XIV Ranking Aktorów Krakowskich Łukasza Maciejewskiego. Oni zachwycali w 2023 roku! "Kraków znowu jest teatralną stolicą Polski"

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz / Polska Press
Łukasz Maciejewski

XIV Ranking Aktorów Krakowskich Łukasza Maciejewskiego. Oni zachwycali w 2023 roku! "Kraków znowu jest teatralną stolicą Polski"

Łukasz Maciejewski

Kolejny aktorski ranking, kolejne podsumowanie aktorskich objawień sezonu w Krakowie. W 2023 roku wszystko było ekstremalne i w tym kontekście teatr na pewno nie pozostawał w uśpieniu. Kotłowały się emocje: artystyczne, polityczne, ludzkie. Afery (sytuacja Teatru Dramatycznego w Warszawie), namiętne dyskusje, roszady personalne. W tym wszystkim był jednak także po prostu wspaniały teatr. A Kraków, chętnie ogłaszam to publicznie, stał się na nowo, jak niegdyś, stolicą teatralną Polski - pisze dla nas krytyk Łukasz Maciejewski. To już jego XIV Ranking Aktorów Krakowskich.

To prawie cud. Niemal wszystkie krakowskie teatry zaliczyły najlepsze sezony od lat. Mógłbym uwierzyć w tezy o popandemicznym przebudzeniu, gdyby nie fakt, że inne miasta, z Warszawą na czele, nie miały w tym roku wielu powodów do chwały.

W Krakowie działo się dużo i dobrze. W Teatrze im. Słowackiego aż do wyborów październikowych obawialiśmy się o zachowanie dyrekcji Krzysztofa Głuchowskiego. Personalna nagonka nie spowodowała jednak spadku poziomu artystycznego. „Słowak” miał znowu fenomenalny sezon – na czele z hitem dekady, spektaklem „1989”. Z artystycznego impasu wyszedł także „Stary”. Tyle świetnych spektakli nie było w tym teatrze od lat. Niedawna „Joga”, a wcześniej „Genialna przyjaciółka”, „Opera za trzy grosze”, „Strasznie śmieszne...” i przede wszystkim „Pewnego długiego dnia” - to przedstawienia wybitnie zagrane, a zespół „Starego” udowodnił, że w Polsce w zasadzie nie ma sobie równych.

Bardzo wysoki poziom utrzymuje Teatr Ludowy: dyrektorka, Małgorzata Bogajewska, na dobre odczarowała to miejsce – do „Ludowego” znowu się jeździ, komentuje, a w 2023 roku przybyła teatrowi nowa przestrzeń: Teatralny Instytut Młodych. Świetne sezony mają za sobą także mój ulubiony Teatr Nowy Proxima na Kazimierzu, progresywny Barakah, zasłużony KTO i przede wszystkim Łaźnia Nowa (w repertuarze spektakl roku „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” Mateusza Pakuły).
Tak, to był świetny rok dla teatru krakowskiego. Chyba najlepszy, odkąd prowadzę te rankingi. Duma i szacunek.

XIV Ranking Aktorów Krakowskich Łukasza Maciejewskiego

MAŁGORZATA ZAWADZKA

Łukasz Maciejewski: „Słowak” miał znowu fenomenalny sezon – na czele z hitem dekady, spektaklem „1989”
fot. wojciech matusik / polskapress Małgorzata Zawadzka, aktora Starego Teatru, w spektaklu "Joga"

Takimi rolami przechodzi się do historii. Jeżeli będzie się kiedyś pisało o aktorstwie teatralnym Małgorzaty Zawadzkiej, a będzie się pisało na pewno, na jednym z pierwszych miejsc wymieniać się będzie kreację Mary Tyrone w „Pewnego długiego dnia” Eugene’a O’Neilla w reżyserii Luka Percevala. Spektakl stał się fascynującym zwieńczeniem najważniejszych sezonów w artystycznej biografii aktorki (po znakomitych „Trzech siostrach”, obok „Genialnej przyjaciółki” i „Jogi”).

Przypadek Małgorzaty Zawadzkiej jest ciekawy. Długa i konsekwentna droga. Nic nie przyszło jej łatwo, nic nie spadło z nieba, ani z piekła. Ma za sobą sezony, wiele sezonów, w których jeżeli w ogóle pojawiała się na scenie „Starego”, to w rolach drugoplanowych, towarzyszących. Już wtedy była świetna, i parę razy pisałem o jej dokonaniach w „Rankingu”, ale poza Krystianem Lupą („Factory 1”), czy Pawłem Świątkiem (kultowy, grany do dzisiaj, „Paw królowej”), mało kto decydował się powierzać Zawadzkiej poważniejsze zadania.

