Wzlot i upadek brata Joachima. Od zakonnej celi do ławy oskarżonych
Artur M. pojawił się w zakonie albertynów w Krakowie i od razu dał się poznać z najlepszej strony. Miał dobry kontakt z ludźmi, tryskał pomysłami i dzięki swoim staraniom jako brat Joachim, założył Wspólnotę, a 12 miesięcy później, w 1995 r., Stowarzyszenie pod nazwą Chleb i Światło.
Albertyni za główny cel powołania stawiają sobie pomoc bezdomnym i borykającym się z chorobą alkoholową. Założyciel zakonu św. brat Albert tej misji poświęcił życie, porzucił karierę artystyczną i z myślą o ratowaniu ubogich przywdział habit.
Brat Joachim też chciał czynić dobro niczym jego mistrz. Stowarzyszenie, któremu zaczął przewodzić jako prezes zarządu, przy ul. Skawińskiej prowadziło kuchnię i noclegownię. Potem przeniosło się na ul. Estery, a w końcu osiadło na Wielickiej w Krakowie.
Działalność stowarzyszenia regulował statut, także sprawy finansowe: przyjmowanie od darczyńców z Polski i zagranicy spadków, darowizn i kwot gotówki.
Brat Joachim miał zdolności przywódcze i organizacyjne, był autorytetem. Dzięki temu, że znał języki, zaczął zdobywać zaufanie hojnych sponsorów od Australii po Liechtenstein. Nie miał ślubów wieczystych i tak zaangażował się w nowe przedsięwzięcie, że przełożeni w zakonie, jak potem sam opowiadał, postawili mu ultimatum: albo habit, albo działalność we Wspólnocie i Stowarzyszeniu.
Wybrał to drugie i jako Artur M. kierował strukturami, które sam stworzył.
Z biegiem lat nie zawsze był prezesem, ale zawsze znajdował miejsce w zarządzie z decydującym głosem w ważnych sprawach. W praktyce we wszystkich.
Czytaj więcej:
- Dlaczego wyprowadzanie funduszy było takie łatwe?
- Jaki był wyrok sądu?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień