Zakładanie sterylnych, czystych gatunkowo i często koszonych trawników to bezmyślna moda - mówi entomolog, prof. Kazimierz Wiech
Świdrujący odgłos kosiarki dobiegający z samego rana zza okna i efekt: wycięta do samej ziemi trawa, która usycha w promieniach letniego słońca. Skoszony trawnik według niektórych wygląda ładnie i elegancko. Tymczasem koszenie niszczy biologiczną różnorodność, jest kosztowne, generuje hałas i spaliny. Przyczynia się również do spadku liczebności owadów zapylających i małych ssaków. - Na koszonych co tydzień trawnikach nie wyrosną kwiaty, nie przylecą tu także owady, bo po co? - mówi prof. dr hab. inż. Kazimierz Wiech, entomolog z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie
Czym jest dla owadów równo przystrzyżony i jednorodny trawnik?
Zielonym betonem, czyli bezużytecznym klepiskiem, miejscem nie do życia. To teren zwykle bardzo ubogi, jeżeli chodzi o roślinne zróżnicowanie gatunkowe, ponieważ posiadacz trawnika często usuwa wszelkie tzw. chwasty, czyli to, co oprócz trawy pojawia się na trawniku. Niejednokrotnie stosuje przy tym herbicydy do zwalczania chwastów dwuliściennych, na przykład mniszka lekarskiego.
Na jednorodnych trawnikach nie spotykamy w związku z tym zbyt wielu owadów ani innych zwierząt. Z ekologicznego punktu widzenia taki teren jest prawie jak pustynia.
Tymczasem bioróżnorodność roślin i zwierząt jest ogromnie ważna, ponieważ jesteśmy układem naczyń połączonych. Dawniej owady rozmnażały się nawet w zbożu, mogły żerować na niektórych roślinach, jak maki czy chabry. Dziś miejsc żerowania jest znacznie mniej. Jeśli nie będzie owadów, zmniejszy się liczba ptaków. A kiedy będzie mniej ptaków, nie będzie miał kto walczyć ze szkodnikami zagrażającymi roślinom czy drzewom. To wszystko się łączy. Poza tym częste koszenie trawników to ogromna strata energii, ponieważ kosząc, zużywa się paliwo, a emitując spaliny, zanieczyszczamy środowisko. Utrzymanie pięknego zielonego dywanu wokół domu wymaga także nawożenia i nawadniania. Trawy nie są oszczędne, jeśli chodzi o gospodarkę wodną. Do zaspokojenia swoich funkcji życiowych potrzebują naprawdę sporo wody. Jeśli kosimy często i zbieramy trawę, to zabieramy też składniki pokarmowe, które należy uzupełniać, aby rośliny dobrze się regenerowały. Jak widać, musimy wykonać cały szereg zabiegów tylko po to, aby utrzymać jeden gatunek rośliny, z którego nie korzystają owady, zwłaszcza owady zapylające, z którego nie korzystają ani motyle, ani chrząszcze. Wszystko tylko dla mody.
Co się dzieje z owadami, kiedy kosimy trawę? Czy mogą usłyszeć odgłos kosiarki i uciec?
Praca silnika i hałas odstraszają przede wszystkim ptaki i inne większe zwierzęta, które odwiedzają nasze trawniki, natomiast owady tam nie przylatują, ponieważ nie mają po co. „Zielonego betonu” nie odwiedzą ani trzmiele, ani pszczoła miodna, nie przylecą tam dzikie pszczoły ani motyle, ponieważ wszystkie te owady potrzebują pokarmu. Trawnik nie dostarczy im żadnych substancji pokarmowych, nektaru czy pyłku, ponieważ jest systematycznie koszony i nic nie zdąży tam zakwitnąć. Dlatego kosząc trawnik, nie zabijamy owadów, gdyż ich tam nie ma, chyba że żyją w glebie. Kiedyś proszono mnie o radę, ponieważ fragmenty trawników usychały i wypadały i nie było wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Okazało się, że w glebie rozwijały się pędraki chrabąszcza latającego w czerwcu - guniaka czerwczyka - żerujące w systemie korzeniowym traw, powodując zamieranie roślin i tworzenie się pustych placów. Koszenie mu nie przeszkadzało, podobnie zresztą jak gąsienicom rolnic - ciem, które bardzo licznie pojawiają się co kilkanaście lat.
Czy na los owadów wpływa to, czy kosimy kosiarką elektryczną czy spalinową?
