Zachwycające górskie zdjęcia Marcin Ciepielewskiego. Pokazuje pragnienie wspinacza, jego spojrzenie pełne determinacji i walkę ze słabością
W jego życiu przez długi czas o prymat walczyły dwie aktywności: wspinaczka i fotografia. Ale dopiero ich połączenie przerodziło się w prawdziwą pasję. - Fotografia wspinaczkowa pozwoliła mi być świadkiem trudnych i wymagających przejść w skałach i górach, towarzyszyć świetnym sportowcom w ich przygodach i uwieczniać inspirujące chwile - mówi Marcin Ciepielewski.
Fotografowanie odbywa się zwykle na drogach wspinaczkowych, gdzie trzeba się dostać, wspinając się, albo podchodząc na linach. Jako pierwszy wchodzi zwykle wspinacz i zawiesza poręczówkę, czyli specjalną linę dla fotografa. Następnie wspina się Marcin, niosąc na plecach cały sprzęt fotograficzny.
- Jestem wysoko na stanowisku, mam perfekcyjne warunki, a wspinacz właśnie startuje. Teraz najistotniejsze jest kadrowanie, wyczucie momentu i dużo czujności, bo podczas wspinania wiele może się wydarzyć.
Pierwsza miłość
Marcin Ciepielewski pochodzi z Lublina, gdzie studiował na Wydziale Artystycznym UMCS. Zrobił dwie specjalizacje: z malarstwa i z fotografii. Pod koniec studiów zaczął się wspinać i - jak mówi - obie te rzeczy kliknęły razem i stały się jego pasją. Dopiero w fotografii wspinaczkowej odnalazł całe spektrum ciekawych tematów i styl życia, który zawsze go pociągał. - To się działo równolegle, przy czym przez wiele lat wspinanie było na pierwszym miejscu.
Fotografią wspinaczkową zająłem się na poważnie sześć lat temu, kiedy przeprowadziłem się do Krakowa. Wcześniej też sporo fotografowałem, ale były to zdjęcia przy okazji wspinania. Dzisiaj proporcje zmieniły się na rzecz fotografii, bo we wspinaniu doszedłem do wszystkiego, co jestem w stanie zrobić, a w fotografii cały czas mam coś do powiedzenia
- opowiada.
Fotografia wspinaczkowa stała się jego stylem życia i niesamowitą przygodą połączoną z podróżowaniem, poznawaniem nowych miejsc, kultur i ludzi. Pasja powoli zaczęła się przeradzać w pracę zawodową. I chociaż w Polsce trudno jest się z tego utrzymać, Marcinowi pomaga przygotowanie artystyczne i wiedza, którą nabył na studiach. - Dużą wagę przywiązuję do aspektów formalnych: budowy obrazu, zagadnień kompozycyjnych, kolorystycznych. W dzisiejszych czasach każdym nowoczesnym aparatem da się zrobić zdjęcie dobre pod względem technicznym, jednak do tego, by było piękne i miało w sobie to coś, potrzeba czegoś więcej. Umiejętność kompozycji, którą nabyłem na studiach, potrzeba odnajdywania porządku w chaosie świata - wszystko to mi pomaga.
Poza tym fotografia wspinaczkowa w wielu przypadkach pozwoliła mi doświadczyć wypraw, których sam nigdy nie byłbym w stanie odbyć, nawet będąc w szczycie formy. Mogłem je jednak udokumentować, towarzysząc zespołom z aparatem fotograficznym
. Dzięki fotografowaniu poznałem więc pewne obszary wspinania, które dotąd były dla mnie niedostępne.
Historia jednego zdjęcia
Powstało trochę przez przypadek, ale było kamieniem milowym na drodze zawodowej artysty. Granicą między pięknie skomponowaną fotografią sportową, a tym, co leży znacznie dalej. Marcin zatytułował je „The X”. - To zdjęcie wykonałem w czeskim Adršpachu. Jest tak geometryczne, że ociera się niemalże o formę abstrakcyjną. Musiało wiele czasu upłynąć i bardzo dużo zdjęć musiałem zrobić, zanim byłem w stanie dostrzec i tak poukładać kadr, żeby moje prace - w zasadzie o charakterze sportowym - zbliżyły się do granic fotografii artystycznej - przyznaje.
