Za kotarą propagandy, za żelazną kurtyną. Kraków w 1959 roku na kliszach Geralda Howsona. Te zdjęcia czekały na publikację pół wieku

Czytaj dalej
Fot. Gerald Howson
karina czernik

Za kotarą propagandy, za żelazną kurtyną. Kraków w 1959 roku na kliszach Geralda Howsona. Te zdjęcia czekały na publikację pół wieku

karina czernik

1959 rok. Brytyjski fotograf Gerald Howson z dwoma aparatami Leica i przenośną ciemnią odwiedza kilka polskich miast (w tym Kraków, Lublin i Warszawę) i fotografuje peerelowską rzeczywistość. Chce pokazać na kadrach prawdę na temat życia za żelazną kurtyną. Mimo że jest świadom istnienia zimnowojennego koszmaru, nie zna jego szczegółów. Ze względu na wybitne ponury i dramatyczny widok, jaki został uchwycony w jego kadrach, obrazy, zamiast trafić do publikacji, przeleżały w szufladzie ponad pół wieku. Świat "Bardzo polską sprawę" - cykl dzieł Howsona - poznał niedawno, a większość tych zdjęć nigdy dotąd nie ujrzała światła dziennego.

Czarno-białe złoto

- Jak tylko napotkałem jakąś egzotyczna sytuację, powiedzmy coś, czego nie było w Anglii, robiłem zdjęcia - mówił Gerald Howson w wywiadzie z Bogdanem Frymorgenem, dziennikarzem, brytyjskim korespondentem radia RMF FM, producentem i fotografem. To za sprawą Frymorgena świat zobaczył to, co pod koniec lat 50. Howson musiał schować do szuflady.

O wszystkim zdecydował przypadek. Dziennikarz poznał Howsona na imprezie urodzinowej swojej przyjaciółki kilkanaście lat temu. Bardzo dystyngowany, starszy pan - bo wówczas już osiemdziesięciokilkuletni - siedział cichutko w rogu pokoju. W rozmowie z Frymorgenem wspomniał, że u schyłku lat 50. odwiedził Polskę. - Gdy powiedział, że był po to, by robić zdjęcia, moje zainteresowanie sięgnęło zenitu. Umówiłem się z nim kilka dni później u niego w domu - wspomina dziennikarz w rozmowie z nami.

Za kotarą propagandy, za żelazną kurtyną. Kraków w 1959 roku na kliszach Geralda Howsona. Te zdjęcia czekały na publikację pół wieku
Bogdan Frymorgen Gerald Howson

Gerald poczęstował gościa herbatą i kilkoma fotografiami. Kiedy Frymorgen przeglądał pożółkłe kadry pewien, że trzyma w dłoniach jedyną pozostałość z wycieczki Howsona do Polski, ten podszedł do biurka i otworzył szufladę. Po chwili wyciągnął z niej kilkaset negatywów starannie spakowanych w papierowych koszulkach. Nigdy wcześniej niepowiększonych w ciemni. Zdjęcia te tak naprawdę nie istniały fizycznie.

Kliknij i przesuwaj zdjęcia

Więcej zdjęć poniżej

- Zabrałem negatywy do domu i zacząłem je skanować, jeden kadr po drugim. I po prostu oniemiałem. Jakość spojrzenia, zainteresowanie. Nagle dostałem archiwum wyjątkowych fotografii sprzed 50 lat, z mojego kraju, które jeszcze głębiej pokazują, jak to wszystko wtedy wyglądało. Miałem skarb w rękach. Oczywistym było dla mnie, że musiałem coś z tym zrobić – opowiada dziennikarz.

Kosmita

W 1959 roku Gerald Howson przyjechał do Polski, by wykonać zdjęcia dla pisma "The Queen" do artykułu o realiach panujących za żelazną kurtyną. Poprosił go o to dziennikarz, autor publikacji - Frank Tuohy - jego kolega z czasów studenckich. - Kiedy Frank zaproponował, żebym zrobił do jego artykułu kilka zdjęć, powiedziałem: świetnie, natychmiast lecę. Miałem ze sobą dwa aparaty Leica i koreks do wywoływania filmów w świetle dziennym - opowiadał o wyjeździe. Jego trzytygodniowa misja rozpoczęła się w Lublinie, potem pojechał do Krakowa, a następnie do Warszawy.

Za kotarą kwitnącej wówczas propagandy były brud, bieda i smutek. Mimo że Kraków wciąż był miastem królów - jednym z najważniejszych miejsc na mapie Polski, zwłaszcza po wojnie, która zrównała Warszawę z ziemią – charakteryzowała go powojenna trauma, zmęczenie, udręka. I taki Kraków zastał Gerald w 1959 roku.

Frymorgen nazywa Howsona "kosmitą", który wylądował na kompletnie innej planecie - zwanej peerelowską Polską, w zupełnie innej rzeczywistości, nie znając słowa po polsku. Mimo to fotograf potrafił zjednać sobie ludzi, wchodził z obiektywem w ich życie, "wtrącał się", był tuż obok, za, przed. Dlatego jego zdjęcia są tak uczciwe - ukazują małe codzienne sprawy. Jego dzieła charakteryzują się powściągliwością, brak w nich fotograficznych osądów. Sam Gerald wspominał, że unikał artystycznej przesady i egzaltacji.

- Howson w prozaicznych sytuacjach dostrzegał piękno, w brzydocie coś niezwykle osobliwego - wskazuje Frymorgen. - Robił jedno zdjęcie w jednym miejscu, więc jak przeglądałem kadry, mogłem odtworzyć precyzyjnie trasy jego spacerów po Krakowie - dodaje.

Z wykonanych przez Brytyjczyka obrazów uderza przygnębienie fotografowanych przechodniów, siermiężność samego Krakowa, zmęczenie. Nowa Huta natomiast przeraża monotonnością. - Jeszcze nigdy na własne oczy nie widziałem tak strasznego miejsca. Ciągnące się kilometrami, identycznie wyglądające bloki z prostej cegły, okropność - komentował fotograf. Po latach opowiadał, że najbardziej z wizyty w Polsce zapamiętał biedę, był poruszony śladami wojny, ale zaskakiwała też go życzliwość ludzi, których spotykał.

Za kotarą propagandy, za żelazną kurtyną. Kraków w 1959 roku na kliszach Geralda Howsona. Te zdjęcia czekały na publikację pół wieku
Gerald Howson

Zdjęcie, o którym zwykł mówić, że jest najlepsze, jakie przywiózł z Polski, zostało zrobione tam, gdzie ludzki wzrok nie chciał sięgać. Migawka uchwyciła dwóch chłopców pasących krowy. Z oddali natomiast wyrastają wieże wartownicze i płot.

- Kiedy dotarłem do Auschwitz, pamiętam, że na bramie obozu wisiał napis "Arbeit macht frei". Nic nie ilustrowało pełniej i bardziej brutalnie cynizmu nazistów. Oni wierzyli jedynie w brutalną siłę. Tego dnia niedaleko obozu zobaczyłem dzieci pasące krowy, a w tyle ten straszny, niekończący się i znienawidzony płot z wieżami wartowniczymi i bramą. Kontrast tej sceny był bardzo wymowny. Nie wiem dlaczego, po prostu był. Może kryła się w niej jakaś nadzieja? Nie chcę tego za bardzo upraszczać.

Za kotarą propagandy, za żelazną kurtyną. Kraków w 1959 roku na kliszach Geralda Howsona. Te zdjęcia czekały na publikację pół wieku
Gerald Howson

Howson wrócił do Anglii z materiałem gotowym do publikacji. Kilkanaście rolek filmów wywiózł z Polski w nogawkach spodni. Jednak redakcja "The Queen" nie opublikowała zdjęć, a artykuł - do którego miały stanowić ilustracje - nie powstał. Fotograf swoje dzieła pokazał ówczesnemu attaché kulturalnemu PRL-owskiej ambasady w Londynie podczas spotkania towarzyskiego. Ta opisała je jako "obrzydliwy zbiór ponurych kadrów". Cała ambasada gotowała się ze złości - artysta bowiem pokazał biedę i udrękę, ci natomiast spodziewali się kliszy przedstawiających socjalistyczną utopię.

- Gerald pokazał im te zdjęcia w przekonaniu, że ktoś doceni jakość jego pracy. A w zamian został zwymyślany, że pojechał do Polski i zrobił tak koszmarne czarno-białe zdjęcia. Owszem, to archiwum jest szorstkie, ale jest też prawdziwe, piękne, ponadczasowe - tłumaczy Frymorgen.

Rozwścieczony Howson zatrzasnął fotografie w szufladzie, gdzie przeleżały prawie pół wieku.

Kliknij i przesuwaj zdjęcia

"Bardzo polska sprawa"

Bogdan Frymorgen, który został kustoszem zbioru, pierwszą wystawę cyklu zatytułowanego "Bardzo polska sprawa" zorganizował w Krakowie w 2009 roku. Tam gdzie Gerald spacerował z aparatem w ręku u schyłku lat 50., pół wieku później oglądał wykonane przez siebie zdjęcia. Tych prawie 80 obrazów zawieszonych na dwóch piętrach budynku Centrum Kultury Żydowskiej podziwiał... pierwszy raz w życiu. Nigdy wcześniej nie widział swoich własnych zdjęć. Natomiast sama wystawa wywołała spore poruszenie wśród odwiedzających ją krakowian. Jak wspomina Frymorgen, ludzie z niedowierzaniem oglądali fotografie, rozpoznawali się na nich. - Płakali, widzieli siebie w wieku kilku lat bawiących się na zgliszczach zniszczonego wojną Kazimierza. To było wzruszające.

Howson, ze względu na wiek i stan zdrowia, w Polsce uczestniczył tylko w jednej wystawie. Zarówno dla niego, jak i Frymorgena była ona częścią niezwykłej przygody. - Kiedy po wydarzeniu w Krakowie wracaliśmy z Geraldem do Anglii, wyglądał i zachowywał się jakby był o 10 lat młodszy - wspomina dziennikarz.

Potem były m.in. Lublin (2012) i Warszawa (2013). W 2014 roku zdjęcia wystawiono w Londynie. Howson otworzył wystawę galerii 12 Star, która działa przy przedstawicielstwie Komisji Europejskiej. Odpowiadał na pytania, udzielał wywiadów. Był zaangażowany i towarzyski. Niestety, 10 dni później zmarł.

Bogdan Frymorgen, dzięki któremu świat poznał skrzętnie skrywane przez 50 lat fotografie Brytyjczyka, współpracę z Geraldem Howsonem opisuje jako jedno z ważniejszych doświadczeń w swoim życiu.

- Cieszę się, że udało nam się dopiąć coś tak ważnego. Nie tylko w sensie pokazania tych zdjęć polskiemu odbiorcy. Dla mnie ważne było to, że u schyłku życia umożliwiłem Geraldowi tę podróż w czasie i zwiększyłem zainteresowanie tym, czego dokonał, w co wierzył. To była przepiękna przygoda. Gerald Howson był człowiekiem i artystą niezwykłego formatu.

Fotografie Brytyjczyka wykonane w Polsce w 1959 roku znajdują się obecnie w warszawskim Domu Spotkań z Historią. Nadal można zwrócić się do muzeum z prośbą o umożliwienie wykorzystania ich w formie wystawy. Bogdan Frymorgen nakręcił krótki film dokumentalny, w którym Gerald Howson opowiada o swojej trzytygodniowej wizycie w Polsce (można go obejrzeć tutaj). Ukazał się także album "Gerald Howson - bardzo polska sprawa" zawierający ponad 120 stron czarno-białych fotografii. Dostępny jest on we wszystkich księgarniach na krakowskim Kazimierzu.

Gerald Howson urodził się w 1925 roku w Buckden w Anglii. Młodość spędził w Londynie, gdzie podczas II wojny światowej przeżył niemieckie bombardowania. Po wojnie został powołany do wojska (stacjonował m.in. w Palestynie, był świadkiem narastania konfliktu arabsko-żydowskiego aż do chwili powstania państwa Izrael w 1948 roku). Studiował malarstwo w prestiżowej Chelsea School of Art w Londynie. W 1954 wyjechał do Hiszpanii; poznawał historię hiszpańskiej wojny domowej, doskonalił grę flamenco na gitarze. W 1956 roku po powrocie do Londynu kupił sprzęt fotograficzny i został fotoreporterem. Już jako uznany twórca, w 1962 roku, związał się z Wimbledon College of Art, gdzie założył katedrę fotografii, którą prowadził 30 lat. Wydał kilka książek o wojnie domowej w Hiszpanii. Zmarł w czerwcu 2014 roku na atak serca. Miał 89 lat.

karina czernik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.