Zakład Utylizacyjny w Gdańsku po ostatniej ulewie znów mocniej czuć
Składowisko odpadów wchłonęło olbrzymie ilości wody. W związku z tym w najbliższym czasie nieprzyjemne zapachy mogą być bardziej uciążliwe.
Zakład Utylizacyjny w Szadółkach znów może dawać się mocniej we znaki. Wszystko z powodu pogody - obfitych deszczów i wysokich temperatur. - Pozostajemy w stanie podwyższonej gotowości - mówi Michał Dzioba, prezes ZU.
Choć sytuacja nie jest tak tragiczna jak podczas ubiegłorocznej lipcowej ulewy, bo ostatnio zlikwidowano główne źródło fetoru, to Szadółki znowu nieprzyjemnie czuć w południowych dzielnicach miasta.
- W ostatnich dniach, wieczorami, po wyjściu z autobusu na pętli Ujeścisko witał mnie smród charakterystyczny dla składowiska odpadów. Zdziwiłam się, bo przez bardzo długi czas nie było z tym u nas w dzielnicy problemów - mówi pani Agnieszka, mieszkanka ul. Kołodzieja.
Pracownicy ZU przyznają, że mogło się tak zdarzyć. Wszystkiemu winna jest pogoda. I dodają, że przez ostatnie dni intensywnie pracowali nad utrzymaniem pod kontrolą olbrzymich ilości wody, które przyjęło składowisko odpadów.
- Zostały wprowadzone całodobowe dyżury pracowników do monitorowania sytuacji i podejmowania niezbędnych działań zapobiegających skutkom opadów. Zaangażowano także dodatkowy sprzęt przygotowany na tego typu sytuacje - mówi Monika Łapińska-Kopiejć, rzecznik ZU. - Może się jednak pojawić incydentalne wzmożenie uciążliwości odorowych. Bo nie możemy wykluczyć, że w miarę przenikania wody w głąb kwater nastąpią czasowe utrudnienia w działaniu systemu odgazowania w wyniku zalania części studni odgazowujących - tłumaczy.
Po ubiegłorocznej lipcowej ulewie ZU podjął wiele działań, by nie powtórzyła się sytuacja, gdy fetor czuć było przez kilka miesięcy nawet w odległych od Szadółek dzielnicach. M.in. przygotowano zbiorniki retencyjne na przyjęcie ponadprzeciętnej ilości wody. I co najważniejsze - całkowicie opróżniono plac dojrzewania kompostu, gdzie leżały odpady biodegradowalne. Rok temu to właśnie one wchłonęły wodę jak gąbka i były głównym źródłem smrodu. Tym razem takiego zagrożenia już nie było.
Michał Dzioba, prezes Zakładu Utylizacyjnego w Gdańsku Szadółkach, mówi, że ostatnie ulewne dni były czasem próby i mobilizacji dla całej załogi.
- Monitorowaliśmy sytuację i dalej to robimy, sprawdzaliśmy stan skarp składowiska, jego wierzchowiny, zbiorników retencyjnych, podczyszczalni, odprowadzenia Potoku Kozackiego. Na bieżąco informowaliśmy też władze Gdańska oraz naszych partnerów z Rady Interesariuszy Zakładu. Sytuacja jest pod kontrolą. Jednak kwatery składowiska przyjęły ogromne ilości wody, co nie jest dobre - to okoliczności sprzyjające, niestety, emisji nieprzyjemnych zapachów. Pozostajemy w stanie podwyższonej gotowości - podkreśla Dzioba.