Z wizytą w nowohuckim maglu, czyli o ginących zawodach
Aleksander Surowiec od 39 lat prowadzi magiel na osiedlu Na Skarpie w Nowej Hucie. - Przed laty w całym Krakowie było 290 magli, teraz zostało 12 - mówi. - Mam klientów nawet z centrum miasta. Przyjeżdżają do mnie, bo nie mają dokąd. Nie ma magli, bo dziś trudno utrzymać się z maglowania bielizny.
Zapach świeżego prania unoszący się z magla to dla wielu z nas miłe wspomnienie z przeszłości. Nic dziwnego, takich punktów w mieście było wiele, a każdy z nich cieszył się popularnością zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. Wówczas do magla ustawiały się kolejki, bo trudno było wyobrazić sobie święta bez idealnie wyprasowanego obrusa.
Tajemnice maglowania
Od lat dzień rozpoczyna od włączenia maglownicy, która nagrzewa się godzinę, by osiągnąć odpowiednią temperaturę. Najlepiej jak pranie jest jeszcze wilgotne, jeśli nie, trzeba je nakropić, wtedy lepiej się prasuje. Zaledwie po pół godzinie w pomieszczeniu robi się ciepło. Naprawdę gorąco jest w sezonie, czyli na Boże Narodzenie i Wielkanoc, wtedy ludzie najwięcej piorą.
- Dawniej ludzie przynosili do magla bieliznę pościelową, ręczniki, zasłony, obrusy, firanki, wszystko, co było do prasowania. Miałem 650 klientów co miesiąc. Dzisiaj zostało ich trochę ponad stu - mówi Aleksander Surowiec.
Jego maglownica to urządzenie elektryczno-gazowe. Wałek obraca się dzięki pracy silnika, który połączony jest paskiem klinowym z trzema kołami zębatymi. Zanim maglownica osiągnie odpowiednią temperaturę, prasuje się rzeczy bardziej delikatne: firany czy zasłony, a potem te, które wymagają ponad 150 stopni: lniane obrusy i pościel.
Wyprasowanie kompletu bielizny zajmuje mężczyźnie około 8-10 minut. Jak pościel jest dobrze przygotowana, to przez magiel przepuszcza się materiał dwa-trzy razy. Kiedy jest za mokra, trzeba ją przemaglować nawet pięciokrotnie. Dopiero wówczas równiutko złożona, ciepła i świeża trafia na półkę, gdzie czeka na odbiór przez klienta. Wielu bywalców magla to ci, które stale korzystają z usług pana Aleksandra. Jednak odkąd zamknęli wszystkie magle w okolicy, zaglądają tu także przypadkowe osoby.
- Dziś już nie mam dużo pracy, bo w piątek, sobotę i poniedziałek jest nieczynne. Do zrobienia jest cztery, pięć prań. Zazwyczaj prasuję 10-15 dziennie - mówi pan Aleksander. - Zapraszam klientów, by przychodzili, bo inaczej magiel upadnie. A mogę przyjąć jeszcze około trzydzieści osób. Także liczba miejsc jest ograniczona - śmieje się. - Tylko zapisani klienci mają szansę na wyprasowanie bielizny i kiedy przyjdzie okres świąteczny, ci z ulicy mogą odejść z kwitkiem.
Mieć coś swojego
W 1978 roku Adam Surowiec pracował w hucie im. Lenina w Krakowie. Pewnego dnia pojawiła się okazja na tzw. wycieczkę, czyli wyjazd zarobkowy do Stanów Zjednoczonych.
- Poleciałem. Chciałem zarobić pieniądze, by otworzyć jakiś biznes, mieć coś swojego. Najpierw byłem w Denver u wujka, ale tam nie udało mi się znaleźć pracy. Potem pojechałem do Chicago, gdzie pracowałem dwa lata - wspomina.
W 1981 roku pan Aleksander odkupił magiel i zaczął prowadzić dobrze prosperującą firmę na osiedlu Na Skarpie 35.
- Od razu mi się ta praca spodobała. Miałem cały czas kontakt z ludźmi, bo przychodzili do magla nie tylko oddać rzeczy, ale też porozmawiać - tłumaczy. - W tamtych latach ludzie prasowali na potęgę. To były kokosy. Niemal z każdego domu przynosili mi pościel do poprasowania.
Okres prosperity utrzymywał się do lat 90., kiedy weszła do użytku pościel z kory. Ludzie masowo przestali prasować, a magle kończyły działalność jeden po drugim.
- Na osiedlu Ogrodowym był magiel, na Centrum A, na Wandy, a także na Hutniczym, Szkolnym i na Wzgórzach - magle były wokoło, przynajmniej po jednym na każdym nowohuckim osiedlu. U nas, na Skarpie, były trzy. Dzisiaj szesnaście osiedli nie ma magla. Zostałem sam.
Magiel kontra żelazko
Co ciekawe, wśród klienteli pana Aleksandra są osoby w każdym wieku, pełen przedział. Przychodzą osoby starsze, które nie wyobrażają sobie dobrego snu bez wykrochmalonej i gładziutkiej pościeli, ale są też młode mamy, które zaglądają tu, kierując się troską o swoje maleństwa - wiadomo, wysoka temperatura zabija alergeny. Przewaga magla nad żelazkiem sprowadza się do dwóch rzeczy - ścisku i temperatury.