Urządzenie, które daje mniej hałasu, będzie miało mniejsze oddziaływanie na faunę, przede wszystkim na ptaki. Kosiarka elektryczna jest mniej hałaśliwa od spalinowej. Niestety, w przypadku infrastruktury miejskiej standardowo używa się kosiarek spalinowych, które emitują do atmosfery szkodliwe produkty spalania paliwa. Dużym problemem jest także generowany przez tego typu sprzęty hałas, zwiększający ogólny miejski zgiełk.
A gdybyśmy kosili kosą, jak nasi dziadkowie? Owady miałyby się lepiej?
Nasi przodkowie wokół domów mieli wielogatunkowe łączki, które kosili kosą najczęściej tylko dwa razy w sezonie, podtrzymując w ten sposób różnorodność roślinną, a siano przeznaczając na paszę dla zwierząt. Może dzisiaj kosa też by się przydała, zwłaszcza że obecnie coraz powszechniejsze staje się zamienianie trawników na półnaturalne lub naturalne łąki, albo na tak zwane łąki kwietne, które powstają z gotowych zestawów nasion. Ja natomiast polecam jeszcze coś innego.
Jeżeli ktoś ma ogród, może w nim wydzielić pewną część, którą będzie kosił rzadziej, powiedzmy dwa-trzy razy w sezonie.
W moim ogrodzie mam część powierzchni, którą koszę w czerwcu i potem drugi raz w sierpniu. Można też pozostawić fragment niekoszony aż do następnego roku. Warto pozwolić, żeby część roślin zakwitła, wytworzyła nasiona, żeby na tych roślinach mogły się rozwijać i zakończyć rozwój niektóre owady, na przykład motyle, które mają dość długi okres rozwoju. Już nie wspomnę o pluskwiakach, owadach prostoskrzydłych czy pasikonikach. Z takiej długo kwitnącej łąki będą też chętnie korzystały trzmiele i dzikie pszczoły, których jest coraz mniej.
Podejrzewam, że potrzeba sporo czasu, aby odtworzyć taką łąkę.
To prawda, to proces, na który potrzeba nawet kilku lat. Jednak w glebie mamy ogromy zapas nasion. Z jednego metra kwadratowego gleby, kopiąc w głąb na 50 centymetrów, możemy pozyskać nawet sto tysięcy nasion różnych roślin, które pozostają w ziemi niczym w banku lub w magazynie. Kiedy glebę orzemy lub przekopujemy, wówczas wydobywamy te nasiona na powierzchnię, a one mają szansę wykiełkować. Jeżeli natomiast cały czas kosimy nasz trawnik, wówczas nie dajemy ukrytym w ziemi nasionom szans, by wyrosły, zakwitły i dały nasiona, nie dajemy także możliwości rozwoju owadom.
Wpływ na rozwój fauny na siedliskach łąkowych ma nie tylko częstotliwość koszenia, lecz także wybór terminów cięcia. Kiedy najlepiej zacząć kosić trawę?
Od wieków pierwszy pokos siana wykonywany był w czerwcu, drugi można wykonać na przykład w sierpniu. To terminy optymalne dla przyrody i owadów.
Tymczasem mądrość ludowa głosi, że trawnik częściej koszony ładniej się rozkrzewia i jest bardziej gęsty, dlatego wiele osób wyjeżdża z kosiarkami nawet co tydzień. Jak pan profesor to ocenia, oczywiście, z punktu widzenia owadów?
To bezmyślna moda nieoparta na żadnej ekologicznej wiedzy.
Powinniśmy pamiętać, że tylko bogata w gatunki roślinne łąka zapewni owadom bazę pokarmową (pyłek i nektar z kwiatów), a więc będzie skutkowała większą liczbą obserwowanych gatunków pszczół i wyższą częstością odwiedzin kwiatów.
