Zabójca pogrąża wspólnika
Napadali na właścicieli kantorów, a do kilku ofiar strzelali. Zrabowali w sumie 840 tys. złotych Ustalono szczegóły napadów i mordów sprzed lat, bo jeden z zabójców, Wojciech W., zaczął sypać
Były jeszcze trzy dni do sylwestra 2005 roku, kiedy niemłody mężczyzna zaparkował auto w pobliżu siedziby banku w centrum Olkusza. Włączył muzykę w radiu i wygodnie rozsiadł się na fotelu, bo wiedział, że żonie przynajmniej z pół godziny zajmie wpłata utargu z ich kantoru.
Kobieta wysiadła z pojazdu i zaczęła wchodzić po schodach do placówki, gdy nagle pojawił się młody mężczyzna ubrany na czarno. Mocniej ścisnęła harcerski plecak i już miała nacisnąć klamkę w drzwiach banku, kiedy młodzieniec do niej doskoczył i złapał za pasek plecaka.
Napady w Olkuszu
Jak spod ziemi pojawiło się dwóch kolejnych mężczyzn. Zaatakowana kobieta w sekundzie zrozumiała, że chcą zrabować jej 40 tys. złotych.
Najpierw przewrócili ofiarę, a potem zaczęli szarpać za pasek i ciągnęli po ziemi, bo nie chciała z ręki wypuścić cennego plecaka. Nie straciła zimnej krwi i sięgnęła po pojemnik z gazem, który rozpyliła w samoobronie. Kątem oka widziała, że mąż w aucie słucha skocznej muzyki i nie widzi, że ona walczy z bandytami.
Dopiero kiedy zaczęła krzyczeć na całe gardło, wychylił głowę z samochodu i rzucił się na ratunek żonie. Napastnicy zaczęli uciekać bez łupu.
Małżonkowie mogli odetchnąć z ulgą. Przypomnieli sobie, że kilka miesięcy wcześniej też doszło do napadu na właściciela kantoru w Olkuszu, który miał mniej szczęścia niż oni: poturbowany przez trzech bandytów stracił 70 tys. zł.
Napadnięta kobieta mogła mówić o naprawdę dużym szczęściu, bo ledwie trzy tygodnie wcześniej ci sami bandyci przestali się cackać z właścicielami kantorów i zaczęli ich zabijać.
Pierwszą ofiarą stał się Jerzy P., który handlował walutami w Kraśniku. Nie miał szans na przeżycie - dostał sześć kul z broni palnej i został obrabowany z 70 tys. zł. Zabójcy poszli na całość.
Trzech złych ludzi
Mężczyźni bywają znakomitymi kucharzami, inni rozwijają swój talent w biznesie, aby zarabiać. 57-letni Tadeusz G. całe lata doskonalił się w mordowaniu ludzi. Ma jakby wyciosaną z kamienia, pomarszczoną twarz, wąskie usta, krótkie włosy i lekko odstające uszy. Nie okazuje emocji. Radość, uśmiech, życzliwe słowo kieruje tylko do żony i dorastających dzieci.
- Ma pan zgodę na robienie mi zdjęć? - odzywa się pierwszy na korytarzu sądu. Stoi skuty kajdankami, ubrany w czerwony drelich jako przestępca z kategorią „szczególnie niebezpieczny”.
Rzuca okiem na konwojujących policjantów z bronią maszynową. Gdyby mógł, to wziąłby ją do ręki i nacisnął spust. Tyle razy to robił w swoim życiu... Na moment odkrywa maskę i w jego oczach widać wściekłe błyski. To dla swoich ofiar miał takie wrogie spojrzenie. Widziały przed śmiercią, jak jego oczy robią się coraz ciemniejsze, prawie czarne. Można było dostrzec rozszerzone źrenice, a potem już tylko błysk ognia z lufy wymierzonego pistoletu. I koniec.
Z zawodu jest cieślą, ale od zawsze zajmował się uprawą roli w rodzinnym Górnie, dziesięć kilometrów od Kielc. Tam miał swoje trzy hektary ziemi, a na niej ukochane truskawki. Broń palna to była jego druga miłość. We wsi każdy miał ukryty pistolet. Za stodołą, na stryszku, w zbiorniku z gnojowicą. W pewnym momencie Tadeusz G. poznał Jacka P. - 10 lat młodszy mężczyzna był genialnym rusznikarzem. Umiał gwintować lufy, skonstruować pistolet i naprawić zepsuty. Dysponował trotylem, nitrogliceryną, nie był mu obcy semtex, czyli wszystko co wybucha. Jacek P. potrafił okiełznać eksplodujące cacka. Pracował w Zakładach Metalowych Mesko w Skarżysku Kamiennej, gdzie na co dzień miał do czynienia z bronią. To Jacek P. strzelał i zabił kantorowca w Kraśniku. To był jego bojowy chrzest.
Do pary dołączył Wojciech W. - łysy, pyzaty, niski. We trzech jeździli po kraju i zabijali ludzi. Zastrzelili właściciela kantoru w Piotrkowie Trybunalskim i usiłowali uśmiercić jego żonę. Od kul z broni zginął ojciec i syn w Myślenicach. Tadeusz G. miał też na koncie zabójstwo w Tarnowie i próbę zabójstwa w Sosnowcu. Pokrzywdzony Krzysztof K. przeżył, choć kula przebiła mu skroń na wylot.
