Zakłady pracy błagają szkoły o absolwentów z fachem w ręku

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Filip Pobihuszka

Zakłady pracy błagają szkoły o absolwentów z fachem w ręku

Filip Pobihuszka

Czy dla poprawy sytuacji na rynku pracy konieczna jest szybka reforma szkolnictwa ponadgimnazjalnego?

TAK
Powstają nowe zakłady, tam za chwilę będą potrzebni ludzie!

Zakłady pracy błagają szkoły o absolwentów z fachem w ręku
Filip Pobihuszka Zbigniew Haczkowski, szef firmy Melaco z Nowej Soli.

Regularnie bierze pan udział w posiedzeniach zespołu zajmującego się „żenieniem” oświaty i lokalnego przemysłu...
Jak zapraszają mnie na narady, to owszem, poświęcę te dwie, trzy godziny, ale niech to ma sens! To jest szok. Gdyby polski przemysł rozwijał się w takim tempie, to bylibyśmy jeszcze w XV wieku. I szlag mnie trafia, jak widzę tę ślamazarność. Za chwilę nowy rok szkolny, w czerwcu młodzież będzie składać wnioski. I na co? Znowu na jakieś wydumane kierunki.

Zarząd powiatu nowosolskiego miał plan połączenia czterech szkół w dwie placówki, ale póki co wszystko zostaje po staremu.
To ma sens i wynika z niżu demograficznego. Te budynki stoją w dużej części puste, a to przecież są koszty, które ponoszą samorządy. A po kiego grzyba tylu dyrektorów? Nikt się nie martwił, jak padały fabryki w Nowej Soli, że ludzie poszli na bruk, że zaczęli robić te krasnale. A tu wszyscy bronią, by nauczyciele zostali na miejscach, nawet jak będzie dwóch uczniów w klasie. To nie jest dobre dla młodzieży. To nie jest dobre dla finansów publicznych. To jest dobre dla określonych ludzi.

A ma pan porównanie, jak to wygląda w innych powiatach?
Jest tak samo. I to samo samorządy próbują robić. To smutna, przykra sprawa, ale to są prawa rynku. Mamy niż demograficzny i coś z tym fantem trzeba zrobić. Współczuję wszystkim, ale to się dzieje w całej Polsce.

Więc według pana czas nie gra na naszą korzyść...
W domach już toczą się rozmowy, do jakiej szkoły pójść. W nowej strefie powstaje, aż rozkosz popatrzeć, nowy zakład. Tam za chwilę będzie potrzebna masa ludzi. I to nie humanistów, a takich, którzy mają zaszczepioną wiedzę techniczną. A zespół od reformy szkolnictwa zbiera się raz na kwartał, na raptem dwie godziny.

NIE
System oświaty za często jest pod presją pracodawców.

Zakłady pracy błagają szkoły o absolwentów z fachem w ręku
Filip Pobihuszka Mirosław Olejniczak, radny powiatu nowosolskiego.

Na kilku ostatnich sesjach dał pan się poznać jako przeciwnik szybkich zmian w lokalnym systemie oświaty. Skąd taka postawa?
Wszyscy są zgodni, że trzeba zreformować oświatę w Polsce i trzeba zmienić podejście do szkolnictwa zawodowego. W tej chwili ministerstwo opracowuje własne plany i na to musimy poczekać. Dość często znajdujemy się pod presją pracodawców, którzy chcieliby mieć pracownika konkretnego. Ale nie możemy zakładać, że będziemy uczyć tylko umiejętności. Musimy zadbać o segment intelektualny.

Chodzi o to, żeby nacisk na szkolnictwo zawodowe nie był z kolei za mocny?
Oczywiście! Nawet jakby w nowosolskiej strefie było dwa razy więcej zakładów, to nie można docelowo kształcić pod strefę. Szkoły działają według wieloletniego cyklu. Najpierw trzeba stworzyć podwaliny. Musi być osiągnięty pewien poziom wiedzy ogólnej, która potem będzie pozwalała na dosyć elastyczne zdobywanie kolejnych uprawnień w różnych sferach. Jeśli ktoś jest, za przeproszeniem, tłukiem, to będzie mógł się nauczyć tylko najprostszych czynności. Natomiast ktoś z podwalinami będzie miał ułatwione zdobywanie kolejnych umiejętności. Na tym polega system oświaty. A nie, że ktoś gwizdnie, że potrzeba pracowników.