Jeżeli chcemy, aby w hotelu dla owadów pojawiły się samotne pszczoły, na przykład murarki, to nie możemy postawić go na często koszonym trawniku, bo przecież tam nie ma żadnych kwiatów. Jeżeli chcemy, aby hotel dla owadów został przez nie zasiedlony, musimy zapewnić wokół niego źródło pokarmu, a będzie nim zróżnicowana gatunkowo łąka, a na niej rośliny, które kwitną przez cały sezon wegetacyjny: zaczynają kwitnąć wiosną, jak mniszek lekarski, potem pojawia się bluszczyk kurdybanek czy przetacznik ożankowy, a później kwitną koniczyny. W moim ogrodzie mam koniczynę białą i łąkową, których nie siałem, pojawiły się same i tworzą bardzo piękne kępy. Są to rośliny szczególnie korzystne dla trzmieli, które mają długie języczki i są w stanie sięgnąć głęboko do wnętrza kwiatu. Wokół kwitnącej lawendy uwijają się roje pszczół, trzmieli i motyli. Jeżeli będziemy mieli zróżnicowaną łąkę, to przylecą tam również motyle, które wabi różnorodność roślin i intensywne kolory. Szczególnie ważne są dla nas trzmiele. Te pożyteczne owady zakładają gniazda w zacisznych miejscach: na miedzach, w norach opuszczonych przez gryzonie czy w kępach suchej trawy. Aby pojawiły się w naszym ogrodzie, musi być spełnionych kilka warunków. Przede wszystkim ogród powinien stać się zacisznym miejscem, w którym nie będzie hałasowała kosiarka i gdzie nie będą stosowane żadne środki tzw. ochrony roślin - pestycydy. Trzmiele powinny mieć stały dostęp do kwitnących roślin, zwłaszcza koniczyny łąkowej, dla której powinno się znaleźć miejsce w każdym ogrodzie. W takim miejscu z bogactwem kwitnących roślin pojawią się nie tylko trzmiele, ale także samotne pszczoły, równie ważne jak trzmiele, jeśli chodzi o zapylanie kwiatów, czy pszczoła miodna.
Co powiedziałby pan osobom, które twierdzą, że wysokie trawy są siedliskiem kleszczy?
Kleszczy mamy dużo i będziemy mieli coraz więcej. Te pajęczaki z podgromady roztoczy dobrze się czują w naszym klimacie i ryzyko „złapania” kleszcza istnieje wszędzie, nie tylko tam, gdzie rośnie trawa, ale również tam, gdzie rosną niewysokie zarośla i krzewy, na polanach, w lesie, na łąkach, w miejskim parku, w okolicach jezior i rzek, a nawet w naszym własnym ogrodzie. Występowanie kleszczy wcale nie jest proporcjonalne do wysokości trawy na zieleńcach. Kleszcze są przenoszone przez różne zwierzęta, a mamy ich w naszym otoczeniu coraz więcej - to te, które sami hodujemy, jak również na przykład gryzonie.
Kleszczy jest więcej, ponieważ łatwo mogą znaleźć ogniwa dla swojego rozwoju. Pajęczaki te będą obecne w przyrodzie niezależnie od tego, czy będziemy zakładać kwietne łąki, czy kosić trawniki.
Warto też dodać, że w urozmaiconym siedlisku jest większa szansa na występowanie naturalnych wrogów kleszczy, takich jak mrówki, chrząszcze, ropuchy, myszy, ptaki czy larwy motyli.
Zwolennicy koszenia powtarzają również, że skracanie traw przeciwdziała alergii.
Alergia powstaje nie tylko z pyłków, które produkują trawy, ale także z pyłków, które produkują drzewa, na przykład brzoza, leszczyna czy sosna. Jeżeli w sąsiedztwie naszego domu rosną trawy i drzewa, które w poszczególnych okresach pylą, wówczas absolutnie nie ma znaczenia, czy my kosimy nasz trawnik co tydzień, czy co kilka dni, ponieważ nie wpłynie to na poziom pylenia. Pyłki unoszą się w powietrzu i są przenoszone z wiatrem.
Mówi się także, że przycinanie traw pozwala ograniczać rozsiewanie się ekspansywnych chwastów, które mogą ograniczać widoczność kierowcom.
Chwast to pejoratywne określenie wymyślone przez człowieka na rośliny konkurujące z roślinami uprawianymi w warunkach polowych. Dlatego nie używam słowa chwast, ale terminu „roślina dziko rosnąca”. Argument o ograniczaniu widoczności dla kierowców przez chwasty jest absurdalny, ponieważ widoczność mogą zasłaniać jedynie krzewy lub drzewa, a nie trawy czy dziko rosnące rośliny. Na poboczach i na skrajach pól występuje większa różnorodność roślin „wypchniętych” z pól uprawnych, jednak właśnie te miejsca są systematycznie i często opryskiwane herbicydami. Środki te wyniszczają dziko rosnące rośliny, te tzw. chwasty, dlatego na polach nie widzimy już maków czy chabrów, a kąkol stał się rośliną zupełnie rzadką. Jadąc ostatnio autostradą, widziałem, jak przy suchej pogodzie wielkimi kosiarkami wycinano do gołej ziemi wszystko to, co tam rosło. Pytam, po co? Chyba z poczucia jakiegoś fałszywego porządku, ponieważ nie widzę biologicznego ani technicznego uzasadnienia dla takiej działalności.