Fotografia wspinaczkowa jest fotografią wielowymiarową. A wspinanie jest nierozerwalnie związane z naturą i krajobrazem. W fotografii sportowej fotograf musi uchwycić ruch i dynamikę. Robiąc zdjęcia wspinaczkowe, bierze też pod uwagę aspekty krajobrazowe, pejzażowe, a przede wszystkim odpowiednie światło.-
Fotografia wspinaczkowa wymaga różnych umiejętności i różnych wrażliwości. Może dlatego tak mnie pociąga.
Fotografuję wspinanie, ale jest tam też cały szereg różnych tematów fotograficznych, na przykład portrety sytuacyjne, które są bardzo mocno naładowane emocjami. Ta fotografia jest wielowymiarowa, bardzo bogata i daje ogromne możliwości rozwoju - dodaje artysta.
Robert Capa, węgierski fotoreporter, powiedział: Jeżeli twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre, to znaczy, że nie byłeś wystarczająco blisko. Dlatego Marcin w swojej fotografii również stawia na uczestnictwo. Jednak znalezienie się w odpowiednim miejscu z zespołem wspinaczkowym, na drodze wspinaczkowej, czy wysoko w górach, wymaga od niego pełnego zaangażowania. Musi wnieść sprzęt, wyjść do góry, zmęczyć się, bać, zmarznąć, wynudzić i wyczekać. Jak mówi, jest to dla niego wartościowe, ponieważ może wspólnie z kolegami przeżywać emocje wspinaczki.
- Mam szczęście, że współpracuję ze wspinaczami światowej klasy. To, co oni robią, to absolutny top. Dzięki temu, że mogę ich fotografować, mogę jednocześnie poczuć, na czym polega wspinanie przez duże W. To jest niesamowicie ciekawe, fajne, niezwykłe.
Jednak ja nie potrafię zrobić dobrego materiału fotograficznego, samemu się wspinając. Obie te czynności wymagają ode mnie maksimum skupienia i zaangażowania, dlatego już od dawna koncentruję się na robieniu zdjęć, a wspinanie zostawiam lepszym ode mnie.
Szczęście sprzyja przygotowanym
Niezależnie od tego, czy sesje odbywają się na skałach czy w górach, Marcin chce je przynajmniej częściowo zaplanować i zorientować się, jak wygląda lokalizacja i droga wspinaczkowa. Kiedy tylko może, stara się wcześniej podjechać na miejsce, by popatrzeć i pooglądać. -
Zanim wezmę aparat do ręki, chodzę pod skałami, obserwuję wspinaczy, szukam pomysłu.
Przykładem takiej zaplanowanej sesji jest „Digital Crack” - zdjęcie, które artysta wykonał w Alpach francuskich na grani Cosmiques w masywie Mont Blanc. - Do zrobienia tego zdjęcia podchodziłem kilka lat. Wiedziałem, że miejsce to jest jedną z ikon fotograficznych. Powstaje tam bardzo dużo zdjęć, ponieważ sceneria jest niesamowita. A ja chciałem, żeby mój obraz był wyjątkowy.
Zaczął od przeglądania w sieci zdjęć, które właśnie tam zostały wykonane. Patrzył, jak inni fotografowie podeszli do tego tematu, jak wygląda teren. Rozmawiał z kolegami, którzy się tam wspinali, z przewodnikami górskimi, którzy przyprowadzają tam turystów. Chciał wyobrazić sobie przynajmniej kilka perspektyw, które można będzie złapać. I coraz bardziej przekonywał się, że ta droga jest tak obfotografowana, że naprawdę trudno będzie znaleźć tam coś nowego. Sprawdził też, o jakiej porze dnia skała jest oświetlona i wtedy zaczął dostrzegać możliwości, których nie widział na zdjęciach innych fotografów.
- Okazało się, że to wschodnia wystawa. Postanowiliśmy więc zrobić zdjęcia o wschodzie słońca, a nawet troszeczkę przed wschodem. Stwierdziliśmy z Michałem Czechem i Kingą Biernat - wspinaczami, którzy wspinają się w czołówce europejskiej - że musimy zanocować na grani.
Wieczorem cały zespół przeprowadził dokładny rekonesans, a Marcin znalazł dogodne miejsce do fotografowania. Wszystko musiało być przygotowane w najdrobniejszych szczegółach, bo wiadomo było, że najlepsze światło będzie trwało najwyżej kilkanaście minut. - Wcześniej zrobiliśmy nawet rundę po sklepach w Chamonix, żeby znaleźć Michałowi fajne ubranie. Chciałem, żeby dobrze zagrało kolorystycznie.
Wstaliśmy o czwartej rano. Wspinanie się o tak wczesnej porze na wysokości 3800 metrów npm. było sporym wyzwaniem. Sesja trwała dwadzieścia minut. Światło dopisało znakomicie. Tuż przed wschodem pojawiły się piękne fiolety, a gdy słońce wyszło zza grani - wszystko dosłownie eksplodowało kolorem starego złota. Kilka przymiarek, kilka póz i zdjęcie było gotowe.
Szczęście sprzyja przygotowanym, dlatego staram się mieć wszystko zapięte na ostatni guzik.
Bezpieczeństwo
Stojący z boku obserwatorzy mogliby pomyśleć, że praca fotografa, który robi zdjęcia w górach, na przełęczach czy na lodowcach nierozerwalnie wiąże się z ryzykiem i wysokim poziomem adrenaliny.
- To nie jest tak, że idziemy w góry i lecą kamienie, schodzą lawiny, a wichury urywają liny i wspinacze zawisają nagle na jednej ręce. Ta robota jest bardzo ciężka fizycznie i psychicznie, ale bywa też... nudna.
Pół dnia się podchodzi, wnosi cały sprzęt na plecach, montuje liny. Jest zimno, pada deszcz albo jest mróz. Wszystko się plącze, wszystko zaczyna wkurzać i przeszkadzać. Wtedy ryzyko jest czymś, czego najmniej nam potrzeba. Moja praca wymaga bardzo dużo spokoju, zimnej krwi, stonowania, wiele wysiłku i bardzo dużo czekania. Bywa że jest cały dzień przygotowań, a robienie zdjęć trwa kilkanaście minut.
Wspinacze działają w terenie bardzo nieprzyjaznym, potencjalnie niebezpiecznym. Dlatego nie szukają dodatkowych emocji, ponieważ te i tak są obecne w ich pracy.Mówi:
- Moja rola polega też na tym, żeby kalkulować ryzyko i w miarę możliwości go unikać. Oczywiście jest strach, ale na szczęście rzadko bywa tak, że coś wymyka się spod kontroli.
I dodaje: żadne zdjęcie nie jest warte życia, czy zdrowia kogokolwiek. Im bardziej niebezpieczny jest temat, tym więcej jest zastanawiania się, kombinowania, aranżowania, przygotowań do sesji, żeby to zrobić bezpiecznie. Chociaż oczywiście zdarzają się sesje, które generują dosyć spore ryzyko, na przykład w zimie, kiedy warunki potrafią się zmieniać bardzo szybko. Czasami jednak w tych najtrudniejszych warunkach wychodzą najlepsze zdjęcia.
Fotograf jest wówczas w stanie uchwycić prawdziwe emocje, ale również zmęczenie, napięcie, wyczerpanie, naprężenie mięśni, zaciśnięcie warg i... strach, dzięki któremu wspinacze są w stanie ocenić, co jeszcze mogą zrobić, a czego nawet nie powinni próbować. Marcin stara się pokazać na zdjęciu pragnienie wspinacza, by zrobić drogę, pokonać ścianę, jego spojrzenie pełne determinacji i walkę z własną słabością. Sposobem, który na to pozwala, jest fotografowanie z perspektywy wspinacza, nad sportowcem, a nie pod nim. Dzięki temu można przedstawić przestrzeń, ekspozycję, poszczególne przechwyty na drodze, koncentrację malującą się na twarzy przed trudnym ruchem.
Uchwycić moment
Patrząc na zdjęcia zrobione przez Marcina, trudno nie odnieść wrażenia, że artysta chowa w plecaku skrzydła, bo jak inaczej mógłby uchwycić tak niezwykłe pozy sportowców w spektakularnej górskiej czy lodowej scenerii? Niewątpliwie jedną z trudności w fotografii wspinaczkowej jest ograniczenie swobody ruchu. Kiedy fotograf wisi na linie, jest uzależniony od konkretnego punktu, z którego robi zdjęcia. Zwykle chcąc zmienić kadr, musi przyjmować rozmaite, niezbyt wygodne pozycje.
- Bardzo często opieram zdjęcia na skosach, komponuję fotografie po liniach diagonalnych, ponieważ to potęguje dynamikę obrazu
. Dużą wagę przywiązuję do kolorystyki zdjęć, staram się kontrolować, w co ubrany jest wspinacz. Barwa kasku czy kurtki ma często bardzo duże znaczenie dla obrazu.
Na pytanie, czy nie łatwiej byłoby zrobić takie zdjęcia z drona, artysta odpowiada z uśmiechem: - Na pewno łatwiej, ale czy to byłyby te same zdjęcia? Wykonywanym przeze mnie fotografiom zawsze towarzyszy jakaś historia opowiedziana obrazem. Jest jakiś background, wspomnienie, jakaś przygoda.
O sobie mówi: jestem formalistą. Brzmią mu w głowie słowa Maurice Denisa, który powiedział: Obraz - zanim stanie się koniem bojowym, aktem czy anegdotą - stanowi zasadniczo płaską powierzchnię pokrytą kolorami dobranymi według pewnego porządku. Stąd dla artysty od samego tematu zdjęcia ważniejsza jest kompozycja i dyscyplina formalna. - Ten, kto potrafi komponować, ułożyć obraz w kadrze, zawsze jest w stanie zrobić dobre zdjęcie, bez względu na to, czy będzie to wspinanie, rajdy samochodowe czy portret. Natomiast jeżeli mówimy o zdjęciach wybitnych, trzeba wejść głębiej.
Dlatego stara się wcielać w życie radę jednego z najwybitniejszych francuskich fotoreporterów XX wieku, Henriego Bressona, który sformułował teorię decydującego momentu. Koncepcja ta mówi, że to fotograf podbudowany intuicją i wiedzą powinien zdecydować, w którym momencie nacisnąć spust migawki, aby zdjęcie zawierało odpowiednią treść i miało doskonałą kompozycję. Przegapienie tego momentu jest stratą absolutną - dana chwila nigdy się nie powtórzy.
- Pomaga mi moje doświadczenie wspinaczkowe, ponieważ dzięki temu jestem w stanie przewidzieć ruch wspinacza.
Kiedyś w Tatrach na okapie Kopy Spadowej moi koledzy wytyczali nową drogę. Włożyliśmy mnóstwo wysiłku, żeby się tam dostać i przygotować do zdjęć. Jednak kiedy już wisiałem na linie, dostrzegłem, że wciąż brakuje tego czegoś, że ujęcie mi się nie podoba - wspinanie w rysie w dachu, poprzez zaklinowane głęboko w rysie ręce i nogi wspinacza wyglądało mało atrakcyjnie. Wtedy kolega powiedział, że przy wyjściu na okap skalny jest jeszcze klinowanie kolana. I to był ten moment. On rozpoczął wspinaczkę, przerzucił nogę, a ja nastawiłem szybką serię zdjęć. Wiedziałem, że ta najciekawsza pozycja tam się pojawi przez ułamek sekundy, w momencie płynnego ruchu.
Okazuje się, że wspinacze podczas sesji często pozują na ścianie, przy czym starają się nie wykonywać nienaturalnych ruchów, żeby zdjęcie nie było sztuczne. Dość powiedzieć, że typowym zachowaniem podczas wspinania jest to, że wspinacz patrzy w dół, szukając oparcia dla stóp. - Kiedy robię zdjęcia, proszę wspinaczy, aby spojrzeli w górę, chociaż wiem, że to dla nich trudne i nienaturalne. Czasami proszę, by wykonali dany ruch kilka razy, albo nieco inaczej ułożyli ciało.
Najlepsze zdjęcia wychodzą wtedy, kiedy wspinacz jest bardzo zmęczony i robi coś ostatkiem sił. Wtedy na jego twarzy maluje się wysiłek, ciało ma napięte jak struna, a fotografia zyskuje dużą dynamikę.
Zdjęcia pozowane nie są prawdziwe, ale nie muszą. One mają być piękne.