Wykorzystali bezrobotnych. Wzięli dofinansowanie i kontakt się urwał
Mieszkańcy Nowego Sącza zostali oszukani przez firmę z Wrocławia, która miała im zapewnić pracę. Ludzie zaczęli staże, dostali pierwszą wypłatę, ale następnych już nie. Sprawą zajęła się policja
Dolnośląski Inkubator Przedsiębiorczości i Arbitrażu (DIPIA) z Wrocławia, który swoją filię miał w Nowym Sączu, oferował bezrobotnym m.in. staże i kursy zawodowe. Na to pozyskał środki unijne poprzez Wojewódzki Urząd Pracy w Krakowie. Zwerbował chętnych do projektu, podpisał z nimi umowy, wysłał na staż i zapłacił za pierwszy miesiąc. Potem kontakt z firmą z Dolnego Śląska się urwał.
- Oszukano nas. Zostaliśmy z umowami, których nie ma kto rozwiązać. Nie mamy nawet możliwości ponownej rejestracji w urzędzie - mówią kobiety, które przyszły do naszej redakcji. Nie chcą podać nazwisk, ani pokazać twarzy. Z jednej strony wstydzą się, z drugiej boją.
- Proszę nas zrozumieć. Ta firma ma nasze wszystkie dane. Nie wiemy, co z nimi zrobią. Ale chcemy opowiedzieć o tym, co nas spotkało, żeby inni nie popełnili naszych błędów.
Internetowe ogłoszenie
Pani Beata jakiś czas pracowała w Anglii. Do Polski wróciła, bo chciała być w domu. Pracy szukała tradycyjne. W listopadzie ubiegłego roku trafiła na internetowe ogłoszenie DIPIA. Telefonicznie umówiła się na spotkanie w sądeckim burze spółki z Wrocławia.
- Od razu dowiedziałam się, że mogę wybrać półroczny staż opłacany przez tę firmę ze środków unijnych, obligujący do zatrudnienia mnie potem przez pracodawcę na kolejne pół roku albo trzymiesięczny kurs i po nim trzymiesięczny staż - opowiada pani Beata. - Wybrałam to pierwsze. Nawet sama znalazłam sobie miejsce stażu. Moją pasją jest fotografia i udało mi się dostać do zakładu fotograficznego.
Jak dodaje, nie zdziwiło jej to, że już podczas pierwszej wizyty dostała do podpisania deklarację uczestniczenia w projekcie DIPIA. Również żądanie natychmiastowego wyrejestrowania się z urzędu pracy nie wzbudziło jej podejrzeń.
- Chyba każdy z nas po prostu cieszył się, że będzie mieć pracę. To mogło uśpić czujność - dodaje pani Małgorzata. Ona z kolei szukała pracy od czerwca 2016 r. We wrześniu trafiła na ofertę DIPIA.
- Chciałam się przebranżowić i zostać stylistką paznokci. Zawsze mnie to pociągało, a malowanie wzorków nie sprawiało trudności - dodaje młoda kobieta. - Ta firma zaoferowała mi możliwość odbycia kursu. Tylko musiałam podpisać deklarację, wyrejestrować się z pośredniaka i czekać.
Podobnie było w przypadku pani Moniki. Jednym z pierwszych ogłoszeń, na jakie się natknęła, było to wrocławskiej spółki.
- Z wykształcenia jestem ekonomistą. Dostałam szansę na staż w jednym z biur księgowości w Nowym Sączu, a właśnie tym chciałam się zająć - wyjaśnia młoda mama. - Zapisałam się przez stronę internetową, a po dwóch dniach otrzymałam informację, że dostałam się do projektu.
Początek bez zastrzeżeń
DIPIA w ramach projektu aktywizacji bezrobotnych najpierw zorganizowała szkolenia z psychologiem i doradcą zawodowym. Te rozpoczęły się 21 listopada i trwały do 12 grudnia. Jak podkreślają sądeczanki, zajęcia były pomocne. Nauczyły się, jak poprawnie napisać CV i list motywacyjny. Poznały swoje mocne strony, nauczyły mowy ciała i właściwego zachowania podczas rozmowy kwalifikacyjnej.
- Miałyśmy obiecany zwrot kosztów podróży za dotarcie na szkolenia. I otrzymałyśmy pieniądze, ale już wtedy pojawiły się pierwsze problemy - zaznacza pani Beata. - Dopominałyśmy się o nie i w końcu w styczniu wpłynęły na konto. Teraz żałuję, że nie sprawdziłam firmy, z którą podpisałam umowę.
Są związane umową, której nie ma kto rozwiązać. Nie mają nawet ubezpieczenia
Pani Monika dodaje, że na taki pomysł nie wpadła żadna z osób bezrobotnych, zrekrutowana przez DIPIA.
- Przecież środki na nasze kursy i staże pochodziły z funduszy unijnych - zauważa młoda matka. - Firmie z Wrocławia przekazał je krakowski urząd, który podlega pod marszałka województwa. Wydawało się niemożliwe, że trafimy na przekręt.