Równo przystrzyżony i jednorodny trawnik to moda anglosaska. W Polsce ostatnio obserwujemy inną modę - na łąki kwietne. W Krakowie założonych jest już kilkadziesiąt hektarów łąk kwietnych. Jak pan ocenia tę działalność?
To akcja prowadzona w bardzo dobrym kierunku, z zaznaczeniem, że na łąkach kwietnych powinny być wysiewane rodzime gatunki roślin, które mogą być nektarodajne i stanowić miejsce schronienia dla zwierząt i owadów. Gorzej, kiedy w tych mieszankach pojawiają się bliżej niesprecyzowane i nieznane gatunki roślin z różnych stref klimatycznych. Warto zwracać uwagę na to, co wysiewamy, bo możemy mieć później kłopot ze zwalczaniem roślin obcych, inwazyjnych gatunków.
Zakładania łąk kwietnych nie postrzegam jako nową modę, uważam, że jest to powrót do tego, co było kiedyś. Modą nazywam zakładanie sterylnych, czystych gatunkowo i często koszonych trawników, co stało się popularne stosunkowo niedawno. Warto rezygnować z trawników rozumianych jako zielony beton, chociaż wielu osobom tak utrzymana zieleń się podoba.
Podobnie jak wiele osób mówi, że piękny las to taki, w którym jest czysto, nie ma w nim leżących, butwiejących drzew czy suchych gałęzi. Taki las można tylko porównać do pola kukurydzy. Tymczasem jest wręcz przeciwnie - piękny naturalny las to taki, w którym jest ogromna różnorodność gatunkowa, gdzie na zwalonych pniach drzew rozwijają się grzyby, pojawiają się mszaki i paprotniki, a wewnątrz mieszkają owady. Moda na strzyżone trawniki i jednogatunkowe uprawy leśne to ogromne zubożenie dla środowiska. I to, że w tej chwili następuje wymieranie dzikich gatunków pszczół, ponieważ z blisko pięciuset gatunków pszczół, jakie występują w Polsce, zagrożonych wymarciem jest już ponad 220 - to m.in. efekt takiej mody. Gdy nie ma miedz ani dziko rosnących roślin, a nasze trawniki są sterylne i na dodatek powszechnie stosuje się pestycydy - owady giną. Komunikacja również negatywnie oddziałuje na ich populację. Miliardy owadów giną w zderzeniach z pojazdami samochodowymi. Doszło już do tego, że ogólna biomasa (ciężar) latających owadów w Europie zmniejszyła się o 75 proc.!
Jaka jest tutaj rola miejskich terenów zielonych?
Tereny zieleni większości osób kojarzą się z rekreacją i wypoczynkiem. I słusznie, ponieważ to jest ich podstawowa rola. Zieleń wprowadza się do miast, by wśród szkła, betonu i asfaltu żyło nam się lepiej. Odpowiednio rozlokowana zieleń wysoka stanowi naturalną ochronę przed wiatrem, nawilża powietrze i obniża temperaturę panującą w miastach, co jest odczuwalne zwłaszcza latem. Stanowi także źródło tlenu i pochłania dwutlenek węgla. Właściwe planowanie zieleni miejskiej sprzyja także zachowaniu bioróżnorodności owadów, dla których ważna jest dostępność bazy pokarmowej i miejsc rozrodu. Stąd w przestrzeni miasta ważną rolę odgrywają parki, zadrzewienia, zakrzewienia, łąki kwietne i trawiaste, w których znajduje się bogactwo gatunkowe zwierząt, roślin i grzybów, tak jak w obszarach leśnych i łąkowych poza zabudową miast.
Warto spróbować pójść w kierunku odrodzenia naturalnych siedlisk, wtedy być może liczebność fauny przestanie się drastycznie zmniejszać, a może - patrząc bardzo optymistycznie - zacznie wracać do poprzedniego poziomu.
Jeszcze możemy zdecydować, czy chcemy zachować różnorodność roślinną i zwierzęcą, czy chcemy żyć w środowisku ubogim, pozbawionym roślin, owadów i innych zwierząt. Wciąż mamy możliwość podjęcia tej decyzji.