Przełomem było spotkanie z duetem Strzępka/Demirski, i seria najciekawszych spektakli Strzępki wyreżyserowanych właśnie w „Starym”. Zawadzka błysnęła wówczas nowym światłem, aktorską furią i dowcipem. Nie pozwoliła zgasić tego ognia. Dzisiaj jest chyba najbardziej rozrywaną aktorką „Starego”. Wszyscy chcą z nią pracować. Wcale się nie dziwię. I dramatyczna, i komediowa, niezwykle plastyczna. Trochę diva, trochę ufoludek. Kosmitka w cekinowej sukni, ale z podbitym okiem.

RAFAŁ SZUMERA

Łukasz Maciejewski: „Słowak” miał znowu fenomenalny sezon – na czele z hitem dekady, spektaklem „1989”
Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu Rafał Szumera w głośnym spektaklu "1989"

Zapamiętałem go już w dyplomie. Był cudownym Tarkwiniuszem Zalotą-Pępkowiczem w „Nadobnisiach i koczkodanach” Witkacego w reżyserii Adama Nawojczyka. Ruchliwy, urodziwy, żarliwy. Wydawało się jednak, że ze swoim żywiołowym temperamentem, teatralnie nie trafił najlepiej. Teatr im. Słowackiego z dosyć wówczas konserwatywnym podejściem do repertuaru, nie dawał Szumerze wielu szans na błysk. Grał niby sporo, zdarzało się, że były to role wiodące (Borowiecki w „Ziemi obiecanej” Reymonta w reżyserii Kościelniaka), ale wciąż czułem niedosyt. Czekałam na Rafała szalonego, witkacowskiego, bezpruderyjnego.

Warto było czekać. Jest dzisiaj jednym z najciekawszych i najważniejszych nazwisk w fantastycznym zespole „Słowaka”. „Debil”, „Balladyna”, „Lalka”, „Boticelli”, „Turnus mija, a ja niczyja” i przede wszystkim Wałęsa w kultowym „1989”.

Szumera jest współtwórcą spektakularnego sukcesu tego spektaklu. A zadanie miał trudniejsze: sparafrazować Lecha Wałęsę to niby bułka z masłem. Były prezydent jest postacią tak charakterystyczną, że wydaje się samograjem, ale to zwodnicze myślenie. Im łatwiej, tym trudniej. Zagrać (i zaśpiewać, i zatańczyć) Wałęsę tak, żeby zachować większość jego tików, niezamierzonego słowotwórstwa, a przy tym ani go nie ośmieszyć, ani nie sparodiować, to bardzo trudne wyzwanie. Szumerze udało się ominąć wszystkie rafy mimiczne. Ocalił Wałęsę, pozostając sobą. Pozytywny mit, który łączy, nie dzieli. I najwspanialszy przywódca z wąsem.

POTR SIEKLUCKI

Łukasz Maciejewski: „Słowak” miał znowu fenomenalny sezon – na czele z hitem dekady, spektaklem „1989”
Anna Kaczmarz Piotr Sieklucki, (nie tylko) dyrektor Teatru Nowego Proxima

O Piotrze Siekluckim pisze się najczęściej, najzupełniej słusznie, w związku z jego sukcesami reżyserskimi i menadżerskimi w Teatrze Nowym „Proximie”. Sieklucki, z niewielkiego teatru niezależnego, stworzył w Krakowie jedną z najciekawszych artystycznych przestrzeni dla widzów i artystów, tworzących poza głównym, komercyjnym obiegiem. Zdecydowanie rzadziej wspomina się o jego aktywnościach aktorskich. A jest przecież aktorem pełną gębą (absolwent PWST w Krakowie), i to aktorem bardzo aktywnym. Trudno wyobrazić sobie najgłośniejsze spektakle „Proximy” bez ról Piotra: Stanisław w „Kazik, ja tylko żartowałem”, Matka Boska Częstochowska w „Korze. Boskiej”, Elton John w „Królowej” itd.