Sądeczanki staże zaczęły w połowie stycznia. Sumiennie wywiązywały się z obowiązków. Podpisywały listę obecności u pracodawcy, a na początku miesiąca odniosły je do biura DIPIA w Nowym Sączu. Te trafiły do Wrocławia, jako podstawa do wypłacenia wynagrodzenia. Miesięcznie miało to być niecałe 1300 zł brutto. - Pierwszą wypłatę dostałam 14 lutego, czyli w terminie, jaki był na umowie. Podobnie jak pozostali, co poszli na staże - podkreśla pani Beata. - Wydawało się, że z kolejnymi nie będzie problemu.
Firma się zwinęła
Panie Beata i Monika ochoczo rozpoczęły drugi miesiąc stażu. Obie zadowolone z miejsc, do których trafiły. Jak podkreślają, uczyły się zawodów, z którymi wiążą przyszłość.
- W marcu odniosłam listę obecności za luty i czekałam cierpliwie do połowy miesiąca na wypłatę. Ta nie wpłynęła - zaznacza księgowa na stażu. - Zaniepokoiło mnie to, więc w sądeckim biurze zaczęłam dociekać, co się dzieje. Panowie mnie uspokajali, że pieniądze na pewno będą. Poczekałam kolejne dni, alei konto nadal było puste.
Sądeczanki postanowiły więc skontaktować się z centralą firmy. Wrocławski numer telefonu nie odpowiadał, potem przestał istnieć. Na maile wysyłane do DIPIA nikt nie odpowiedział. W końcu powiadomiły Wojewódzki Urząd Pracy w Krakowie.
- Okazało się, że oni o wszystkim wiedzieli. Nie byłyśmy pierwsze, które zgłosiły im sprawę oszustwa - podkreśla pani Beata. - Nikt nie potrafił nam odpowiedzieć na pytanie, co dalej. Czy mamy kontynuować staż? I co najważniejsze, czy ktoś nam zapłaci.
Co więcej sądeczanki nie mały też pewności, czy firma opłaciła składki w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, choć w grudniu podpisały stosowne deklaracje. Teraz już wiedzą, że ani w styczniu, ani w lutym wpłat nie było. - Ja od września czekałam na rozpoczęcie kursu. I dałam się nabrać. Straciłam status osoby bezrobotnej, nie mam ubezpieczenia, a przez podpisaną umowę z DIPIA nie mogę zacząć innej pracy - ubolewa pani Małgorzata. - Koleżanki są w podobnej sytuacji. Wszyscy zostaliśmy oszukani.
Śledztwo w toku
Jako pierwsza sprawę sądeckiej policji zdecydowała się zgłosić pani Monika.
- Moje zgłoszenie zakwalifikowali jako przywłaszczenie mienia i poważnie podeszli do sprawy - podkreśla młoda mama. - Teraz już wiemy, że to większa afera. Poszkodowanych może być wiele osób, nie tylko w Nowym Sączu.
- Postępowanie przygotowawcze w przedmiotowej sprawie prowadzi Komenda Miejska Policji w Wałbrzychu pod nadzorem Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu - informuje mł. asp. Iwona Grzebyk-Dulak, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Nowym Sączu. - Przesłaliśmy zebrane w tej sprawie materiały. Ustaliliśmy kilkanaście osób, które otrzymały wynagrodzenie tylko za jeden miesiąc.
Jak dodaje rzeczniczka policji, aktualnie sądeckie biuro firmy jest zamknięte. Próby kontaktu z pracownikami nie powiodły się.
Sprawę bada także Wojewódzki Urząd Pracy w Krakowie, który rozpoczął kontrolę projektu „Moja kariera w moich rękach - aktywizacja osób młodych z terenu województwa małopolskiego”. To w jego ramach DIPIA otrzymała 654 tys. 370 zł na aktywizację bezrobotnych.
- W dokumentacji przekazanej do urzędu DIPIA wykazała 19 osób, które zostały objęte wsparciem w projekcie - zaznacza Agnieszka Grybel-Szuber, rzeczniczka prasowa Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie, któremu podlega WUP.
Jak podkreśla, urzędnicy, gdy tylko otrzymali informacje o niepokojących działaniach firmy, zajęli się sprawą.
- Staramy się umożliwić poszkodowanym udział w innych projektach. W przyszłym tygodniu planujemy spotkanie, podczas którego przedstawimy możliwe formy pomocy - dodaje Grybel-Szuber.
Jak się okazuje, wśród osób oszukanych przez firmę z Wrocławia jest także Stanisław Gródek, współwłaściciel Zajazdu pod Górką w Biczycach Dolnych.
- Wynajmowałem sale na szkolenia, zapewniałem catering - wyjaśnia Gródek. - Pierwsze faktury zapłacili. Kolejnych już nie. W sumie są mi dłużni około 8 tys. zł. Może jestem naiwny, ale jeszcze chwilę poczekam. Jeśli nie otrzymam pieniędzy, to też zgłoszę sprawę policji - zapowiada.