Pan Aleksander wskazuje na jeszcze jedną różnicę między żelazkiem a maglownicą. Uważa, że kiedy prasujemy dużą poszwę na desce do prasowania, ta gotowa już część zagina się i mnie przy podłodze. Tymczasem w maglu bielizna przesuwa się równomiernie, przez całą szerokość wałka, równiutko i bez zagnieceń.
- Dawniej pranie do magla było specjalnie przygotowane. Pościel była nakrochmalona, nakropiona i wyciągnięta. Wtedy dużo lepiej się prasowało. Teraz ludzie przynoszą do prasowania suchą pościel, zrobili wygodni. Muszę sam kropić - śmieje się pan Aleksander.
Monotonia? Ależ skąd!
Dawnymi czasy magiel był miejscem, w którym spotykały się kobiety, by oddać pościel i… poplotkować. W kolejce omawiano bieżące tematy: kto się urodził, kto umarł, co słychać u sąsiadów i na osiedlu. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że magiel był tym, czym obecnie facebook czy forum internetowe.
- Dziś nie przesiaduje się już w maglu na plotkach. Nikt ma na to czasu. Jednak kiedy przychodzą klienci, to z tym się zagada, tamten coś opowie i czas zlatuje - mówi pan Aleksander. I dodaje:
- W ubiegłym miesiącu przyszedł klient i pyta, czy słyszałem, że niedawno wydarzył się wypadek w maglu na osiedlu Hutniczym - obracający się wałek porwał rękę kobiety, która maglowała pranie. Na szczęście był przy niej mąż i szybko wyłączył maszynę. Słyszałem potem, że w szpitalu Żeromskiego uratowali jej dłoń, całe szczęście - dodaje mój rozmówca.
Kiedy wyrażam obawę, że to dość monotonne godzinami patrzeć, jak wałek się obraca, wkładać i wyjmować pościel, mężczyzna wybucha śmiechem:
- Przede wszystkim kocham moją żonę. Praca jest na drugim miejscu. Gdybym tego nie lubił, to bym nie prasował.
Na specjalną prośbę
Wyprasowanie małego obrusa to koszt 4,50 zł. Za średni trzeba zapłacić 5,50 zł, a za bankietowy, o długości powyżej 2 m - 8,50 zł. Komplet pościeli kosztuje 10 zł: poszwa 4,50 zł, prześcieradło 3,50 zł i poszewka 2 zł. Od pięciu lat cennik nie uległ zmianie.
Praca w maglu to ciągły kontakt z klientem. Bywa, że to również realizacja nietypowych zleceń.
- Wczoraj przyszedł pan i powiedział, że jego żona ma specjalne wymagania - opowiada pan Aleksander. - Pościel musi być złożona tak, by jej szerokość wynosiła 40 cm, a długość 45 cm. Cóż zrobić, wziąłem metr i zmierzyłem, by klient był zadowolony, a pościel zmieściła się na półce w szafie.
Wspomina także inną historię:
- Niedawno odwiedziła mnie pani i powiedziała, że ma wesele córki, na które wyprasowała obrus żelazkiem. Nie była zadowolona z efektu i poprosiła, bym przeprasował go ponownie. Pokropiłem, żeby efekt był lepszy i przeciągnąłem przez magiel. Wyszło idealnie. Klientka poprosiła, abym nie składał obrusa, nie chciała, żeby znowu pojawiły się zgniecenia. Wzięła go delikatnie go i zaniosła do samochodu.
Bez przypalenia
To może zdarzyć się każdemu. Telefon od przyjaciółki albo dzwonek do drzwi - wystarczy chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe: przypalona żelazkiem ulubiona sukienka albo odświętna koszula męża. Czy w maglu pana Aleksandra dzieją się podobne historie?
- Ja nigdy niczego nie przypaliłem - zarzeka się mężczyzna ze śmiechem.
Dopytywany o zabawną historię opowiada, że czasem mu się myli numer szósty z dziewiątym, ale klient przy odbiorze prania zawsze sprawdza, czy to jego.
Wspomina także historię pewnej skarpetki.
- Prasuję sporo dziecięcych pościeli - mówi. - I ostatnio w jednej poszwie znalazłem różową dziewczęcą skarpetkę. Chciałem oddać klientowi, ale powiedział, że to nie jego, więc mi została na pamiątkę. A kiedyś znalazłem zegarek. Niestety, odkryłem go, kiedy już przeprasowałem poszwę. Był zupełnie zmiażdżony. Zresztą, skoro został wcześniej wyprany w pralce, to i tak nie działał.
Nie zamykajcie magla!
- Niech pani koniecznie napisze, żeby młode gospodynie przychodziły do magla, bo inaczej grozi mu likwidacja - mówi pan Aleksander.
A warto, ponieważ pod wpływem wysokiej temperatury z pościeli i ręczników usuwane są drobnoustroje i alergeny, które przetrwały pranie. Ponadto maglowany materiał dłużej zachowuje świeżość i trwałość.
Szkoda, że z roku na rok coraz mniej osób korzysta z tego typu usług. Może dlatego, że pościel trzeba wcześniej przygotować - rozciągnąć, równo złożyć. Młodym do tego nie starcza cierpliwości, starszym brakuje sił i pieniędzy.
I szkoda, że coraz więcej magli się zamyka, choć kiedyś były na każdym niemal podwórku.