A co z argumentem, że zmiany powinny zajść jak najszybciej, bo i tak będzie potrzeba kilku lat, aż wszystko się „dotrze”?
To nie jest dla mnie argument. Pośpiech przy sprawach oświatowych jest zawsze szkodliwy. Brakuje nam normalności, podejścia bez emocji.

Czyli wracając do początku, czekamy na to, co zrobi Warszawa...
Tak. Bo tutaj problemy można załatwiać doraźnie na kilka lat, by za chwilę wrócić do miejsca, z którego się wyszło. A oświata i tak nigdy nie nadąży za zakładami pracy.

SONDA: Na rynku pracy brakuje fachowców. Jak zachęcić młodzież do nauki konkretnego zawodu?

Justyna Ratajczak, sprzedawca ze Świebodzina
Uważam, że zachęcać do nauki konkretnego zawodu powinno się już od najmłodszych lat, zdecydowanie przed wyborem szkoły średniej. Wykłady teoretyczne zastąpić praktyką, warsztatami czy spotkaniami ze specjalistami. Myślę też, że ciekawe oferty pracy mogłyby pozytywnie wpłynąć na popularyzację danego zawodu. W modzie są niszowe kierunki, więc warto je promować.

Grzegorz Kuźniar, zastępca kierownika marketu w Żaganiu
Myślę, że trzeba ograniczyć młodzieży dostęp do szkół ogólnokształcących. Teraz mami się młodych liceami o różnych profilach, które nic nie dają. Po ogólniaku nikt nie chce przyjąć młodego bez doświadczenia. Jeżeli będzie ciekawa oferta zawodowa, którą nauczyciele też będą promowali w gimnazjach, to będzie dobrze.

Ryszard Wysoczański, przedsiębiorca z Kostrzyna nad Odrą
Trzeba młodzież aktywizować. Najlepsze byłyby spotkania w zakładach pracy, które pokazują, na czym ta praca polega. Teraz uczniowie przeglądają wszystko w internecie, a to nie odzwierciedla tego, na czym ta praca polega. Moim zdaniem takie dni otwarte w firmach pokazałyby, jak wygląda praca w rzeczywistości. Niejeden młody człowiek znalazłby dla siebie fach właśnie przez taką obserwację.

Krzysztof Skrzypnik z Chartowa
Uważam, że nic tak nie zmotywuje młodzieży do skutecznego planowania swojej przyszłości, jak pewna praca i godziwe wynagrodzenie. Jeśli młodzi będą mieli świadomość opłacalności danego zawodu, to będą go wybierali. W okolicy Słońska firma poszukuje ślusarzy, których godnie wynagradza. Dzięki temu coraz więcej młodych z okolicy podejmuje kursy i szkolenia, które pozwalają wykonywać właśnie tę pracę.

Przemysław Pigła, pedagog z Nowej Soli
Trzeba młodzieży pokazać stabilność, jaką daje praca w danym zawodzie. Musimy zagwarantować naukę na najwyższym poziomie, ważny jest też czynnik ekonomiczny: wiadomo, że zawody lepiej płatne cieszą się większym zainteresowaniem. O właściwe recepty jednak trudno. Inaczej nie byłoby problemu z brakiem fachowców na rynku.

Andrzej Iwanicki, przedsiębiorca z Gubina
Nie ma skutecznego sposobu. Myślę, że najważniejsze jest to, aby szkoły współpracowały z miejscowymi przedsiębiorcami i kształciły młodzież w danym kierunku. Ucznia nie można jednak przymusić do kształcenia się w konkretnym zawodzie. Można próbować, ale w przypadku mojej firmy gwarantujemy miejsca pracy i dobre warunki, a obecnie chętnych jest naprawdę niewielu.

Filip Pobihuszka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.