Wyretuszowane zdjęcie i znikający pomnik Kaisera
Właściwie chodzi o dwa zdjęcia szczecineckiego rynku. Tyle, że jedno z nich zostało poddane fotomontażowi.
Pierwsze - oryginalne - przedstawia szczecinecki Markt, czyli rynek przed ratuszem. Ot, upalne letnie południe. Plac zalany słońcem, rozmawia dwóch mężczyzn wspartych o rower, jakaś pani pędzi ze sprawunkami, kupiec rozkłada stragan. Na wszystko z wysokości piedestału patrzy kaiser Wilhelm I, cesarz II Rzeszy.
Na drugim zdjęciu - bez najmniejszych wątpliwości tym samym, tylko poddanym obróbce - na ma już nie licującego z rangą placu kupca. Zniknął też pomnik cesarza. Retusz był poważny. Trzeba było usunąć cały okazały monument wraz z ogrodzonym skwerem i straganem. Najpewniej był to zabieg przystosowujący fotografię do roli pocztówki. Dlaczego jednak na pocztówce nie mogło być pomnika?
Otóż pomnik z placu przed ratuszem w Szczecinku zniknął nie tylko ze zdjęcia. Po dojściu do władzy Hitlera cesarz wraz z cokołem został przeniesiony na cypel nad jeziorem Trzesieckim, nieopodal dzisiejszej plaży wojskowej. Resztki cokołu kilkanaście lat temu zostały wydobyte z brzegu i obecnie zdobią ogródek w szczecineckim muzeum.
Dlaczego pomnik musiał zniknąć, i z placu i z pocztówek? W III Rzeszy mógł być tylko jeden twórca wielkich Niemiec, jeden wódz - Adolf Hitler. Wilhelm I, który w wieku XIX doprowadził do zjednoczenia państw niemieckich, musiał ustąpić miejsca führerowi.
Może nie była to klasyczna ewaporacja znana z kart powieści „1984” Georga Orwella, ale jednak. Przypomnijmy, że w utopijnym totalitarnym państwie Oceanii najsroższą karą nie była śmierć, ale usunięcie wszystkich śladów istnienia. Z książek, z gazet - urzędnicy Ministerstwa Prawdy pracowicie zmieniali treść wydawnictw drukując je na nowo już bez wzmianek o skazanym. Ktoś taki miał zniknąć nie tylko fizycznie, ale i z pamięci i świadomości obywateli.
Chyba najbardziej znany przypadek - a przynajmniej funkcjonujący w powszechnej świadomości - to słynne zdjęcie Józefa Stalina w otoczeniu sowieckich dygnitarzy podczas wizytacji w latach 30. XX wieku kanału moskiewskiego. Jest na nim też Nikołaj Jeżow, wówczas szef potężnego i zbrodniczego NKWD, który wkrótce potem popadł w niełaskę dyktatora. Został oskarżony o szpiegostwo i spisek przeciwko Stalinowi, skazany i stracony. Nie mógł więc już stać, choćby na zdjęciu, u boku Stalina…
Procedury ewaporacji wymyślił jednak nie Orwell. Dzieje ludzkości pełne są takich historii, gdy zwycięzcy usuwali wszelkie pamiątki po pokonanych. Czasami robili to tak skutecznie, że rzeczywiście prawie nic nie wiemy o poprzednikach. Zwykle jednak taki zabieg się nie udawał. Wspomnieć wypada choćby faraona Amenchotepa IV, który w starożytnym Egipcie chciał wprowadzić kult jednego boga Atona, zamykał świątynie innych bogów, skuwano z obelisków imię boga Amona, a władca zmienił nawet imię na Echnaton. Cóż, skoro stary porządek trzymał się mocno i już jego syn Tutechamon go przywrócił usuwając z kolei wszelkie zmiany o rewolucji ojca i samym Echnatonie.
Ale wróćmy do szczecineckiego pomnika Wilhelma I Hohenzollern. Pomnik wykonany przez berlińskiego rzeźbiarza Wilhelma Wandschneidera odsłonięto we wrześniu 1898 roku, by w roku 1937 przenieść go na wspomniany cypel. Cóż, nowemu władcy Niemiec napis na cokole - „Założycielowi Rzeszy Niemieckiej” - musiał niezbyt przypaść do gustu. Wylądował więc na odludziu.