Wymyślił tajnego agenta, sam pisał donosy i brał kasę
Pierwszy w regionie proces o fałszowanie kwitów przez funkcjonariusza bezpieki. Porucznik zwiadu z Wisły stanie przed sądem w Cieszynie. Kogo jeszcze skrzywdził?
Ciągle wraca pytanie, o prawdziwość dokumentów wyprodukowanych przez funkcjonariuszy bezpieki w czasach PRL-u i zawsze w odpowiedzi pada argument: a po co mieliby je fałszować? Porucznik zwiadu Wojsk Ochrony Pogranicza z Wisły, 65-letni dziś AW, mógłby pewnie wyjaśnić, że robił to dla kasy i żeby przypodobać się swoim przełożonym. Ale on skorzystał z prawa odmowy składania wyjaśnień przed prokuratorem. Jego fałszerstwa właśnie wyszły na jaw.
Zdziwił się kandydat na radnego, gdy usłyszał w katowickim IPN, że był w latach 80. tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa. Jest jego deklaracja o współpracy, są raporty, a nawet pokwitowanie odbioru sporej sumy. Badania grafologiczne wykazały ponad wszelką wątpliwość, że autorem tych wszystkich dokumentów nie jest kandydat na radnego tylko porucznik AW z Wisły.
- Usłyszał zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach - wyjaśnia Zbigniew Woźniak, prokurator IPN w Katowicach, bo z pionu lustracyjnego sprawa trafiła do pionu śledczego IPN. - AW działał w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i osobistej, a czyn ten jest zagrożony karą pozbawienia wolności do lat ośmiu.
AW nigdy nie był karany, przełożeni oceniali jego pracę pozytywnie, co wynika z teczki personalnej. Wiślanom pewnie też do głowy nie przyszło, że znany im porucznik WOP-u, a przecież w Wiśle znają się wszyscy, może fabrykować na nich kwity i jeszcze brać za to pieniądze.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień