Zabić 14 osób i żyć dalej. Maszynista pracuje, nie może pytać o śmierć

Czytaj dalej
Katarzyna Domagała-Szymonek

Zabić 14 osób i żyć dalej. Maszynista pracuje, nie może pytać o śmierć

Katarzyna Domagała-Szymonek

Pamiętam głupie pytania prokuratora. Dlaczego się nie zatrzymałem? Nie wiedział, że pociąg jadąc 120 km/h nie zatrzyma się, od tak, w miejscu - opowiada Andrzej Janik, maszynista. Gdy kierował pociągiem, w 11 wypadkach, zginęło 14 osób

Z tego dnia pamiętam głupie pytania prokuratora. Dlaczego tak szybko jechałem? Dlaczego nie wyhamowałem przed dziewczynami? Nie zdawał sobie sprawy, że pociąg jadąc 120 kilometrów na godzinę nie stanie, ot tak, w miejscu? Na Wiesiółce zabiłem trzy dziewczyny. Czwarta, która przeżyła, później pracowała z moją córką. Pewnie wiedziała, kim jestem. Koleżanki musiały jej powiedzieć. Nigdy słowa z nią na ten temat nie zamieniłem. O najtrudniejszych momentach w pracy maszynisty opowiada Andrzej Janik, który przez 36 lat woził pasażerów pociągami pospiesznymi. W 11 wypadkach, gdy kierował pociągiem, zginęło 14 osób.

Pół litra w kieszeni

Pracę zacząłem w 1972 roku. Ze dwa lata jeździłem jako pomocnik, później już maszynista. Na lokomotywie spędziłem w sumie 36 lat. Szmat czasu! Jedną trzecią życia! Wie pani, miałem brata bliźniaka - Grzegorza. Nie żyje już 15 lat. Też był maszynistą. Słynni byliśmy w całej Polsce. Nie poznawali nas w pracy. Przez to niektórzy myśleli, że jeżdżę po 24 godziny na okrągło. A to on mnie zmieniał. Śmiechu było.

Pierwszą osobę zabiłem rok po tym, jak zostałem maszynistą. Nazywał się Morawiec. Miał 40 lat. Jechałem w stronę Katowic. Z drugiej strony kolega z Mysłowic. Najpierw przeleciał przed jego pociągiem. Kolega zaczął trąbić. Chłop się zatrzymał. Nie wiem czemu ruszył tuż przede mną. Jechałem powoli, może 70 na godzinę. Użyłem hamulca. Liczyłem, że zdąży. Nie zdążył. Lokomotywa uderzyła go w głowę. W kieszeni miał pół litra. Butelka była cała. Nawet kropla się nie wylała. Zażądałem wtedy od dyspozytora, żeby dał mi podmianę (maszynistę, który go zastąpi w dalszej jeździe). Tak się należało. - Ni mam kogo, jedź sam - usłyszałem. Co miałem zrobić, pociąg z ludźmi odwoływać?

Po pracy żona dała mi spokój. Nie truła głowy w domu. Wiedziała, co się stało. Po tym wszystkim chyba wziąłem kilka dni chorobowego. Ale o wypadkach nigdy w domu nie opowiadałem. Dopiero później, jak dzieci dorosły.

W pracy koledzy pytali się, jak tam? Mówiłem, dobrze. Głupek, pijany był. Chciał przebiec przed pociągiem. Fakt, trzymałem rękę na hamulcu w czasie jazdy. Wystarczyło pociągnąć. Ale to nic nie dawało. Pociąg staje kilkaset metrów dalej. Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z tego, ile siły ma rozpędzona maszyna.

“Soła” z Żywca do Łodzi

Przez Wiesółkę można było jeździć 120 km na godzinę. Przy takiej prędkości w ciągu kilku sekund maszyna pokonuje odległość 26 metrów. “Sołą” z Żywca do Łodzi Fabrycznej jechałem dokładnie 118 km, kiedy zza łuku wyłoniły się młode dziewczyny. Trzy zabiłem. Miały 14, 16 i 17 lat. Mój kolega, który jechał chwilę wcześniej z naprzeciwka mówił do pomocnika: zobacz co się będzie działo. Widział, że dwie stoją na torach, dwie kolejne siedziały na skraju peronu ze spuszczonymi nogami. To były ułamki sekund. Jedna z nich, ta którą pociąg uderzył pierwszą, miała długie blond włosy. Ta z przodu, najdalej lokomotywy, była najmniejsza. Chciała uciekać, ale nie zdążyła. Po jakimś czasie znaleziono jeszcze czwartą z nich. Przeżyła. Później pracowała z moją córką. Pewnie wiedziała, kim jestem. Koleżanki musiały jej powiedzieć. Nigdy słowa z nią na ten temat nie zamieniłem.

Z dnia wypadku pamiętam jeszcze głupie pytania prokuratora. Dlaczego tak szybko jechałem? Dlaczego nie wyhamowałem? Nie zdawał sobie sprawy, że pociąg jadąc 120 km na godzinę nie stanie, od tak, w miejscu? Później dowiedziałem się, że dwie z nich to były siostry. Mówiło się, że z pechowej rodziny. Matka zmarła na raka niedługo po wypadku. Dwa lata wcześniej brat im utopił się w sadzawce.

Ostatnie minuty w piątek 13- go

To było w październiku 2006 roku. Był piątek trzynastego. Jechałem “Górnikiem” do Warszawy. Od samego rana wszyscy przypominali, żeby uważać na torach. Ale jak? Nie da się. Zbliżałem się do tego miejsca, gdzie zginęły trzy dziewczyny na Wiesiółce. Widziałem, jak ktoś przebiega tuż przed pociągiem. Uciekł. Prawie otarł się o elektrowóz. Podobno pijany był. - Panie Andrzeju, ale mieliśmy szczęście - mówił pomocnik. Do Warszawy dojechaliśmy już bez problemów. Wracałem sam. Nie pamiętam jakim pociągiem. Znów słyszałem to samo: uważajmy, dziś piątek trzynastego.

Udało się, na trasie nic się nie stało. Szczęśliwie przyjechaliśmy do celu. Miałem tylko przekazać lokomotywę w Katowicach. Do końca dnia zostało jakieś 40 minut. Byłem tak pewny, że już nic się nie stanie, że nawet w Zawierciu zabrałem się za papierkową robotę. Za Gołonogiem było zwolnienie do 50 km na godzinę. Później trochę przyspieszyłem. Nie jechałem szybko. Może 80-90 km. Patrzę, a tu ktoś skulony, tylko głowę trzymał na szynie. To była dziewczyna. Podobno miała 22 lata. Było podejrzenie, że ją ktoś podłożył. Policja w tej sprawie mnie przesłuchiwała. Inni mówili, że wcześniej miała już kilka prób samobójczych.

Co czuje się w takich chwilach? Złość mnie brała! Zły byłem nie na siebie. Na tych, co na torach. Czemu tacy głupi, że ścigają się z pociągiem, czemu życie chcą sobie odebrać. Nieraz mówiłem do siebie, żeby wybrali inny sposób. Niech idą się powiesić, utopić. Niech nie mieszają innych do swojej śmierci. Co mówiłem w tych momentach? A co człowiek ma powiedzieć, kiedy za sekundę zabije? Tylko przeklinałem jak szewc. Nerwy w ten sposób puszczały. Czasem ręka bolała. Tak mocno naciskałem hamulec.

Pechowiec bez wyrzutów

Jedenaście wypadków to dużo. Myślę, że mogę nazywać się pechowcem. A co najgorsze, śmieją się, że córka Agnieszka idzie w moje ślady (jest konduktorką, syn Jacek tak jak tata został maszynistą, jako jeden z nielicznych ma uprawnienia do prowadzenia pociągów Pendolino). Mój trzynasty był pierwszym córki. Byliśmy zaraz za Pruszkowem. Podobno zawiedziona miłość. Chłopak chodził do starszej dziewczyny - on miał 17 lat, ona dwadzieścia ileś. Powiedziała mu, że nie ma sensu być razem. Że za młody dla niej. Wszedł na most. Rozłożył ręce. Pamiętam, że ubrany był w czarną kurtkę.

Niedługo później w Myszkowie kobieta rzuciła się pod pociąg, w którym służbę miała Agnieszka. Jakiś czas później w tym samym miejscu zabiłem mężczyznę. Jechał na rowerze. Zobaczył pociąg. Stanął na torach. Obrócił się do mnie tyłem.

Czemu pani pyta o wyrzuty sumienia? Jak mogę czuć się winny? Za co mam je mieć? Dwie trzy sekundy i jest po wszystkim. Koniec. Nie ma szans wyhamować. Człowiek nie chce zabić. Nie ma wyjścia. A potem trzeba z tym żyć. Dopiero krótko przed emeryturą rozmawiałem z lekarzem na badaniach okresowych. Mówię: wie pan, policjant strzeli do kogoś i od razu psychologa dostaje, a ja tyle ludzi zabiłem. Mnie nikt się nigdy nie zapytał czy potrzebuję pomocy. Dopiero przy ostatniej ofierze w Myszkowie, młoda pani prokurator zapytała się, czy chcę psychologa. Jeden jedyny raz. Nie skorzystałem z propozycji.

Nie uwierzy pani, ale nigdy mi się nie śniły moje ofiary. Tylko, że nieraz człowiek myślał. A z biegiem lat, nie wiem czy ze starości, organizm coraz częściej sięga pamięcią do przeszłości. Sny są też coraz częściej kolejowe, ale nie ma w nich wypadków. Ostatnio coś pod wagonami robiłem.

Już pięć lat jak na emeryturze jestem. Ale i tak dużo pociągami jeżdżę, jako pasażer. Za każdym razem jak mijam te miejsca, gdzie kogoś zabiłem ogarnia mnie takie dziwne uczucie. Wspomnienia wracają jeszcze intensywniej.

Liczba wypadków kolejowych w regionie
Z danych PKP Polskie Linie Kolejowe wynika, że do końca listopada 2015 roku w województwie śląskim doszło do 37 wypadków na liniach kolejowych. Rok wcześniej było ich 31. Zaś w 2010 roku 30. Najczęstszą przyczyną tych zdarzeń jest przechodzenie przez tory w miejscach niedozwolonych, nieprzestrzeganie przepisów ruchu drogowego na przejazdach kolejowych, a także typowe samobójstwa np. wejście pod nadjeżdżający pociąg czy porażenie prądem.

Jeśli jesteś zainteresowany ofertą kliknij w ten link

W3Schools

Katarzyna Domagała-Szymonek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.