Sieklucki, niezależnie, czy gra Polaka w spektaklu „NaXuj. Rzeczy o Prezydencie Zelenskim”, czy w muzycznym przedstawieniu Katarzyny Chlebny o Grzegorzu Ciechowskim („Nie pytaj”), wciąż pozostaje tym samym, czasami pociesznym, często okrutnym bohaterem rabelaisowskim. Rubaszność bywa podszyta ironią. Bo właśnie ta cecha, w aktorstwie Piotra Siekluckiego, jest najważniejsza. Bohaterowie Siekluckiego nie chcą być brani serio, ponieważ posiadają ten rodzaj nadwiedzy, którą można tylko obśmiać, wyśmiać, ale nie wyszydzić. Bawią, stając się ostrzeżeniem. Stańczyk, pamiętajmy, też był błaznem. Wiedział i rozumiał więcej.

MARTA BIZOŃ

Łukasz Maciejewski: „Słowak” miał znowu fenomenalny sezon – na czele z hitem dekady, spektaklem „1989”
Konrad Kozłowski Marta Bizoń

Na estradzie filuterna, dowcipna, brawurowa. Śpiewa świetnie, na dodatek, co nie jest niestety regułą, rozumie o czym śpiewa i dla kogo. Myśli tekstem. Na scenie przede wszystkim komediowa, ruchliwa, charakterystyczna. Zna i ceni ten gatunek, osiągnęła w nim mistrzostwo. Sprowadzenie Marty Bizoń do jednego tylko gatunku ról czy aktywności pozateatralnych, byłoby niesprawiedliwe.

Chociaż grała w większości teatrów krakowskim, na stałe związana jest od zawsze z jedną tylko sceną, z Teatrem Ludowym w Nowej Hucie. W ostatnich latach, najlepszych dla „Ludowego” od dekad, rozkwita również talent Marty Bizoń.

Sprawdziła się zarówno w „familijnym dreszczowcem w stylu retro” - „Tajemnicy góry”, jak i w przejmującej, dramatycznej roli matki w „Kruku z Tower” Andreja Iwanowa w reżyserii Darii Kopiec. W poruszającym duecie z młodym, utalentowanym Robertem Ratusznym, Marta Bizoń pokazała, jak wiele jeszcze aktorskich rejestrów w jej przypadku pozostało do odkrycia.

Na scenie i poza nią energiczna, tryskająca poczuciem humoru i temperamentem, daje krakowskiemu teatrowi ten rodzaj koloru, którego bardzo potrzebujemy. Marta jest jak słońce. Świeci cały rok.

MARIAN DZIĘDZIEL

Łukasz Maciejewski: „Słowak” miał znowu fenomenalny sezon – na czele z hitem dekady, spektaklem „1989”
Andrzej Banaś Marian Dziędziel

Wrócił, jak dobrze że wrócił. Do kina i telewizji. Nasz ulubiony Marian Dziędziel. Od czasów pandemii, ze względów zdrowotnych, Marian Dziędziel był zmuszony zrobić sobie dłuższą przerwę. Kino stęskniło się jednak za nim, wszyscy się stęskniliśmy.

Dziędziel stworzył bowiem zupełnie unikatowy aktorski typ. Nieudacznika, któremu się wierzy; grzesznika z tendencją do rozgrzeszenia win; choleryka nucącego carpe diem w śląskiej gwarze. Nie do zastąpienia, nie do podmienienia. Swojak: oryginał i unikat zarazem.

W „Masz ci los!”, komedii Mateusza Głowackiego zagrał typową dla empoloi charakterystyczną rolę pazernego prałata. Jakkolwiek grzesznik z niego wielki, wzbudza sympatię i uśmiech. Gra go przecież Marian Dziędziel, a ten aktor nie potrafi wywoływać negatywnych emocji. Wkrótce premiera „Klary”, komediowego serialu na podstawie prozy Izy Kuny, a także dramatyczna rola główna w filmie „Zapiski śmiertelnika” w reżyserii Macieja Żaka. Kalendarz zawodowy wypełniony po brzegi, a forma olimpijska.
Spotkałem niedawno Mariana Dziędziela podczas jubileuszu Teatru im. Słowackiego, miejsca, któremu oddał w zasadzie całe swoje teatralne życie. Tryskał energią i poczuciem humoru. Chcę wierzyć, że i powrót na scenę Mariana Dziędziela, nie jest wykluczony. Kraków czeka.

AGNIESZKA PRZEPIÓRSKA

Łukasz Maciejewski: „Słowak” miał znowu fenomenalny sezon – na czele z hitem dekady, spektaklem „1989”
Sylwia Dąbrowa Agnieszka Przepiórska

Nadprodukcja tekstów, spektakli, piosenek, filmów, nazwisk również. To jest choroba współczesności. Coraz trudniej wybić się, dowieść własnej autonomii. To się udało Agnieszce Przepiórskiej. Jeszcze kilka lat temu, znali ją przede wszystkim miłośnicy kabaretu i teatru jednego aktora. Okazało się jednak, że długa droga Agnieszki, tak odmienna niż większości jej rówieśniczek, miała wielki sens. Była przygotowaniem do mistrzowskiego poznania drugiego człowieka, jego psychiki, zachowań. W sztuce aktorskiego monodramu nikt w ostatnich latach nie osiągnął więcej.