Skruszeni przestępcy
Po wpadce w 2007 roku Jacek P. poszedł na współpracę z policją i opowiedział o szczegółach zbrodni. Niczym w promocji dostał za to 15 lat więzienia. Nadzwyczajnie złagodzono mu karę, bo ujawnił nieznane szczegóły przestępstw.
Tadeusz G. i Wojciech W. zaprzeczali zarzutom, obaj po kilku latach procesu usłyszeli w 2015 r. prawomocne kary dożywocia. W areszcie pozostają od 2007.
Wojciech W. też przemyślał swoje życie i w lipcu 2016 również poszedł na współpracę z policją. Ujawnił nowe okoliczności zbrodni sprzed 10 lat i miejsca, w których po przestępstwach zakopali broń.
Dzięki zeznaniom skruszonego przestępcy udało się wyjaśnić okoliczności pięciu kolejnych zbrodni, w tym podwójnego morderstwa w Ostrowie na Podkarpaciu.
Wojciech W. jeździł tam z Tadeuszem G., który pochwalił się, że ma rozpracowanych w sumie pięciu właścicieli kantorów z Przemyśla.
Ostatecznie obaj zdecydowali się na zabójstwo Antoniego B., który mieszkał w Ostrowie, 6 km od Przemyśla.
Zbrodnie na Podkarpaciu
Pojechali autem pod jego dom, obserwowali i poznali zwyczaje domowników, dostali się na posesję, bo rozpletli siatkę ogrodzeniową. Wzięli broń z tłumikiem. Tadeusz G. polecił wspólnikowi oddać strzały do kantorowca i jego pomocnika.
Nieoczekiwanie na posesji pojawił się trzeci mężczyzna i to wstrzymało działania Wojciecha W.
Tadeusz G. się wściekł i groził koledze pobiciem. Złościł się, że „robota jest spalona, a on się tyle najeździł”. Martwił się, że ktoś zauważy zniszczenie ogrodzenia.
Postanowili wrócić po miesiącu. Broń ukryli na miejscu w krzakach i weszli na posesję, kołkiem zabili psa. Wojciech W. strzelił najpierw do Antoniego W., pracownika fizycznego. Kula trafiła go w głowę. Martwego sprawcy przeciągnęli w ustronne miejsce.
Potem zaatakowali Antoniego B., gdy siadał za kółkiem mercedesa. Został postrzelony w głowę i upadł. Zabójca otworzył drzwi pojazdu i wymierzył w pasażera, Dariusza P., ale broń się zacięła. Mężczyzna zaczął uciekać w stronę garażu. Wtedy do zbiega zaczął strzelać Tadeusz G. Trafił go trzy razy, ale ranny zdołał się schronić w domu i wezwał policję.
W tym czasie bandyci zabrali z pojazdu torbę z zwartością 300 tys. zł i uciekli. Broń zakopali po drodze.
Wojciech W. za robotę dostał 5 tys. zł , Tadeusz G. obiecał mu kolejne 10 tys., gdy wymieni waluty, ale z tego się nie wywiązał.
Dzięki relacji Wojciecha W. śledczy mają też wiedzę o podwójnej zbrodni w Przeworsku, do której doszło 1 grudnia 2006 r., dwa tygodnie po zabójstwie w Ostrowie.
Tam zabójcy zastrzelili Zygmunta G. i Marię P i zrabowali 100 tys. zł. Tadeusz G. ranną dobił ciosami łomu w głowę.
- Robotę trzeba dokańczać-‑ rzucił przy tym. Wojciech W. za uczestnictwo w zabójstwie dostał od wspólnika 5 tys. zł. Dzięki zeznaniom Wojciecha W. broń i tłumik znaleziono potem zakopane w miejscowości Nowosielce. Mężczyzna opisał także swoją rolę w dokonaniu 29 stycznia 2007 r. zbrodni w Tarnowie i ma za nią dodatkowy zarzut. Tadeusz G. usłyszał już wyrok za to zabójstwo.
Nowe zarzuty
Dzięki relacji Wojciecha W. udało się również postawić zarzuty w sprawie próby zabójstwa właściciela kantoru w Dębicy. Do przestępstwa doszło 12 stycznia 2007 r. Zaatakowany kantorowiec zdołał wytrącić broń z ręki napastnika, którym okazało się 26-letni Adam M. Bandyta nie zastrzelił mężczyzny, bo zacięła mu się broń. Pistolet trafił w ręce policji. Tadeusz G. nie był zadowolony z działań młodego wspólnika, który już raz nie wykazał się podczas napadu na kantor w Sanoku w styczniu 2005 r. Adam M. przykuł kajdankami do szafy pracownicę kantoru, ale nie zdołał zrabować 300 tys. zł z sejfu, bo nie znalazł do niego klucza, a kobieta odmówiła pomocy. W końcu wystraszony jej krzykiem uciekł bez łupu.
Policjantom udało się ustalić, że Adam M. brał udział w rabunku 300 tys. zł i napadzie na właściciela kantoru w Krakowie. Przedsiębiorca miał swój interes tuż koło budynku Dworca Głównego PKP. Zastraszony bronią 21 lutego 2004 r., potulnie oddał pieniądze.
Sprawa nowych zbrodni, rozbojów i kradzieży trafiła już do krakowskiego sądu. Oskarżonych jest w sumie 14 osób. Wojciechowi W., Tadeuszowi G. i Adamowi M. grozi dożywocie., pozostałym mężczyznom nieco mniejsze kary.