszystkim Francja i Niemcy, które nie potrafią uzgodnić, co tak naprawdę ma ona oznaczać. Natomiast jestem przekonany, że wszyscy w otoczeniu najważniejszych osób w UE: Donalda Tuska, Jean-Claude Junckera i Martina Schulza wiedzą, że Brexit wyrządziłby Unii wielkie szkody. Już teraz przez kontynent przelewa się fala eurosceptycyzmu, wyjście Wielkiej Brytanii z UE jeszcze by ją wzmocniło.

Jakich konsekwencji referendum pan się spodziewa?
Jeśli Brytyjczycy opowiedzą się za pozostaniem w Unii, wiele się nie zmieni - chyba że obóz Bremain wygra bardzo niewielką większością głosów. Wtedy pojawią się nerwowość i obawa, że będzie silna presja, by tego typu referendum powtórzyć. Donald Tusk niedawno mówił, że Unia powinna zmienić styl działania, nie powinna wydawać poleceń, tylko słuchać ludzi. To ważne słowa, będą rezonować w przyszłości.

A czego się pan spodziewa w sytuacji, gdy Wielka Brytanie wyjdzie ze Wspólnoty?
Trzęsienia ziemi. Wiatr w żagle złapią przede wszystkim eurosceptycy. Już teraz odciskają silne piętno na Europie, a po Brexicie będą jeszcze silniejsi. Poza tym powróci pytanie o miejsce Niemiec w Europie. Polska, Francja, inne kraje.

Pan opowiada się za tym, żeby Wielka Brytania została w UE. Co jeszcze można zrobić, by tak się stało?
Na pewno nie będzie to zależeć od opinii wypowiadanych za granicą, moi rodacy nie lubią, gdy ktoś z zagranicy mówi im, co robić. Także David Cameron nie zdoła osiągnąć tego celu, on mocno stracił na wiarygodności jako przywódca. Największa rola spoczywa na społeczeństwie obywatelskim. Swoją rolę do odegrania mają osoby znane: muzycy, aktorzy, osobowości telewizyjne. Poza tym zwolennicy Unii powinni przekierować debatę z tematu migracji na gospodarkę.

Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii jak trzęsienie ziemi [rozmowa]
archiwum prywatne - Zwolennicy Unii powinni przekierować debatę z tematu migracji na gospodarkę - radzi Charls Grant.

Autor: Agaton Koziński

Agaton Koziński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.