Sukces tych spektakli jest zawsze składową wysiłku dramaturgów, reżyserów, teatrów, ale odpowiedzialność spoczywała przede wszystkim na Przepiórskiej. Pozornie krucha, nieśmiała dziewczyna, na scenie przeistacza się w poetkę, matkę zamordowanego, miłośniczkę zwierząt. Zawsze robi to tak, jakby miała to być gra o wszystko, gra o życie. Agnieszka Przepiórska po latach tułania się po zespołach niezależnych, świetnie odnalazła się w teamie „Słowaka” - cenię wiele jej ról zagranych w Teatrze im. Słowackiego (m.in. Rollinsonową, Simonę Kossak, Wisławę Szymborską), jeżeli jednak chcecie zobaczyć na czym polega fenomen Przepiórskiej, koniecznie wybierzcie się do „Łaźni Nowej” - w sztukach Piotra Rowickiego reżyserowanych przez Annę Gryszkównę: „Ginczanka. Przepis na prostotę życia” oraz „W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej”, Przepiórska wciela się w tragiczną żydowską poetkę i w matkę Grzegorza Przemyka, zarazem stając się egzemplifikacją kobiet wyemancypowanych, które płacąc najwyższą cenę, stały się prekursorkami świadomości społecznej dziewczyn niepozwalających zepchnąć się na margines.

EWA MITOŃ

Łukasz Maciejewski: „Słowak” miał znowu fenomenalny sezon – na czele z hitem dekady, spektaklem „1989”
Teatr Bagatela Ewa Mitoń z Bagateli

Całe zawodowe życie związana z „Bagatelą”. Ewa Mitoń zawsze była w zespole aktorką potrzebną i angażowaną. W spektaklach komediowych, farsowych, także w przedstawieniach familijnych czy musicalach, czyli w typowym repertuarze „Bagateli”, czuła się jak ryba w wodzie. Sukces słynnych komediowych hitów „Bagateli” - „Szalonych nożyczek”, „Wieczoru kawalerskiego” czy „Okna na parlament”, to również jej zasługa. Ewa Mitoń daje nam nienachalny uśmiech, mądrze czerpiąc ze swoich warunków fizycznych (dowcip zaklęty w ciele).

Wciąż obsadzana, raczej na drugim niż na pierwszym planie, komediowo, farsowo, lekko - nie miałaby zapewne wielu powodów do narzekania, ale w tym sezonie przydarzyła się jej rola tak nieoczywista i ciekawa, że nie miałem żadnych wątpliwości, że to właśnie Ewa Mitoń zasłużyła na miejsce w „krakowskim rankingu”. W „Zimnych ogniach” - sztuce napisanej i wyreżyserowanej przez młodego aktora „Bagateli”, Macieja Sajura, stworzyła niebanalny portret dojrzałej kobiety, ironicznie balansując między czułą psychologią, a karykaturą. Gigantycznie doświadczenie Ewy Mitoń w budowaniu ról komediowych, wzbogacone zostało o odkrycie zupełnie nowych barw w jej aktorstwie – dramatyzmu, powagi, skupienia. Dopiero kolega z zespołu aktorskiego „Bagateli”, Maciej Sajur, zauważył, że Ewę Mitoń stać na jeszcze więcej. Powstała koronkowa, piękna kreacja, najlepsza i najpełniejsza w świetnie przecież obsadzonym spektaklu. Kolejny dowód na to, aktorzy, wszyscy niemal, są studniami bez dna. Potrafią ucieszyć, potrafią zaskoczyć. Wielu z takich ucieszeń i zaskoczeń byliśmy świadkami w tym znakomitym sezonie.

Łukasz Maciejewski - pochodzący z Tarnowa filmoznawca, krytyk filmowy i teatralny, asystent na Wydziale Aktorskim w Szkole Filmowej w Łodzi. Członek Europejskiej Akademii Filmowej. Autor i współautor wielu książek, m.in. wywiadów rzek z Krystianem Lupą, Jerzym Radziwiłowiczem i Danutą Stenką oraz trzech tomów “Aktorek”.

[video]116431[/video]

Łukasz Maciejewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.