Z „Edenu” do celi, czyli ile znaczy płeć piękna w życiu Krzysztofa

Czytaj dalej
Fot. Artur Drożdżak
Artur Drożdżak

Z „Edenu” do celi, czyli ile znaczy płeć piękna w życiu Krzysztofa

Artur Drożdżak

W pewnym momencie w życiu Krzyśka kobiety zaczęły odgrywać ważną rolę i to tę zawodową. Dzięki nim interes 34-latka nieźle się kręcił. To ważne, bo bez pań chętnych do pracy byłoby krucho w seksbiznesie.

Żonaty, karany, lat 34. Krzysiek długo pracował jako kierowca tira i zdarzało mu się widywać w trasie kobiety oferujące swoje wdzięki. Można je określić słowem „wolnostojące”, ale Krzyśkowi zamarzyło się zainwestować w tzw. panie „zadaszone”, czyli po prostu postanowił otworzyć agencję towarzyską. Dziewczyny miały w cywilizowanych warunkach uprawiać seks, a nie gdzieś pod chmurką, w krzakach, w których roi się od kleszczy i komarów. Tu miał być luksus, wygoda i zadowolenie klientów, tzw high life.

„Eden” w Myślenicach

Nie bez powodu burdel dostał szumną nazwę „Eden”, czyli raj.

W prowadzeniu tego interesu ważną osobą stał się kumpel Marcin, o 7 lat starszy, technik kaletnik, ale kiedyś ponoć bramkarz w innej agencji towarzyskiej. Znał realia, zwyczaje w tym środowisku, sam prowadził zupełnie inny biznes, więc orientował się też w tajnikach księgowości i zawiłościach związanych z płaceniem podatków.

Burdelmamą zgodziła się zostać Justyna, 28-latka spod Sącza. Kiedyś pracowała w klubie go-go „Haeven”, czyli niebo, potem miała epizod pracy w hipermarkecie, w końcu poznała Krzyśka w Tenczynie, wymienili się telefonami i zaproponował jej, by została barmanką w Edenie”. Posadę objęła i stała się zaufaną personą szefa. Po trwającym kilka miesięcy remoncie klub był gotowy, panie też. Za wynajem płacili 1700 zł miesięcznie właścicielowi lokalu Wiesławowi D.

Krzysiek dał ogłoszenie na portalu erotycznym .

Czysto, schludnie, warunki pracy znakomite, sanepid nie miałby się do czego przyczepić. Z każdą z dziewczyn Krzysiek podpisał umowę najmu i mogły za darmo mieszkać w agencji. Zyskiem z roboty dzieliły się po połowie.

200 zł za godzinę seksu

Za godzinę panowie płacili 200 zł, za pół 160 zł. Dziewczyny miały też zyski, jeśli namówiły klienta na drinka. Tanio nie było: piwo 20 zł, butelka szampana 100 zł, drink z wódką 40 zł, whisky 60 zł.

Justyna skrupulatnie notowała czas pobytu klientów w pokojach, zapisywała ilu ich było, potem karteczkę z wyliczeniami i zarobione pieniądze wsadzała do sejfu, szyfr znała jako zaufana Krzyśka. Z późniejszych słów Marcina wynikało, że oprócz pensji otrzymywała też 600 zł tygodniowo z zysków, jakie agencja miała z nierządu. Śledczy doliczyli się, że w ciągu półtora roku Krzysiek i spółka zarobili 190 tys. zł dzięki wytężonej, wcale niełatwej pracy w porze nocnej 13 zatrudnionych dziewczyn.

Czytaj więcej i dowiedz się:

  • jakie zmiany w biznesie wprowadził nowy wspólnik? 
  • jak właściciele seksagencji przeszli od seksbiznesu do rozbojów? 
Pozostało jeszcze 65% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Artur Drożdżak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.