Wytapiał ołów i się nim zatruł
Czterdziestoletni mężczyzna trafił do Kliniki Ostrych Zatruć z powodu ołowicy. Chwalił się lekarzom, że z zebranych elementów przemysłowych udało mu się odzyskać 2,5 tony ołowiu.
- Zatrucia ołowiem w Polsce prawie się już nie zdarzają - twierdzi dr Jacek Rzepecki, toksykolog. - Jeśli z powodu zatrucia ołowiem trafi do nas pacjent, to jeden na 5-10 lat. Zwykle jest to zbieracz metali, który odzyskuje je domową metodą. Choć w ubiegłym roku hospitalizowaliśmy grupę Polaków, którzy pracowali za granicą przy rozbiórkach konstrukcji metalowych, zatruli się tlenkami ołowiu i przyjechali leczyć się do kraju.
Ołowica objawia się żółto-szarym zabarwieniem skóry, zaburzeniami pamięci, niedowładami, bólami i zawrotami głowy. Prowadzi do nadciśnienia nerkopochodnego, niewydolności nerek i wątroby. Ołów jest bardzo toksyczny. Już 0,5 grama wywołuje objawy ciężkiego zatrucia. Dawka od 2 gramów jest dawka śmiertelną. Pierwiastek, nie ulega rozkładowi i kumuluje się w organizmie (w krwi, wątrobie, nerkach, śledzionie, kościach), może dostać się do niego przez układ oddechowy, skórę, układ pokarmowy (np. z wodą) lub - jak w przypadku celowego zatrucia - pokarmowy. Następnie poprzez krew dostaje się do mózgu powodując uszkodzenie układu nerwowego i krwionośnego, a dochodzi do niego bowiem ołów zakłóca syntezę i metabolizm białek oraz enzymów w organizmie. Metalu, który dostał się do organizmu, nie można z niego usunąć.
Pacjent ze Skierniewic chwalił się lekarzom, że z zebranych elementów przemysłowych udało mu się odzyskać 2,5 tony ołowiu (cena w skupie to 5 zł za kilogram).
- Z początków swojej pracy zawodowej pamiętam, że do kliniki trafiali często na hospitalizację więźniowie odbywający kare w placówce w Pio-trkowie Trybunalskiem, którzy celowo truli się minią ołowiową, jednym z tlenków ołowiu o czerwonym zabarwieniu. Rodziny przemycały im ją w paczkach żywnościowych. Ołowica była przed laty chorobą zawodową drukarzy i zecerów.